Tu wycieczka, tam sprawozdanie. I tak mija rok za rokiem
W Pruszkowie działa tajemniczy związek, który mógłby pomóc stworzyć system ochrony mieszkańców przed drakońskimi opłatami za śmieciami. Mógłby, gdyby robił to, do czego jest powołany.
O Związku Międzygminnym „Utrata” napisał kilka dni temu Konstanty Chodkowski. Ten dziwny twór istnieje od 1991 roku i do końca nie wiadomo, co robi. „Jego powstanie było pochodną planów budowy Elektrociepłowni Pruszków II, która swojego czasu miała stanąć w miejscowości Moszna (gmina Brwinów). Jak powszechnie wiadomo, plan ten spalił na panewce i elektrownia nie powstała” – pisał Chodkowski. Po niedoszłej elektrociepłowni pozostał 250-metrowy komin, który dziś pełni rolę masztu telekomunikacyjnego, i związek „Utrata”, który nie pełni w sumie żadnej istotnej roli. Przepraszam, jedną pełni. Daje zatrudnienie Józefowi Osińskiemu, radnemu Pruszkowa (SPP), który związkowi przewodniczy.
Czym w ogóle jest związek międzygminny? To swoiste porozumienie kilku gmin, które łączą siły, żeby rozwiązać ważny lokalny problem. Na przykład mogą razem zorganizować komunikację autobusową pomiędzy miejscowościami – wychodzi taniej, gdy przetarg na przewoźnika ogłasza związek dla wszystkich linii, a nie każda gmina osobno. Mogą też razem rozwiązać problem śmieci – zbudować instalację, czyli zakład przetwarzania odpadów, ze spalarnią albo bez. I właśnie związków komunalnych tworzonych w tym celu jest w Polsce najwięcej. Nie trzeba daleko szukać. W Łowiczu działa Związek Międzygminny „Bzura”, powołany przez 19 gmin (choć ten akurat ma pecha, bo od kilku lat boksuje się z wojewodą łódzkim o pozwolenie na budowę sortowni). Ale inne związki w Polsce swoje zakłady uruchomiły. Gdy taka instalacja powstanie, związek w imieniu gmin ogłasza przetargi na odbiór śmieci – im większe zamówienie, tym większa szansa na obniżkę ceny dla mieszkańców.
Mamy „Utratę”, związek, do którego należy 5 gmin. I co z tego wynika? Przestarzałe maszyny w MZO wymagają wymiany i modernizacji, cała spółka potrzebuje ogromnych, wielomilionowych inwestycji, do tego zatruwa okolicę fetorem, a w przetargu na odbiór śmieci od mieszkańców Pruszkowa tak wywindowała cenę, że stawka w naszym mieście należy dziś do najwyższych w okolicy.
My mamy „Utratę”, związek, do którego należy 5 gmin: Błonie, Michałowice, Ożarów Mazowiecki, Piastów i Pruszków. Co więcej, „Utrata” ma 14 proc. udziałów w Miejskim Zakładzie Oczyszczania w Pruszkowie (pozostałe ma sam Pruszków). I co z tego wynika? Stan na dziś jest taki, że przestarzałe maszyny w MZO wymagają wymiany i modernizacji, cała spółka potrzebuje ogromnych, wielomilionowych inwestycji, do tego zatruwa okolicę fetorem, który czasem w promieniu kilkuset metrów nie pozwala otworzyć okien w domach. Spółka w przetargu na odbiór śmieci od mieszkańców Pruszkowa tak wywindowała cenę, że stawka w naszym mieście należy dziś do najwyższych w okolicy. Wynosi aż 35 zł od osoby!
Wiosną pruszkowscy radni opiniowali projekt nowej uchwały w sprawie regulaminu utrzymania czystości i porządku. Wcześniej analizowali, czy uzależnić stawkę za śmieci od zużycia wody. Podczas gdy zainteresowani tematem mieszkańcy sami wyszukiwali w internecie przykłady istniejących w Polsce uregulowań prawnych, pruszkowscy radni działający w „Utracie” nie przedstawili żadnych autorskich opracowań, analiz, sugestii czy pomysłów będących efektem istnienia związku. „Utrata” nie wypowiedziała się w sprawie pomysłu budowy w okolicach Pruszkowa spalarni odpadów. Nie przedstawiła żadnego pomysłu na to, jak zmniejszyć smród z MZO. Ba, nie podjęła próby choćby zaistnienia w przestrzeni publicznej! Bo chyba trudno uznać za ekspercką wypowiedź jednego z radnych związanych z „Utratą”, że widział w śmietniku na swoim osiedlu, że jest dużo śmieci i że mieszkańcy ich nie segregują.
Konstanty Chodkowski spróbował dowiedzieć się od radnego Olgierda Lewana, który jest jednym z delegatów Rady Miasta Pruszkowa do tej organizacji, co w ogóle robi „Utrata”. Otrzymał odpowiedź: „Nie musimy się przekonywać, że tzw. problem śmieciowy to jedna z głównych i cały czas rosnących bolączek komunalnych wszystkich gmin w Polsce. W tych trudnych czasach, już samo stworzenie przez sąsiadujące ze sobą samorządy wspólnego forum kontaktów i wymiany doświadczeń w tych sprawach wydaje się być wystarczającym uzasadnieniem dla istnienia Związku”. Dowiedział się też, że związek organizuje wyjazd studyjny do Poznania, gdzie „zapoznamy się z funkcjonowaniem jednego z czołowych i największych komunalnych związków międzygminnych w Polsce”.
Akurat o modelu gospodarowania odpadami w aglomeracji poznańskiej powstało już wiele opracowań, z których wynika, że ten model raczej nie sprawdziłby się w przypadku Pruszkowa (nie ta skala, nie ten rozmach, bardzo skomplikowany montaż finansowy) – ale żeby się o tym dowiedzieć, wystarczy poczytać ogólnodostępne informacje w internecie. Logicznym działaniem „Utraty” byłoby poszukanie rozwiązań w miastach podobnej wielkości co Pruszków, choćby na Podhalu, gdzie gminy z dwóch powiatów będą budować spalarnię i mają już nie tylko zaawansowane prace studialne, ale nawet obietnicę wsparcia ze strony rządu. Ale zanim się pojedzie na wycieczkę do Zakopanego, też warto by zacząć od przeczesania internetu.
Co zrobić „Utratą”, spuścizną po poprzednich epokach, mogącą dziś być symbolem utraty nadziei na to, że coś pożytecznego wymyśli? Najprościej, zlikwidować. Nieco trudniej – przeorać organizacyjnie i kadrowo, delegować tam ludzi, którzy mają specjalistyczną wiedzę i pomysły na to, co zrobić, żeby w Pruszkowie i sąsiednich miejscowościach zatrzymać galopadę cen śmieci. A jeśli już wysyłać kogoś na wycieczkę do Poznania, to naczelników wydziałów ochrony środowiska z urzędów miast tworzących związek wraz z wiceprezydentami i wiceburmistrzami odpowiedzialnymi za gospodarkę komunalną. Lepiej spożytkują (może) przywiezioną wiedzę, niż radni, którzy potem na komisji siedzą i z ogromnym wysiłkiem zastanawiają się, dlaczego mieszkańcy tak dużo śmiecą.