Znikają łąki kwietne, w miejscu bujnych trawników pojawiają się dywany suchej kory. Trwa „rewitalizacja Utraty”
Sławomir BUKOWSKI
„Rewitalizacja to kompleksowy proces wyprowadzania ze stanu kryzysowego obszarów zdegradowanych” – taką definicję podaje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Rewitalizacja to „przywrócenie do życia, ożywienie” – podaje Wikipedia.
W Pruszkowie rewitalizacji można by poddać np. stare wysypisko śmieci na Gąsinie. Tymczasem władze miasta postanowiły „zrewitalizować” dziką przyrodę nad Utratą, jeden z ostatnich tak pięknych zakątków w okolicy. Choć o swoim projekcie nie mówią „rewitalizacja”, tylko: „Poprawa jakości środowiska poprzez kompleksowy rozwój terenów zielonych w Pruszkowie – etap II”, to słowo „rewitalizacja” pojawia się przekazach płynących z urzędu miasta.
Cięcie do gołej ziemi
Aby przekonać się, jak ta rewitalizacja, czy poprawa jakości środowiska, wygląda w praktyce, wystarczy udać się na spacer do Malich. W zaledwie kilka dni zniknęła część wspaniałych, naturalnych łąk kwietnych, stworzonych przez przyrodę, których nie trzeba było doglądać, kosić, podlewać czy nawozić, bo przyroda troszczyła się o nie sama. Na polance w okolicach mostku na Utracie zniknęły całe połacie gęstej, mocnej trawy, o którą dbali mieszkańcy – to było ich ulubione miejsce spotkań i rekreacji. W okolicach ulicy Kaczanowskiego zniknęła… niemal cała zielona polana! Krzewy wycięto, trawę zdarto, ciężki sprzęt pokaleczył kilka drzew, które mają zostać.
Tutaj były tereny zielone, duma mieszkańców Malich. Teraz są tereny z suchej kory
Próbkę tego, czym zastąpiona zostanie naturalna zieleń, już widać. Trawniki wysypano korą niczym przy podjeździe do supermarketu. W korę wetknięto kilkucentymetrowe patyczki mające być sadzonkami wierzby. Część niemal natychmiast uschła. Podobne „nasadzenia” pojawią się na zielonej polanie, która przeszła już do historii. Pomiędzy wysypaną na ziemi korą wytyczone zostaną alejki i staną ławki.
Dorodna, mocna trawa została zdarta do gołej ziemi
Na koniec powstanie ścieżka pieszo-rowerowa. W zamierzeniu będzie można dotrzeć nią z Malich aż do Gąsina. Gąsiński fragment już jest – z nawierzchnią wysypaną kamieniami, po której rowerem jechać ciężko, spacerować niewygodnie, a dziecięcym wózkiem z małymi kołami przejechać wręcz się nie da. Rolki, hulajnogi, dziecięce rowerki – wykluczone.
I jeszcze jedno. Na tworkowskim odcinku „rewitalizowanej” Utraty stanie płot z furtkami. Furtki mają być pootwierane w celu umożliwienia migracji dzikich zwierząt. Ale jaki w ogóle jest sens stawiania płotu? Nie wiadomo.
Wielki protest w Malichach właśnie się rozkręca
Od kilku dni w Malichach temat „rewitalizacji Utraty” to numer jeden większości rozmów. Na lokalnym forum dyskusyjnym zamieszczane są zdjęcia dokumentujące skalę wycinki i degradacji brzegów Utraty. Komentarze utrzymane są w jednym tonie: to, co władze Pruszkowa robią z przyrodą, to skandal, z ochroną środowiska naturalnego niemający nic wspólnego. Prace trzeba jak najszybciej zatrzymać.
Mieszkańcy Malich przystąpili do działania. Reprezentacja osiedla w czwartek 29 czerwca przyszła na sesję Rady Miasta Pruszkowa. Wręczyła list protestacyjny wiceprezydentowi Konradowi Sipierze, który odpowiada za inwestycje w mieście. „Domagamy się wstrzymania dewastacji naszego środowiska przyrodniczego i przywrócenia jego stanu naturalnego oraz doprowadzenia do remontu ulic Kaczanowskiego i Krakusa, przywracającego ich stan użytkowy dla mieszkańców” – czytamy w liście.
