Zbudujmy Rynek Pruszkowa
Wiceprezydent Konrad Sipiera zapowiada stworzenie centralnego placu, odpowiednika rynku. Jeśli inwestycja zostanie mądrze zaplanowana, Pruszków ma szansę doczekać się swojej wizytówki.
O pomyśle stworzenia charakterystycznego punktu spotkań i miejsca wydarzeń – między ulicami Niecałą, Prusa, Sprawiedliwości i aleją Wojska Polskiego – napisał przed kilkoma dniami portal WPR24. – Zamysł jest taki, by mieszkańcy Pruszkowa i samo miasto doczekało się placu z fontannami i zielenią, które dodatkowo będą otoczone restauracjami. Mieszkańców przybywa, warto więc, by na miejscu, w pobliżu domu, nasi mieszkańcy mogli przyjemnie i ciekawie spędzić czas z rodziną i znajomymi. Teren, o którym mówimy, jest dzisiaj praktycznie w całości w naszych rękach. Jest tu tylko kilka prywatnych działek – powiedział Konrad Sipiera, wiceprezydent Pruszkowa, cytowany przez portal.
I choć część osób mogła odnieść wrażenie, że to autorski pomysł obecnej ekipy w urzędzie miasta, koncepcja jest znana od kilku lat i była mocno akcentowana w zeszłorocznej kampanii. Stworzenie rynku było jedną z czołowych obietnic kandydatów do rady miasta z listy Koalicji Obywatelskiej oraz ubiegającego się o urząd prezydenta Piotra Bąka. Pan Piotr, stojąc na zaniedbanym skwerze na tyłach kamienic przy Bolesława Prusa, nagrał nawet filmik, w którym mówił: „Chcę aby w tym mieście powstała otwarta przestrzeń dla mieszkańców, kultury i dla twórczości środowisk artystycznych. Wiem że to miejsce może stać się czynnikiem budującym nową tożsamość Pruszkowa”.
Czy potrzebujemy takiego miejsca? Na jednym z forów dyskusyjnych pruszkowiak ukrywający się pod pseudonimem Luke George Black pisał krytycznie: „Plac Kaczyńskiego? Żeby obatel Czarnecki miał gdzie występować? Chyba kogoś tu ponosi… z jednej strony park, z drugiej strony park z placem z fontanną… a na porządny wiadukt nie mają pieniędzy… taki plac przy najbardziej ruchliwej trasie w Pruszkowie będzie tylko przyciągał rodziny z dziećmi… typowo PiS-owska myśl stawiania sobie pomników wbrew jakiejkolwiek logice, bez potrzeby i konsultacji społecznych… patrząc na projekty, które do tej pory zatwierdzali boję się pomyśleć, co tam może powstać…”.
“Pruszkowie nie ma miejsca, które można by określić miejscem spotkań.“
Pana Luke’a, obawiam się, poniosły emocje, bo po pierwsze nie chodzi o stawianie komukolwiek pomnika, a po drugie w Pruszkowie nie ma miejsca, które można by określić miejscem spotkań. Owszem, są parki, jednak pełnią przede wszystkim funkcje rekreacyjne. Place zabaw przyciągają rodziny z małymi dziećmi. Przy fontannach – także tej naprzeciwko urzędu miasta – spotykają się seniorzy. Mają ławeczki, ciszę, aby spokojnie porozmawiać. Jest kilka rozsianych po ulicach kawiarenek, do których można wpaść na ciacho. Ale nie ma choćby małego placyku, który pełniłby funkcję integracyjną dla wszystkich grup wiekowych. Gdzie można by posiedzieć przy fontannie, wypić kawę przy kawiarnianym stoliku, zjeść lunch. Które byłoby naturalnym miejscem umawiania się na randki, spełniającego funkcję klasycznego rynku, na jaki z urbanistycznych przyczyn w Pruszkowie nie ma szans.
Pięknie o pomyśle pisał Marian Skwara, pruszkowski historyk, który w zeszłorocznych wyborach bez powodzenia kandydował do rady miasta z listy KO. Pozwolę sobie zacytować obszerny fragment jego ciekawej analizy: „Gdzie bije serce miasta? Tam gdzie się krzyżują wszystkie drogi i ludzie najczęściej się spotykają. Tradycyjnie w większości miast są to rynki, wokół których historycznie organizował się cały układ urbanistyczny. Pierwotnie rynki służyły głównie jako place targowe. Pruszków z racji swego wiejskiego pochodzenia nie ma rynku, choć kiedy stał się osadą fabryczną, to i tu wyznaczono place targowe. Najpierw było to na miejscu obecnego kościoła św. Kazimierza, a potem przy ul. B. Prusa, ale obydwa place zostały z czasem zabudowane.
Tęsknota za centralnym reprezentacyjnym placem, jakie są w innych miastach, przewija się w pruszkowskich debatach już od przedwojnia. Wielu mieszkańców odczuwa brak miejsca, gdzie można nie tylko przyjść, aby siebie pokazać i innych zobaczyć, ale przede wszystkim miejsca zgromadzeń publicznych. W Pruszkowie nie ma większego placu, gdzie dałoby się organizować miejskie święta i urządzać różnego rodzaju imprezy. Placyk przed Urzędem Stanu Cywilnego jest za mały nawet dla urządzenia seansów kina letniego, podobnie z miejscem koło Pałacyku Sokoła. Nie ma w Pruszkowie miejsca, które mogłoby być sceną dla większych plenerowych imprez kulturalnych – koncertów, występów szkolnych, teatrów ulicznych, grup tanecznych, zabaw miejskich, miejsca dla wspólnego witania Nowego Roku, a wcześniej kiermaszu bożonarodzeniowego, a później miejskiej ślizgawki.
