Test pruszkowskiego ślizgowiska
Nie dowierzałem negatywnym opiniom na temat ślizgawki w Nowej Stacji. Postanowiłem sam się przekonać. A konkretnie – poszła tam moja 13-letnia córka, która co roku była stałą bywalczynią lodowiska przy SP 2. Jej relacja była dla mnie zaskakująca.
Moja córka chodzi do klasy sportowej i ruch jest jej żywiołem. Na łyżwach jeździ amatorsko, to dla niej świetny sposób na spędzanie czasu zimą. W zeszłym roku na lodowisko na osiedlu Staszica chodziła regularnie, z kolegami i koleżankami z klasy. Wiedziała, że w tym sezonie prawdziwego lodu w Pruszkowie nie będzie, mimo to z niecierpliwością czekała na otwarcie ślizgawki w Nowej Stacji. Wybrała się tam po lekcjach z paczką znajomych. Powiedziała mi, że pojeżdżą nie dłużej niż godzinę, a potem musi wracać do domu i uczyć się do klasówki z fizyki.
Ale zanim dotarła na ślizgawkę, ja poszedłem obejrzeć ją z ciekawości wracając z pracy. Była 16.30. Na tafli piątka dzieciaków, na oko od 10 do 14 lat. Bardziej się wygłupiały, niż jeździły, ale zabawa trwała. Sama ślizgawka jest ładnie zaaranżowana, dobrze oświetlona. Są przebieralnie w drewnianych chatkach, jest punkt gastronomiczny z ciepłymi napojami i czymś do zjedzenia na szybko, obok stoliki, przy których można stanąć. Pingwinki dla małych dzieci do nauki jazdy. Muzyka. Całość naprawdę sprawia dobre wrażenie.
A jak ślizgawka? Z niecierpliwością oczekiwałem relacji córki. Ta zadzwoniła do mnie bardzo szybko. „Za długo to my sobie nie pojeździliśmy” – powiedziała. – Co się stało? – zapytałem zaskoczony. „Bo po tym nie da się jeździć. To kompletnie bez sensu” – odparła. Dalej usłyszałem, że plastik jest dziwny, nie ma dobrego poślizgu. Że niektóre kafelki są albo brudne, albo porysowane, bo zamiast jechać to łyżwy na nich hamują. Że „nogi się rozjeżdżają podczas odpychania i człowiek się przewraca”. – Może tu trzeba opanować trochę inną technikę jazdy? – zapytałem. „Jak ktoś już umie jeździć to się tylko zmęczy i sobie nie poradzi” – usłyszałem. – Ale może jednak warto popróbować? – nie ustępowałem. „Ale jazda po tym plastiku wymaga siły. To nie ma nic wspólnego z łyżwami. To bez sensu. Więcej już tam nie pójdę. Zresztą moje koleżanki też mówią, że będą jeździć na normalne lodowiska. Szkoda że w Pruszkowie nie ma jak w zeszłym roku” – zakończyła rozmowę.
Ten test odbył się w poniedziałek. Zaczekałem do wtorku z nadzieją, że może negatywne emocje opadną i podjąłem temat. „Mówiłam ci, że tam się nie da jeździć. Nie pójdę tam więcej” – usłyszałem i już wiedziałem, że nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy.
Chciałbym mimo wszystkiego coś dobrego o ślizgawce napisać. Moim zdaniem może być atrakcyjna dla dzieci w wieku przedszkolnym, które dopiero stawiają pierwsze kroki na łyżwach. Bo kto potrafi już jeździć, wygląda na to, że będzie zawiedziony. Potwierdzają się nasze obserwacje przed kilku lat – pojechaliśmy kiedyś z rodziną na plastikową ślizgawkę do Podkowy Leśnej. Jeździło się ciężko, topornie, bez przyjemności.
Jeszcze kilka dni temu myślałem, że autorami negatywnych opinii o ślizgawce są osoby nieprzychylne obecnej ekipie w urzędzie miasta. Dziś przyznaję im rację. W domu planujemy już rodzinne wypady na lodowisko do Brwinowa albo na przykład na Zimowy Narodowy.