Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Wyniki wyborów: jak wpłyną na Pruszków i okolice?

Konstanty CHODKOWSKI
Co mówią wyniki wyborów parlamentarnych 2023 o “stanie polityki” w Pruszkowie? Jak nowa rzeczywistość polityczna wpłynie na Pruszków i region? Przyjrzeliśmy się dokładnie danym opublikowanym przez PKW. 
Wybory Parlamentarne 2023 - zwycięzcy i przegrani
Ilustracja: Wybory Parlamentarne 2023 - zwycięzcy i przegrani

Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalne wyniki wyborów parlamentarnych 2023. Nie ulega wątpliwości, że (jak co 4 lata) największe emocje wzbudzają wyniki głosowania do Sejmu. Postanowiliśmy przyjrzeć się im dokładnie i spróbować odpowiedzieć na pytanie: jak wpłyną one na sytuację polityczną w Pruszkowie? Oraz co mówią nam o “stanie gry” i nastrojach politycznych w naszej najbliższej okolicy?

Podwarszawski okręg wyborczy nr 20 jest jednym z najtrudniejszych na całej mapie Polski. Otacza on stolicę ze wszystkich stron tworząc kształt obwarzanka. To z kolei wymusza na kandydatach prowadzenie kampanii wyborczych na obszarze obejmującym przedmieścia Warszawy po obydwu stronach Wisły. Oznacza to, że każda posłanka i każdy poseł w tym okręgu wybierany jest nie tylko przez mieszkańców Pruszkowa, Ożarowa Mazowieckiego czy Grodziska Mazowieckiego, lecz również Legionowa, Wołomina czy Otwocka. 

Z “obwarzanka” wybieramy łącznie 12 posłanek i posłów na Sejm. Mandaty poselskie dzielone są między zwycięskie komitety wyborcze za pomocą metody d’Hondta. Następnie, zgodnie z tym podziałem, obejmują je kolejno kandydaci o najwyższych wynikach wyborczych w ramach swoich komitetów (list wyborczych).

W 2019 roku, na 12 mandatów z okręgu nr 20, 6 przypadło komitetowi Prawa i Sprawiedliwości, 4 Koalicji Obywatelskiej, 1 Lewicy i 1 Polskiemu Stronnictwu Ludowemu. Po tegorocznych wyborach stan posiadania Prawa i Sprawiedliwości pod Warszawą zmalał o dwa mandaty. Jeden z nich przeszedł na Konfederację, drugi zaś, jak mogłoby się wydawać, na komitet Trzeciej Drogi. “Mogłoby się wydawać”, bo z listy tej startował Paweł Zalewski, który 4 lata temu uzyskał mandat kandydując z listy Koalicji Obywatelskiej. 

Finalnie, jak już zdążył opisać to we wtorkowym artykule na łamach zpruszkowa.pl Sławomir Bukowski, z okręgu nr 20 do Sejmu dostali się następujący kandydaci: 

Z Koalicji Obywatelskiej (4 mandaty – bez zmian w stosunku do 2019 r.): Kinga Gajewska, Jan Grabiec, Maciej Lasek, Piotr Kandyba.

Z Prawa i Sprawiedliwości (4 mandaty – mniej o 2): Mariusz Błaszczak, Anita Czerwińska, Piotr Uściński, Dominika Chorosińska.

Trzecia Droga (2 mandaty – więcej  o 1 w porównaniu z wynikiem PSL z 2019 r.): Paweł Zalewski, Bożena Żelazowska.

Konfederacja (1 mandat – więcej o 1): Karina Bosak.

Lewica (1 mandat – bez zmian w porównaniu z wynikiem SLD z 2019 r.): Joanna Wicha.

Co nam to mówi o stanie polityki i nastrojach społecznych pod Warszawą? Na pierwszy rzut oka niewiele. Albo i niemal wszystko, jeśli przyjrzymy się wynikom z bliska. 

Koalicja Obywatelska – triumf lokalsów

Spośród kandydatów Koalicji Obywatelskiej najwięcej powodów do świętowania ma niewątpliwie posłanka Kinga Gajewska. Gdy w 2015 r. obejmowała mandat poselski po raz pierwszy, startowała z 7. miejsca list Platformy Obywatelskiej i zdobyła 4 820 głosów. Na jej korzyść zagrała wtedy niewysoka frekwencja oraz ogólny słaby wynik rodzimego ugrupowania, który efektywnie obniżył próg wejścia do Sejmu. 