Wymienionymi w liście uliczkami na plac budowy, gdzie odbywa się „rewitalizacja” Utraty, dojeżdża ciężki sprzęt – koparki, ciężarówki. „Ulice Kaczanowskiego i Krakusa są typowymi ulicami osiedlowymi, dojazdowymi dla mieszkańców do ich posesji i nie projektowanymi pod ruch ciężkich pojazdów, a w związku z tym nie posiadającą odpowiedniej do tego podbudowy. Decyzja o poprowadzeniu tą ulicą dojazdu transportowego do inwestycji powoduje obecnie dewastację ich nawierzchni, niszczenie geometrii drogowej i nawierzchni, z której jest wykonana oraz dalsze zapadanie się mostka na ul. Krakusa przy skrzyżowaniu z ul. Kaczanowskiego. Protestujemy również przeciwko niszczeniu w ramach tego projektu środowiska naturalnego na polach tworkowskich rozjeżdżaniem ciężkim sprzętem, niewspółmiernym do wielkości projektu oraz wzdłuż brzegów rzeki Utraty i rzeki Raszynki, poprzez wydzieranie ogromnych pasów naturalnej darni i robienie w tym miejscu pasów sztucznych nasadzeń plantacyjnych z wierzby i wikliny. Naturalne przestrzenie przyrodniczo-rekreacyjne są zastępowane sztucznymi nasadzeniami niemającymi charakteru naturalnego środowiska dla tej przestrzeni przyrodniczej” – piszą mieszkańcy.
Protest mieszkańców poparł przewodniczący Rady Miasta Pruszkowa Krzysztof Biskupski, który jako mieszkaniec Malich sam z niepokojem obserwuje stan osiedlowych uliczek.
Drukują plakaty, ustalają kto przyjdzie
Maliszanie wymogli na wiceprezydencie Sipierze spotkanie nad Utratą. Ma odbyć się w poniedziałek 3 lipca o godz. 14.30 w Malichach, na polance przy mostku nad Utratą. Zaproszony na nie został też twórca projektu „rewitalizacji”.
Cały piątek i sobotę mieszkańcy komunikowali się ze sobą w tej sprawie, ustalając kto przyjdzie. Drukowali plakaty informacyjne i rozwieszali na terenie osiedla. Kilka osób postanowiło wziąć urlop w pracy, by uczestniczyć w spotkaniu, które jak mówią, może być ostatnią szansą na uratowanie dzikiej przyrody w Pruszkowie.
Ciężki sprzęt już raz został zatrzymany
W piątek maliszanie przeszli do czynów. Widząc że ciężki sprzęt lada moment zacznie rozjeżdżać ścieżkę wzdłuż Utraty, bo robotnicy postanowili postawić tam „płot techniczny”, jeden z nich zaalarmował policję i urząd miasta. Na miejsce przyjechała m.in. Elżbieta Jakubczak-Garczyńska, naczelniczka Wydziału Ochrony Środowiska (to ten wydział odpowiada za realizację projektu „rewitalizacji” Utraty). Krzysztof Michalak, który podjął interwencję, tak opisał ją w mediach społecznościowych:
„W dniu dzisiejszym w godzinach rannych przebywając na terenie parku tworkowskiego wstrzymałem dewastację terenu leśnego znajdującego się pomiędzy płotem cmentarza, a zbiornikiem wodnym z drewnianym pomostem. W tamtym rejonie jest przepiękna leśna ścieżka, która zostałaby dzisiaj zdewastowana. Na potrzeby tzw. „rewitalizacji Utraty” dokonywane było wygrodzenie terenu budowy. Zgodnie z wyznaczonymi punktami geodezyjnymi, druciany płot techniczny miał biec w niewielkiej odległości od stawu, częściowo po tej uroczej ścieżce lub tuż obok niej. Prace polegające na wbijaniu drewnianych kołków miały być wykonane przy użyciu koparki wbijającej je łychą. Będąc świadkiem, jak jeden z pracowników mówił do operatora koparki, aby wjechał w las starając się w jak najmniejszym stopniu połamać drzewka, uniemożliwiłem koparce wjazd, zawiadomiłem policję oraz Wydział Ochrony Środowiska z UM. Poinformowany został także Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowalnego. Zgodnie z zezwoleniem, prace takie powinny być wykonywane ręcznie, a przy pracach mechanicznych powinny być zabezpieczenia drzew”.
