Urząd miasta ustępuje – rewitalizacja Utraty taka, jakiej chcą mieszkańcy?
Sławomir BUKOWSKI
Inwestycja planowana jest z rozmachem. Wzdłuż całego pruszkowskiego odcinka Utraty ma powstać trasa rowerowa, a wzdłuż niej szereg elementów towarzyszących – polany edukacyjne, ogrody z kolekcjami roślin, pomosty widokowe, drewniana wieża z lornetkami do obserwacji ptaków, altany, ławki. Dzięki porozumieniu z marszałkiem województwa mazowieckiego, któremu podlega szpital tworkowski, mieszkańcom udostępniony zostanie kompleks leśny na wysokości szpitala, dziś zapuszczony i dziki. Władze Pruszkowa chcą go uporządkować, wytyczyć alejki. Wartość całego przedsięwzięcia to ok. 11 mln zł, z czego ponad 6 mln zł to unijna dotacja wypłacana przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Koncepcja powstała jeszcze za poprzednich władz Pruszkowa, ale trafiła do szuflady, bo nie załapała się na pierwszy rozdział dotacji. W tym roku została wyjęta, gdyż Fundusz poinformował, że przesuwa ją na listę projektów do realizacji. Kiedy zrobiło się o niej głośno, przeanalizowali ją społecznicy z Tworek i Malich i przygotowali szereg wskazówek, których przyjęcie – jak tłumaczą – wzbogaci inwestycję z korzyścią dla przyrody. Spisali je i złożyli prezydentowi Pawłowi Makuchowi i wiceprezydentowi Konradowi Sipierze.
Co proponują? Przede wszystkim to, żeby w Malichach trasę poprowadzić uliczkami osiedla, a nie brzegiem rzeki – Utrata systematycznie wylewa i woda będzie niszczyć infrastrukturę. Na wysokości Tworek warto odsunąć ścieżkę o kilka, kilkanaście metrów od brzegu, żeby wyeliminować ryzyko wycinki drzew bądź podcinania ich korzeni oraz naruszenia siedlisk zwierząt. Sugerują też ograniczenie skali interwencji w parku tworkowskim. „Nie chcemy, żeby powstał drugi park Potulickich. Park, piękny, z alejkami, z którego jesteśmy dumni, już mamy. Niech teren w rejonie szpitala, który jest dziś swoistym uroczyskiem, zachowa jak najwięcej ze swojego obecnego charakteru” – tłumaczą.
Propozycje spotkały się z chłodnym przyjęciem w urzędzie miasta. Wiceprezydent Konrad Sipiera zadeklarował co prawda rozmowy z mieszkańcami, ale dopiero po wyłonieniu firmy, która ma zaprojektować, a następnie zrealizować projekt. Społecznicy nie odpuścili i w końcu odbyły się dwa spotkania z ich udziałem. Popłynął z nich niespójny przekaz. Prezydent Makuch obiecał ustępstwa i skorygowanie koncepcji, deklarował zrozumienie dla argumentów strony społecznej. Wiceprezydent Konrad Sipiera w pierwszym spotkaniu nie uczestniczył, na drugim miał zakomunikować, że konsultacje poszczególnych etapów nie będą możliwe, ponieważ urząd nie ma w zwyczaju pokazywać projektu, zanim ten nie będzie gotowy i zostanie kupiony od wykonawcy.