W 2019 roku, kandydując z 3. pozycji na liście KO, zebrała aż 35 912 głosów, co stanowiło wtedy drugi najwyższy wynik Koalicji Obywatelskiej pod Warszawą. 4 lata później, w 2023 roku, startując z 2. miejsca zdobywa 85 283 głosy, przez co nie tylko wyprzedziła lidera swojej listy, Jana Grabca, lecz również uplasowała się tuż pod historycznym rekordem poparcia swojego ugrupowania w okręgu podwarszawskim (ustanowił go w 2007 roku Bronisław Komorowski, zdobywając blisko 140 tys. głosów). 

Warto zauważyć, że Kinga Gajewska jest jedną z tych posłanek, których pole widzenia nie ogranicza się jedynie do sali plenarnej na Wiejskiej, lecz która stara się dbać o stałą obecność w terenie. Rozkład jej głosów na mapie pokazuje dobitnie, że taka taktyka popłaca – w samym tylko rodzimym powiecie warszawskim zachodnim zebrała ona 18% wszystkich oddanych głosów. Podobnie w sąsiednich powiatach, pruszkowskim i grodziskim oddało na nią głos ponad 15% wszystkich głosujących. 

“Lokalną” taktykę przybrał również Piotr Kandyba, który w minionych wyborach kandydował z list Koalicji Obywatelskiej, z pozycji nr 7. Mandat posła otrzymał w tym roku po raz pierwszy. Do tej pory wykonywał mandat radnego Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Podobnie jak Gajewska, Kandyba przykładał dużą wagę do kontaktów ze strukturami terenowymi swojej partii oraz do regularnej obecności w regionie. Również i jemu udało się prześcignąć osiągniętym wynikiem sejmowych wyjadaczy i kandydatów znanych nam bardziej z ekranu telewizji niż z sąsiedzkiej pogawędki. Kandyba zdobył 15 144 głosy, czyli m.in. o niemal 5 tysięcy głosów więcej niż startujący z pozycji nr 5 i zasiadający w Sejmie od dwóch kadencji Andrzej Rozenek (który tym razem nie objął mandatu posła).

Na wyróżnienie zasługuje również wynik osiągnięty przez Rafała Sieradzkiego, działacza KO z Raszyna, pełniącego obecnie funkcję Przewodniczącego Rady Powiatu Pruszkowskiego. Podczas swojego debiutu wyborczego nie udało mu się wprawdzie sięgnąć po mandat poselski. Warto jednak odnotować, że z wynikiem 3 240 głosów odniósł małe zwycięstwo chociażby nad kandydującym z list Prawa i Sprawiedliwości i urzędującym od trzech kadencji wójtem gminy Raszyn Andrzejem Zarębą, który w tych wyborach przyniósł swojej liście zaledwie 3 001 głosów. Fakt ten może być istotnym prognostykiem na zbliżające się wybory samorządowe w 2024 roku. 

Największym przegranym listy Koalicji Obywatelskiej zdaje się być Grzegorz Kamiński, obecny wicestarosta pruszkowski. W 2019 roku ubiegał się o mandat poselski z pozycji nr 23 na liście KO i zebrał 1432 głosy. Wydawało się, że sprawowany urząd da mu pewne widoki na poprawę tego wyniku, a także na wzrost notowań we własnej frakcji. Nic bardziej mylnego. Jak bowiem żartobliwie relacjonuje jeden z członków pruszkowskich struktur Platformy Obywatelskiej – mieszkańcy powiatu pruszkowskiego dzielą się na dwie kategorie: ci, z którymi skonfliktował się Grzegorz Kamiński i ci, którzy go jeszcze nie poznali. 

Jak się okazuje, wicestarosta miał zrobić wiele, by popaść w niełaski rodzimej organizacji politycznej. Zgodnie z relacją działacza, niefrasobliwe postępowanie Kamińskiego w polityce lokalnej miało wyprowadzić go poza ring walki o politykę krajową. W tegorocznych wyborach nie otrzymał on żadnego miejsca na listach Koalicji. Z kuluarowych rozmów wiemy, że miał on się ubiegać o start z list Trzeciej Drogi, jednak nie zaproponowano mu tam eksponowanej pozycji startowej. Finalnie w wyborach wziął udział jedynie jako wyborca. 

– Skończył widziany jak rozwiesza plakaty Lewicy – dodaje lakonicznie nasz rozmówca, lokalny działacz KO.