„Ziemia wygląda jak spalona napalmem”
Bartek „Brzoza” Brzeziński, mieszkaniec Malich, aktywista, zapytany przez redakcję zpruszkowa.pl o swoje oczekiwania związane z poniedziałkowym spotkaniem z wiceprezydentem Konradem Sipierą, odpowiada: – Będzie zapewne taki sam scenariusz jak z parkiem Bersohna (dawny skwerek przy dworcu PKP, przez który poprowadzono łącznik ulic – przyp. red.), my będziemy sobie stać i rozmawiać, a w tym czasie koparki będą spokojnie pracować. Podyskutujemy o drzewach, ale już następnego dnia nasza rozmowa będzie bezprzedmiotowa, bo tych drzew nie będzie. Zostaną gruz i zgliszcza – mówi Brzeziński. – Ja nie mam pretensji do wykonawcy prac. Przystąpił do przetargu, wygrał, pracuje od 8 do 15 żeby dostać pieniądze, bo musi wykarmić swoje dzieci. Ja mam pretensję do władz Pruszkowa o projekt, którego ostateczna wersja nawet nie została pokazana mieszkańcom.
Aktywista mówi o amoku, którego dostał urząd miasta, żeby jak najszybciej zrealizować projekt, bo Pruszkowowi grozi utrata dotacji. – Jest dotacja, więc zaczyna się jazda bez trzymanki, odpalamy wrotki i lecimy. A konsultacje to zło konieczne – dodaje.
Na sesji rady miasta wiceprezydent Sipiera odnosząc się do protestu mieszkańców powiedział, że jeśli jakieś sadzonki uschną, to roboty nie zostaną odebrane. Bartek „Brzoza” Brzeziński komentuje tę wypowiedź tak: – Jeśli robotnicy zostawią nam spaloną ziemię od Malich do Tworek, to o czym będziemy wtedy rozmawiać? My oczekujemy zaprzestania wycinki, wstrzymania tej demolki i niszczenia tego, co było najpiękniejsze. Tu nie ma żadnej rewitalizacji czy renaturalizacji. Tu odbywa się wypalanie wszystkiego do gołej ziemi i zostawianie pyłu i zgliszcz! Zostaje nam sucha ziemia wyglądająca jak spalona napalmem! Kto nie wierzy niech przyjedzie i sam zobaczy.
Radna Ewa Białaszewska-Szmalec przeprasza mieszkańców
Realizacji projektu nazwanego przez urząd miasta „Poprawą jakości środowiska…” można było zapobiec, wystarczyło że radni odrzucą poprawkę do budżetu zgłoszoną przez prezydenta Pawła Makucha (przetarg wyszedł drożej niż założono i wymagał dosypania pieniędzy, by podpisać umowę z wykonawcą). Ale większość radnych zagłosowała za poprawką.
Odnosząc się do tego, co dzieje się teraz w Malichach, radna Ewa Białaszewska-Szmalec (klub PiS) napisała w komentarzu: „To jest barbarzyństwo i ja podniosłam za tym rękę. Wstyd mi, przepraszam mieszkańców”.
Maliszański radny Olgierd Lewan (SPP), gdy zostało mu przypomniane, że również zagłosował na „tak”, odpisał, że oto zaczyna się kolejny hejt na radnych. „Przypomnę tylko nieskromnie, że to właśnie dzięki m.in. moim naciskom doprowadziliśmy do zmiany pierwotnego projektu i tzw. "konsultacji" z mieszkańcami, co dało wprowadzenie istotnych zmian do całej tej koncepcji i nadało jej wygląd w miarę akceptowalny”.
Przeszukaliśmy dostępne w Pruszkowie internetowe fora dyskusyjne szukając jakichkolwiek pozytywnych komentarzy na temat „rewitalizacji Utraty” na wysokości Tworek i Malich. Nie znaleźliśmy. Słowa radnego Lewana o „akceptowalności koncepcji” to jedyne pozytywne określenie, jakie udało nam się wypatrzyć.