Sprawa jest pilna także z powodu boomu rozwojowego, jaki obecnie przeżywa nasze miasto. Niekontrolowana presja inwestycyjna doprowadzi do tego, że Pruszków już całkowicie zatraci swoją historyczną tożsamość, stanie się jeszcze jedną dzielnicą mieszkaniową warszawskiej aglomeracji, anonimowym blokowiskiem zapełnionym ludźmi, którzy nic nie mają sobie do powiedzenia, a spotykają się jedynie na peronie (…) Jak dotąd, wyżej opisana idea nie znajdowała zrozumienia u władz Pruszkowa kolejnych kadencji. Znajdujące się w środku miasta niezabudowane przestrzenie, nadające się potencjalnie na reprezentacyjny plac, zapełniały się mieszkaniowo-usługową zabudową. Miejskim planistom nie starczało wyobraźni i wyczucia potrzeb społecznych wybiegających poza bardziej prozaiczne i doraźne wymogi miejskiego rozwoju.
Czy jest jeszcze szansa na stworzenie pruszkowskiego rynku? Odpowiedzieć należy twierdząco: TAK, pozostała ostatnia szansa. W samym środku miasta znajduje się niezabudowana przestrzeń, wprawdzie niezbyt duża, ale wystarczająca na pełnienie większości wyżej wymienionych funkcji. Jest to plac w kwartale ulic Prusa, Niecałej i Wojska Polskiego, była własność gminy żydowskiej. Znajduje się on przy zbiegu trzech najbardziej uczęszczanych szlaków komunikacyjnych Pruszkowa – ulic Prusa, Kraszewskiego i Wojska Polskiego oraz w pobliżu czwartego szlaku, tj. ul. Kościuszki. Od ul. Prusa prowadzi tu brama, od Niecałej jest możliwość zrobienia dużo szerszego przejścia, a nawet wjazdu, a od strony Wojska Polskiego plac jest całkiem otwarty. Jest tam bardzo szeroki chodnik, co daje naturalne powiększenie rzeczonego placu oraz stwarza ogromne możliwości projektowe.
Aby z wyżej przedstawionej przestrzeni stworzyć tętniący życiem rynek nie wystarczy zwykłe utwardzenie powierzchni i zapewnienie dostępu. Konieczny jest innowacyjny projekt, który zapewni odpowiedni urbanistyczno-architektoniczny kontekst, aby to miejsce w naturalny sposób przyciągało ludzi. A więc lokale gastronomiczne, kawiarnie, kluby itp.” – tłumaczył Skwara.
“Budowa reprezentacyjnego placu miasta daje szansę na zbudowanie czegoś, z czego Pruszków mógłby być dumny.”
Historyk podkreślał, że projekt pruszkowskiego rynku powinien powstać w wyniku ogólnopolskiego konkursu. „Chodzi o znalezienie architekta, który potrafi odejść od utartych schematów i zaproponować rzeczywiście coś oryginalnego. Budowanie rynku od podstaw daje ogromne pole do popisu dla zdolnych architektów. Obecna technologia zapewnia łączenie elementów stałych ze zmiennymi, stosowanie technik multimedialnych, operowanie światłem i dźwiękiem itp. Budowa reprezentacyjnego placu miasta daje szansę na zbudowanie czegoś, z czego Pruszków mógłby być dumny, czegoś, co mogłoby stać się znakiem rozpoznawczym naszego miasta na ogólnopolskim tle”. I choć Marian Skwara swój tekst zakończył przesadnym stwierdzeniem: „Bez miejskiego rynku, społecznego forum, agory otwartej dla wszystkich obywateli, Pruszków będzie miastem ułomnym, pozbawionym własnej duszy”, to myślę że idealnie opisał funkcje, jakie mogłaby i powinna spełniać pruszkowska agora.
Wiceprezydent Konrad Sipiera puścił już nawet wodze fantazji. – Wiemy już, że miejski plac trzeba będzie „otworzyć”. Chodzi o to, by stał się on fragmentem ciągu komunikacyjnego pomiędzy stacjami WKD i PKP. Rozważamy rozebranie jednej z kamienic przy ul. Prusa, tak by stworzyć prześwit od ulicy Kraszewskiego. Dodatkowo planujemy stworzenie wygodnego przejścia na drugą stronę al. Wojska Polskiego. Mowa tu o tunelu lub kładce nad drogą – tłumaczył portalowi WPR24.
Świetnie, że idea nie przepadła wraz z przegraną w wyborach kilkorga entuzjastów tego pomysłu oraz że różnice polityczne nie zaciemniają dyskusji o kierunkach rozwoju miasta i potrzebach mieszkańców. Oczywiście że w Pruszkowie nie brakuje pilnych inwestycji do zrealizowania – w kolejce czekają wiadukt, komunikacja, autobus do Warszawy, parkingi – ale ranga tej jest szczególna. Na naszych oczach ma szansę narodzić się miejsce, które będzie łączyć niezależnie od sympatii politycznych, wieku, wyznawanego światopoglądu. Którego kształt i funkcje przedyskutujemy w publicznej debacie. Wyjątkowe, urokliwe i emanujące pozytywną energią. Wierzę, że zamiast spierać się o to, czy jest sens taki rynek budować, zaczniemy zastanawiać się, jaki powinien być, byśmy potraktowali go jako nasz, jedyny w swoim rodzaju. Mógłby mieć prostą, neutralną, oficjalną nazwę: Rynek Pruszkowa.