Prawo i Sprawiedliwość – wielka przegrana i wielki przegrany

Utrata dwóch mandatów w okręgu podwarszawskim w stosunku do wyborów z 2019 r. to ogromny cios dla partii rządzącej. Po wyborach 2023 r. z ławą sejmową przyjdzie się rozstać dwóm urzędującym posłom: Dariuszowi Olszewskiemu i Zdzisławowi Sipierze

Porażka tego drugiego wzbudza w Pruszkowie wiele emocji. Sprawujący w swojej karierze funkcje wiceburmistrza, burmistrza, starosty i wojewody polityk, lada dzień zostanie zawieszony w politycznej próżni. Utrata mandatu poselskiego oraz (bardziej niż prawdopodobna) utrata władzy przez jego partię, drastycznie zawęża perspektywy dalszego rozwoju kariery. 

Biorąc pod uwagę jedynie surowe dane statystyczne, skala jego porażki nie wydaje się aż tak wielka. W stosunku do 2019 r. (8 131 głosy), w 2023 r. udało mu się nieznacznie poprawić wynik (8 740 głosów). Jego porażkę można by tłumaczyć niewątpliwą zmianą koniunktury politycznej oraz podwyższoną frekwencją wyborczą, która zawsze podnosi “efektywny próg wejścia” wszystkich kandydatów do Sejmu.

Kto jednak mieszka w Pruszkowie lub okolicy ten wie, jak intensywną (i niewątpliwie kosztowną) kampanię Zdzisław Sipiera zaproponował wyborcom. Począwszy od przydrożnych słupów, przez mury, ogrodzenia i płoty – plakat lub baner z wizerunkiem pruszkowskiego posła można było dostrzec niemal w każdym zakamarku powiatu. Jego kampania ulotkowa przetoczyła się niemal przez każde domostwo w Pruszkowie i okolicy. 

Jego twarz pojawiała się regularnie przez całą kadencję na zdjęciach z gminnych, miejskich czy powiatowych uroczystości. Podpisanie umowy, rozpoczęcie roku szkolnego, spotkanie z seniorami, wręczanie nagród – przez 4 lata łatwiej było wymienić wszystkie gwiazdozbiory na niebie niż zliczyć mnogość lokalnych wydarzeń, które odwiedził Zdzisław Sipiera. Na koniec kampanii trudno było stwierdzić, czy w powiecie pruszkowskim jest jeszcze chociaż jeden wyborca, który nie wie kim jest Zdzisław Sipiera. 

Dorzućmy do tego kolejną okoliczność – Prawo i Sprawiedliwość w 2023 r. prowadziło kampanię wyborczą na swoich zasadach. Eksperci twierdzą wprost, że boisko nie było równe, a kandydatom partii rządzącej pomagały nawet ściany. Tak jak wielu kandydatów PiS w całej Polsce, tak Zdzisław Sipiera w okręgu podwarszawskim mógł liczyć na niemal każdą istniejącą formę prowadzenia kampanii wyborczej.

Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, porażkę Sipiery w wyborach trudno nazwać delikatną czy niefortunną. Zważywszy choćby na fakt, że w samym tylko Pruszkowie, w porównaniu z 2019 r., elektorat posła zmniejszył się o blisko 200 wyborców, werdykt może być tylko jeden – ta porażka jest druzgocąca. 

Działacze pruszkowskich struktur Prawa i Sprawiedliwości wskazują jasno, że jedną z najważniejszych przyczyn tak słabego wyniku partii w okręgu była rozgrzana do czerwoności walka frakcyjna w łonie partii. Prowadząc rozmowy z politykami PiS w toku kampanii trudno było zorientować się, czy ich celem kampanijnym jest faktycznie zwycięstwo w wyborach, czy może jednak pokonanie wewnątrzpartyjnych rywali. 

Wzajemne podkradanie banerów i plakatów, czyszczenie ulic z materiałów wyborczych kolegów i koleżanek partyjnych – wiele ze stoczonych potyczek politycy prawicy odbyli ze sobą “pod dywanem”. Im jednak bliżej było końca kampanii, tym odważniejsze stawały się wzajemne zaczepki i próby wzajemnego podgryzania. Finalnie, po zakończeniu głosowania i przeliczeniu głosów, pruszkowska radna Anna-Maria Szczepaniak (w 2018 r. uzyskała mandat radnej Pruszkowa startując z list PiS) napisała publicznie na Facebooku: “kolega, wkrótce były poseł, szuka pracy. Pomożecie?”.

kolega wkrótce były poseł szuka pracy pomożecie?

Opublikowany przez Anna-Maria Szczepaniak Wtorek, 17 października 2023

Jeśli pomnożyć tę sytuację przez 41 okręgów wyborczych w całym kraju i dorzucić czynnik “paniczny”, mocną zmianę koniunktury politycznej, a także nadzwyczajną mobilizację w obozie opozycji, to na końcu tej drogi dostaniemy nic innego, jak przepis na przegrane wybory.