Urząd miasta, nie bacząc na zastrzeżenia społeczników odnośnie do samej koncepcji, ale i formuły wyłaniania wykonawcy, poszedł drogą, którą sobie zaplanował. I uderzył w ścianę. Trzy kolejne przetargi zmuszony był unieważnić, ponieważ oferenci żądali cen znacznie przewyższających pulę zaplanowaną w budżecie miasta. Stracił kilka cennych miesięcy i wrócił do punktu wyjścia. Teraz zmienia taktykę – dzieli inwestycję na etapy. Pierwszy, niebudzący kontrowersji, obejmie odcinek od ulicy Przejazdowej na Gąsinie do Bolesława Prusa. Przetarg na firmę, która zaprojektuje i wybuduje tutaj trasę rowerową, właśnie trwa. Drugi etap obejmie park Potulickich, Tworki oraz Malichy, z możliwością rozbicia na dwa jeszcze krótsze fragmenty: 1. park Potulickich i Tworki; 2. Malichy. I tutaj nowość! Urząd rozpisze odrębne przetargi: najpierw na przygotowanie projektu, potem – na wykonawstwo. Dlaczego to przełom?
Urząd przez kilka miesięcy forsował formułę „Zaprojektuj i wybuduj”, w której wyłoniona w przetargu firma najpierw przygotowuje projekt na podstawie przedstawionej przez miasto koncepcji, potem realizuje go w terenie. Tłumaczył, że taka formuła została zaakceptowana przez NFOŚiGW w aplikacji konkursowej i zmiany są niemożliwe, gdyż grożą utratą dotacji. Co prawda społecznicy podpowiadali, że z Funduszem można uzgodnić odstępstwa, wystarczy oficjalnie o to wystąpić, ale ich argumenty zbijano krótko: nie wolno. Dopiero fiasko trzech przetargów, w których firmy, zaskoczone skalą inwestycji i tym, że będzie się od nich oczekiwać uwzględniania szeregu rozwiązań zgłaszanych na etapie projektowania przez mieszkańców, zażądały niebotycznych cen – zmusiło urzędników do przedefiniowania własnej strategii. Odrębne przetargi pozwolą urealnić wysokość ofert składanych przez firmy projektowe i wykonawcze – łatwiej im będzie oszacować koszty nawet gdy zostaną zmuszone „stawić czoła” mieszkańcom, a to daje szansę na podpisanie umów mieszczących się w założonym budżecie.
Do „rozbicia” przetargów potrzeba, jak wspomnieliśmy, aprobaty NFOŚiGW. Prośba została już wysłana. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Fundusz wyrazi zgodę. Odpowiedź spodziewana jest w najbliższych dniach. Czyli jednak – da się.
Ale to niejedyna zmiana. Urząd miasta sam z siebie, nieprzymuszany przez społeczników czy dziennikarzy, zaczyna deklarować dużą otwartość na postulaty mieszkańców Tworek i Malich. – Na etapie projektowania będziemy prowadzić rozmowy, będziemy spotykać się w terenie, jak i w urzędzie – obiecuje Elżbieta Jakubczak-Garczyńska, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska. W sierpniu po ulewie, która przeszła nad Pruszkowem, pracownicy wydziału poszli zobaczyć, jak wygląda Utrata na wysokości Malich. Zastali rozlaną szeroko rzekę. – Próbowaliśmy podejść bliżej, ale od strony ulicy Kaczanowskiego nie było możliwości. Rzeczywiście, chyba powinniśmy odsunąć ścieżkę od rzeki, ta sprawa jest do przedyskutowania z mieszkańcami i projektantem. Warunki pogodowe bywają gwałtowne, trzeba się do nich dostosować. Narodowy Fundusz w tym przypadku także powinien zgodzić się na odstępstwo od pierwotnej koncepcji – mówi Jakubczak-Garczyńska.
– Od samego początku ostrzegaliśmy, że Utrata wylewa. To dobrze, że urząd w końcu to odkrył, a przy okazji przekonał się, że mieszkańców warto słuchać – uśmiecha się Jan Słupski, aktywista z Malich, zaangażowany w walkę o wprowadzenie zmian w projekcie. – Upieranie się przy budowie ścieżki wzdłuż rzeki oznaczałoby konieczność usypania wysokiego wału, żeby woda jej nie niszczyła, ale to zmieniłoby stosunki wodne i nie miałoby nic wspólnego z renaturalizacją Utraty.
