[VIDEO] Tama na Utracie pojawiła się i zniknęła. Mogło dojść do tragedii
- Co by się stało, gdyby okazało się, że ktoś zasypał koparką koryto Utraty? - spytał przewrotnie radny Bartosz Brzeziński (niezrzeszony), podczas czwartkowego posiedzenia Komisji Prawa, Administracji, Bezpieczeństwa i Polityki Społecznej Rady Miasta Pruszkowa.
- Pytam, bo to się właśnie wydarzyło - dodał.
W odpowiedzi na zadane pytanie radny dowiedział się, że o zdarzeniu powinien był poinformować Wody Polskie. Brzeziński dopytywał, czy do Wód Polskich powinien zwracać się bezpośrednio każdy mieszkaniec, który dostrzeże niepokojące zjawiska na rzece? A może pierwszym punktem kontaktu winna być Straż Miejska i to w gestii strażników jest, aby przyjęte zgłoszenie skierować do odpowiednich instytucji? W tej kwestii radny dowiedział się już niewiele, podobnie jak niewiele zainteresowania wśród zgromadzonych wzbudziła informacja o zasypanym korycie Utraty.
Problem był jednak realny i bardzo poważny. Podczas gdy radnych zajmowała gorąca dyskusja o wysokości opłat za korzystanie z urzędowego parkingu, woda w Utracie spiętrzała się już od kilku godzin. Gdyby nie przytomna interwencja radnego w pruszkowskim magistracie, mogłoby dojść do tragedii.
Zatamowali rzekę i odjechali
W czwartek (19 września), wykonawca wyłoniony w przetargu przez Wody Polskie przystąpił do remontu niesprawnego jazu na rzece Utracie. Stan jazu od dekad wołał o pomstę do nieba, a walka lokalnych działaczy o jego naprawę ciągnęła się latami. Gdy wreszcie udało się wymusić na władzach miasta działanie i do remontu w końcu doszło, robotnicy postanowili rozpocząć go w... niecodzienny sposób.
Aby dostać się do jazu i odsłonić jego konstrukcję, ekipa wykonawcza postanowiła postawić na rzece tamę. Zapora została wykonana z worków z piaskiem i powstała na wysokości Malich, tuż przed jazem, w miejscu, w którym swój bieg rozpoczyna doprowadzalnik zasilający wodą stawy w Parku Potulickich.
Prawdopodobnym zamysłem wykonawcy było przekierowanie biegu rzeki w całości (sic!) na doprowadzalnik i osuszenie koryta rzeki tak, aby umożliwić sobie niezakłóconą pracę na jazie.
Pierwszy etap budowy tamy zakończono w czwartek. Wówczas góra worków z piaskiem nie sięgała jeszcze wysokości brzegu rzeki, a woda z koryta przelewała się po zaporze górą. Efektem działania tamy przez całą dobę było spiętrzenie rzeki i zwiększenie ciśnienia wody napływającej do doprowadzalnika.
W piątek od rana robotnicy podnosili i wzmacniali konstrukcję zapory, doprowadzając w końcu do niemal całkowitego przerwania biegu rzeki w korycie. Po zakończeniu pracy odjechali z placu budowy. Tymczasem poziom wody w Utracie przed tamą zaczął rosnąć w ekspresowym tempie. Do godziny 17:00, wodę od pobliskiej ścieżki dzieliły już tylko centymetry. Gdyby tendencja ta utrzymała się, do wieczora rzeka zdążyłaby wylać zalewając przybrzeżne domostwa na Malichach.
To nie miało prawa się udać
"Pomysł" wykonawcy na dobranie się do jazu poprzez zahamowanie biegu rzeki nie miał prawa się udać. Zaniedbany i zanieczyszczony doprowadzalnik nie jest w stanie przejąć potoków wody napływających z Utraty, przez co prędzej czy później zacząłby wylewać.
Szczęściem w nieszczęściu jest, że znaczną część obszarów wzdłuż doprowadzalnika stanowią tereny zalewowe. Nieszczęściem w nieszczęściu jest natomiast, że dokładnie na tych terenach powstało niedawno osiedle "Pawie Ogrody", znane też jako tzw. "megablok". W przypadku gwałtownego wezbrania wody, byłoby ono zagrożone zalaniem w pierwszej kolejności.
Należy zauważyć, że działania podjęte przez wykonawcę remontu jazu były całkowicie nielegalne. W warunkach przetargu, na mocy którego zlecono roboty, wspomniano wyraźnie, że stalowe klapy jazu należy wymienić cyt. "w sposób zachowujący biologiczny przepływ wody w rzece Utracie". Zgodnie ze wskazaniami zleceniodawcy (Wód Polskich), przy remoncie urządzenia powinno stosować się szandory (klapy odcinające dopływ wody jedynie w aktualnie remontowanej części, przy jednoczesnym zachowaniu przepływu wody przez urządzenie), do których użycia przystosowany jest zresztą jaz na Utracie.
- Kwestie te regulują nie tylko warunki przetargu i umowa z wykonawcą, lecz również przepisy prawa wodnego - zwraca uwagę Radny Bartosz Brzeziński.
- Nie można tamować rzeki na czas remontu, podobnie jak nie wolno spiętrzać wody w rzece powyżej poziomu, do którego spiętrzało ją remontowane urządzenie - wyjaśnia w rozmowie z portalem zpruszkowa.pl - słowem, nie można podejmować czynności, których na naszych oczach podjął się wykonawca. To całkowicie sprzeczne z prawem.
Nic się nie stało
Radny Brzeziński interweniował nie tylko podczas czwartkowego posiedzenia Komisji Prawa, Bezpieczeństwa i Administracji, lecz również w pruszkowskim magistracie.
W piątek na wizję lokalną udali się pracownicy Urzędu Miasta. Zgodnie z radnym Brzezińskim stwierdzili, że najprawdopodobniej doszło do naruszenia warunków umowy wykonawcy z zamawiającym (Wodami Polskimi). Jak dowiaduje się portal zpruszkowa.pl w rozmowie z Wiceprezydent Dorotą Kossakowską, urzędnicy podjęli interwencję w Wodach Polskich. Zarządca rzeki z kolei wymógł na wykonawcy, aby ten wycofał się z pomysłu budowy tamy i powrócił do koncepcji robót zgodnej z założeniami i warunkami przetargu. Interwencję magistrat podjął również wobec leciwego drzewa rosnącego przy brzegu rzeki, którego korzenie zostały odsłonięte podczas budowy tamy.
W piątek (20 września), po godzinie 17:00, zleceniobiorca przystąpił do robiórki tamy, co zresztą uchwyciły na miejscu kamery zpruszkowa.pl
Do sobotniego poranka naturalny bieg rzeki został niemal całkowicie przywrócony.
Wykonawcą remontu jazu na Utracie jest firma Hydrowodkan z Poznania. Wartość realizowanego zamówienia to 295 056,46 złotych. Zleceniodawcą robót jest Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.