Trzecia Droga – Pruszków i Grodzisk Mazowiecki nowym bastionem? 

Wybory 2023 r. były dla Trzeciej Drogi bardziej niż udane. Koalicyjny Komitet Wyborczy Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050 Szymona Hołowni okazał się mocno niedoszacowany w ogólnopolskich sondażach. Jego wynik w skali całego kraju wyniósł 14,40% ogółu oddanych głosów. W okręgu nr 20 był on jeszcze wyższy i wyniósł 15,06%. W przypadku tego ugrupowania warto zwrócić uwagę na kilka interesujących zjawisk. 

Po pierwsze, niewątpliwie największą wartością dodaną listy podwarszawskiej był start Pawła Zalewskiego z jej pierwszego miejsca. Rozpoznawalność i siła marki osobistej tego polityka osiągnęła poziom, w którym to wyborcy chodzą za nim, a nie na odwrót. To jemu, w pierwszej kolejności, lista zawdzięcza wybicie się ponad średnią krajową. 

Po drugie, warto zwrócić uwagę na wynik wyborczy Artura Świercza, lokalnego pruszkowskiego polityka, obecnie wiceprzewodniczącego Rady Powiatu Pruszkowskiego. W 2019 r., startując z list PSL, zdołał on przekonać do siebie 3 296 wyborców. Po czterech latach poprawił ten wynik nieznacznie, do 3 855 głosów. Poprawił - biorąc pod uwagę liczby bezwzględne. Jeśli bowiem włączyć do równania stosunek wyniku wyborczego do frekwencji oraz stosunek wyniku indywidualnego do wyniku całej listy, to – podobnie jak w przypadku posła Zdzisława Sipiery – rezultat Świercza wygląda już mniej zadowalająco. 

Sądząc po jego dwóch kampaniach wyborczych (z 2019 i 2023 roku), mamy do czynienia z politykiem o silnej, lokalnej bazie elektoralnej, jednak bez wyraźnego pomysłu na jej rozszerzenie. Trzeba pamiętać, o czym dobitnie przekonało się w tych wyborach Prawo i Sprawiedliwość, że w warunkach zwiększonej frekwencji, mobilizacja własnego elektoratu nie wystarcza. 

Po trzecie, trudno pominąć fakt, że powiaty grodziski i pruszkowski okazały się pełnić rolę bastionu nowo powstałego komitetu. W samym tylko powiecie grodziskim na kandydatów Polski 2050 i PSL głos oddało blisko 17% wszystkich głosujących. Niewiele mniej, bo 16,24% wyborców, komitet ten zgromadził w powiecie pruszkowskim. 

Z jednej strony należy pamiętać, że wynik ten jest przede wszystkim zasługą głosów oddanych na Pawła Zalewskiego. Z drugiej, to nie powinno przeszkadzać władzom obu ugrupowań w myśleniu o rozwijaniu lokalnych struktur w regionie. Wyniki wyborów wszak dobitnie pokazują, że w naszym regionie Trzecia Droga trafiła na podatny grunt. 

Lewica, czyli doły przeciw górze

Nie bez wybojów i tarć wewnętrznych przebiegła wyborcza przygoda jedynego lewicowego ugrupowania w polskim parlamencie. Pilni obserwatorzy polskiej polityki wiedzą doskonale, że nie jedno, a przynajmniej dwa, polska lewica ma imiona. 

Pierwsze z nich to Nowa Lewica, czyli partia polityczna powstała w wyniku połączenia Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Wiosny Roberta Biedronia. Drugie to partia Razem, reprezentująca młodsze pokolenie lewicowych polityków. Ich polityczne małżeństwo poskutkowało utworzeniem wspólnych list kandydatek i kandydatów do Sejmu. A że jest to małżeństwo z rozsądku, to nie obyło się bez małżeńskich kłótni. 

Ci młodzi zwykli zarzucać tym starszym koniunkturalizm, a starsi młodszym brak pragmatyzmu (lub, jak kto woli, radykalizm). Jako, że w minionych wyborach młodsi byli gośćmi na listach starszych, to starsi byli głównym dysponentem pieniędzy na kampanię. A jako że relacje między nimi nie układają się najlepiej, to w rezultacie młodzi prowadzili kampanię (prawie) bez pieniędzy, a starsi (zupełnie) bez polotu. 