– W tym roku poziom rzeki kilka razy był bardzo wysoki, w końcu wylała. Ale wiosną, w okresie roztopów, Utrata wylewa regularnie. My to wiemy, bo tu mieszkamy, od początku było dla nas jasne, że ścieżka rowerowa przy samej rzece nie ma sensu. Problem w tym, że urząd miasta nie wierzył, że mówimy prawdę – dodaje radny Olgierd Lewan, który również mieszka w Malichach. – Nasza akcja nawet przez moment nie była obliczona na uprawianie polityki, to była i jest realna próba przekazania sugestii, naszego punktu widzenia, jak zrealizować inwestycję, żeby spełniała oczekiwania jak największej grupy mieszkańców.
Elżbieta Jakubczak-Garczyńska rozważa jeszcze jedną zmianę w pierwotnej koncepcji: rezygnację z budowy ścieżki rowerowej na rzecz „ciągu komunikacyjnego”. – Ścieżka rowerowa musi spełniać szereg wymogów dotyczących na przykład szerokości. Ciąg komunikacyjny może łączyć funkcję ścieżki rowerowej oraz trasy spacerowej, da nam większe pole manewru podczas projektowania – mówi. – Wszystkie szczegóły wypracujemy wspólnie z projektantem i mieszkańcami, zadaniem projektanta będzie określenie możliwości technicznych, bo to co nam czy mieszkańcom wydaje się dobre, wcale nie musi być proste do zrealizowania. Ale obiecuję, będziemy szukać kompromisu – dodaje.
Społecznicy do tych deklaracji podchodzą na razie z mieszanką rezerwy i delikatnego optymizmu. – Spotkania obiecywano nam już wcześniej, z trudem wywalczyliśmy dwa. Trudno dziś oceniać, czy coś w nastawieniu władz miasta się zmieniło. Pole do dyskusji wciąż jest takie samo – mówi Jan Słupski. – Jesteśmy gotowi nawiązać ścisłą współpracę na dowolnym etapie, na którym zostaniemy dopuszczeni do głosu. Nie mamy eksperckiej wiedzy, ale mamy wiedzę praktyczną wynikającą z tego, że świetnie znamy okolicę. Nie oczekujemy czasochłonnych konsultacji, wystarczy, że urząd pozwoli nam odnieść się do proponowanych rozwiązań. Chętnie przejrzymy nawet draft założeń do przetargu na wyłonienie projektanta, już wtedy zgłosimy swoje sugestie.
– Nie zależy nam na zablokowaniu inwestycji, tylko na poprawieniu koncepcji, która powstała na papierze bez uwzględnienia specyfiki terenu. Każdy rozsądny człowiek wie, że gdy pojawia się okazja budowy infrastruktury służącej mieszkańcom, możliwość udostępnienia zakątków większości ludzi nieznanych, takich jak park tworkowski, to warto z nich skorzystać. Projekt jako całość jest dobry, ale trzeba go dopasować do rzeczywistych warunków – dodaje Olgierd Lewan.
A czasu jest coraz mniej. Przedsięwzięcie musi zostać zakończone w 2023 roku, bo takie warunki finansowania ustalił NFOŚiGW – ich zmienić się nie da. Przygotowanie dokumentacji i zdobycie uzgodnień, w tym z konserwatorem zabytków, będzie pracochłonne. Być może właśnie upływ czasu nakłonił urząd miasta do większego otwarcia się na społeczników, bo tylko ścisła współpraca z nimi i dzięki temu uniknięcie prób zablokowania inwestycji dają szansę na wyrobienie się w terminie. Jedno nie ulega wątpliwości: efektem zgodnego współdziałania mogą być piękne tereny rekreacyjne stworzone z wyczuciem i poszanowaniem przyrody, umożliwiające wszystkim chętnym odkrywanie i podziwianie świata roślin i zwierząt. Warto, żeby ten projekt został zrealizowany w niekonfrontacyjnej atmosferze – to może być perełka Pruszkowa.