Efekt tych tarć widoczny był gołym okiem również na ulicach Pruszkowa. Jedynym wyeksponowanym na dużych (a więc i drogich) nośnikach reklamowych w mieście kandydatem lewicy był bliżej nikomu nieznany Arkadiusz Iwaniak – wiceprzewodniczący Nowej Lewicy, jedynka na listach podwarszawskich. W tym samym czasie, w skrzynkach pocztowych wyborców częściej gościły ulotki (tańszy nośnik) Joanny Wichy – dwójki na liście okręgowej, członkini partii Razem. 

Podczas gdy partyjna góra poprzestała na wydaniu pieniędzy na duże nośniki, partyjne doły wykonywały mrówczą robotę na rzecz Wichy. Gdy góra zerkała na wyborców przy wjeździe do Pruszkowa, dołów było pełno wszędzie indziej. SMS-y, poczta pantoflowa, Messenger – wszystko co nie kosztuje, a przenosi informację, stanęło po stronie Wichy. 

Po przeliczeniu głosów okazało się, że jedyny mandat poselski Lewicy pod Warszawą przypadnie właśnie jej. Ku zaskoczeniu wielu, Wicha wyprzedziła partyjną jedynkę o blisko 5 tysięcy głosów. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że wszyscy kandydaci Lewicy z naszego okręgu skazani byli również na rywalizację z Andrzejem Rozenkiem, byłym liderem frakcyjnym, jednak w tych wyborach startującym z list Koalicji Obywatelskiej. 

W świetle powyższego możemy śmiało mówić nie o jednym, lecz o dwóch cudach wyborczych w łonie Lewicy. Pierwszym jest fakt, że Lewica w ogóle zdobyła w naszym okręgu mandat (Koalicji Obywatelskiej zabrakło relatywnie niewiele głosów do objęcia piątego mandatu kosztem Lewicy). Drugim zaś, że przypadł on kandydatce z dwójki, wskazanej przez lokalnych działaczy, a nie z jedynki promowanej przez centralę.

Za przewracanie stolika w Pruszkowie będzie odpowiadać… Karina Bosak

Nieznana bliżej nikomu, ani z krajowej, ani z lokalnej polityki. Ze względu na ciążę nie prowadziła aktywnej kampanii wyborczej. Kojarzona może jedynie z bycia żoną działacza Ruchu Narodowego, Krzysztofa Bosaka oraz z pracy w szeregach Fundacji Ordo Iuris. Karina Bosak. 

W swoim debiucie wyborczym została umieszczona na być może i wysokim, bo drugim miejscu na liście komitetu wyborczego Konfederacji. Być może, bo jednak w bezpośrednim sąsiedztwie praojca skrajnej prawicy w Polsce – Janusza Korwin-Mikkego, ubiegającego się o mandat poselski z pozycji numer jeden i wyjątkowo z okręgu podwarszawskiego.

Patrząc na konstrukcję listy jeszcze przed wyborami, można by dojść do wniosku, że prawicowcy postanowili z góry spisać ją na straty. Trudno bowiem inaczej odczytać umieszczenie swojego ex-lidera (w sile wieku) w terenie, w którym całemu ugrupowaniu jeszcze nigdy nie udało się zdobyć mandatu. 

Jeśli jeszcze dwa tygodnie temu ktoś by stwierdził, że Konfederacja uzyska jeden mandat w “obwarzanku” i że obejmie go ktoś inny niż Janusz Korwin-Mikke – prawdopodobnie zostałby (w najlepszym razie) obśmiany. Dziś, po przeliczeniu wszystkich głosów, wiemy nie tylko, że Konfederacja zyska swoją reprezentantkę pod Warszawą i że będzie nią Karina Bosak, ale również, że swoim wynikiem wyborczym zdeklasowała ona Korwin-Mikkego o dwie długości.

Ba! Rezultat 21 217 zebranych głosów – śmiejcie się lub płaczcie – przewyższa wyniki wielu prominentnych rywali z sąsiednich list. To więcej niż zdołali uzyskać Andrzej Rozenek czy wzmiankowana wcześniej Joanna Wicha. To również rezultat ponad dwa razy większy niż ten dowieziony przez Zdzisława Sipierę. 

Ogólnopolski wynik Konfederacji raczej nie daje prawicowcom perspektyw na hucznie zapowiadane w kampanii wyborczej “wywrócenie stolika”. W okręgu podwarszawskim niewątpliwie już na samym początku kadencji stolik trochę zadrżał. Kto wie, może Karina Bosak będzie próbowała mu teraz wyłamać nogę?

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: