Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Tak było w 2022 roku. Oto ranking wydarzeń, o których chcielibyśmy nie pisać

Sławomir BUKOWSKI
Obserwatorowi życia w Pruszkowie uczucie zaskoczenia nie jest obce, lecz jego częstotliwość jest tak duża, że staje się nieznośne. Oto subiektywny ranking zdarzeń i sytuacji, do których w Pruszkowie dochodzić nie powinno. Ale jednak doszło.
Facepalm.jpg
Ilustracja: Facepalm.jpg

10. Przejście pod torami przy Utracie. Pruszków w pigułce

Czarna Droga 2

Są miejsca w Pruszkowie, których lepiej gościom nie pokazywać. Jak choćby przejście pod torami PKP przy Utracie. Dobra wiadomość: po pięciu latach od rozpoczęcia prac Urzędowi Miasta Pruszkowa udało się w końcu opracować projekt przebudowy i zdobyć pozwolenia na budowę. Zła: w projekcie budżetu miasta na 2023 rok pieniędzy na wykonanie robót nie ma. A potrzeba, bagatela, co najmniej 6 mln zł. Przejście musi więc poczekać na lepsze czasy będąc namacalnym dowodem na to, że to co brzydkie, niedoświetlone, brudne, gdzie lepiej nocą samemu się nie zapuszczać, w Pruszkowie trzyma się wyjątkowo mocno.

Z jednej strony wypada docenić wysiłki urzędu miasta, że projekt inwestycji w końcu powstał. Ale z drugiej jak wytłumaczyć mieszkańcom, którzy od lat zmuszeni są korzystać ze wstrętnego przejścia, że termin przebudowy nadal jest nieznany?

9. Plac miejski. Radni za, a nawet przeciw

Nowego placu miejskiego w Pruszkowie nie będzie

To miała być jedna z najważniejszych, wręcz pokazowych inwestycji tej kadencji. Pomysł stworzenia placu miejskiego w kwartale ulic Bolesława Prusa, Niecałej, al. Wojska Polskiego, Sprawiedliwości promował w czasie kampanii wyborczej w 2018 roku ówczesny kandydat na prezydenta Piotr Bąk (KO). Nagrał nawet filmik temu poświęcony. Już po wyborach pomysł podchwycił wiceprezydent Konrad Sipiera (PiS). Sprawa miała zjednoczyć wszystkie ugrupowania w Radzie Miasta Pruszkowa oraz mieszkańców, bo i cel nie budził kontrowersji. Eleganckie miejsce spotkań – z wysmakowaną, małą architekturą, zadbaną zielenią, może z fontanną, z pawilonem gastronomicznym serwującym kawę i ciastka – miało być spełnieniem marzeń mieszkańców o rynku, jakiego brakuje. Nie mamy w Pruszkowie charakterystycznego miejsca, gdzie młodzież umawiałaby się na randki, a starsi na kawę.

I nie będziemy go mieli. Radni SPP i KO ostatecznie posłali do kosza pomysł wyłonienia koncepcji placu w ogólnopolskim konkursie architektonicznym zorganizowanym pod egidą Stowarzyszenia Architektów Polskich. Powód? Nieznany – nasi radni nie lubią tłumaczyć się mieszkańcom z podejmowanych decyzji. W praktyce wyglądało to tak, że prezydent co i rusz próbował zarezerwować w budżecie Pruszkowa na 2022 rok kwotę 100 tys. zł na przeprowadzenie konkursu, ale wniosek o wyrzucenie tych pieniędzy składał radny Karol Chlebiński (SPP) – bez uzasadnienia – i z automatu zyskiwał on poparcie klubów SPP i KO.

Ciekawostką może być fakt, że za wyrzucaniem z budżetu pieniędzy na konkurs głosował… Piotr Bąk! Ten sam Piotr Bąk, który budowę placu obiecywał mieszkańcom w kampanii wyborczej i który miał nawet zasiąść w jury, gdy do konkursu dojdzie!

Tak właśnie w Pruszkowie w radzie miasta gra się interesem mieszkańców, gdy na jednej szali leży ważna decyzja o rozwoju miasta, a na drugiej możliwość dokopania nielubianemu prezydentowi.

8. Była wiosna, były wiaty. Przyszedł deszcz i śnieg, wiat nie ma

Deszcz

To ewidentna wpadka wykonawcy prac, ale cięgi zbiera Urząd Miasta Pruszkowa. Bo i do kogo innego mieszkańcy mieliby adresować pretensje i oczekiwania?

Chodzi o przebudowę pętli autobusowej na osiedlu Staszica. Pomysł chwalebny, ale harmonogram prac zakrawa na skandal. Roboty ruszyły wiosną. Wyremontowano parking i drogę wyjazdową dla autobusów, rozbudowano zatokę przy al. Wojska Polskiego. Zdemontowano stare wiaty i… nie postawiono nowych. Gdy było lato, jesień, jeszcze dało się przeżyć. Ale przyszedł grudzień, mrozy, na zmianę śnieg z deszczem. A na przystankach łyso.

Urząd miasta popędzał wykonawcę, ten obiecywał, że dwie z czterech wiat postawi jeszcze przed Bożym Narodzeniem, zaś dwie w nowym roku. Ale znów słowa nie dotrzymał. 23 grudnia budowlańcy zaczęli montować jedną wiatę i to na stanowisku, z którego odjeżdżają tylko dwie linie. Zaś na tym, z którego odjeżdża aż pięć linii, dalej hulał wiatr.

Na pętli autobusowej od miesięcy króluje prowizorka. Szarobura kostka chodnikowa, rozkłady przyszpilone byle jak do słupka. W zamian mamy w Pruszkowie autobusy elektryczne – tyle że z dwóch jeden zaraz się popsuł, a ten co został i tak jeździ słabo trzymając się rozkładu.

7. Nie będziemy pracować i co nam zrobicie?

Leniwy

W Pruszkowie powołane zostały aż dwie komisje nadzwyczajne Rady Miasta Pruszkowa: do spraw rozwiązywania problemów komunikacyjnych oraz do spraw problemów hydrologicznych. Obie nie pracują. Pierwsza ostatni raz obradowała w marcu 2021 roku. Druga ostatni raz spotkała się – i to po awanturach – na początku września 2022 roku, przy okazji obrad Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska. Pierwsza miała zajmować się rozwojem komunikacji miejskiej, systemu drogowego, parkingów. Może uznała, że w Pruszkowie wszystko działa wzorcowo? Druga miała pilnować spraw związanych z remontem zepsutego jazu na Utracie. Może doszła do wniosku, że nie zna się na jazach?

Radni pytani, kiedy wznowią prace, odsyłają jeden do drugiego. A mieszkańcy coraz częściej formułują wniosek, że w najbliższych wyborach pruszkowską radę miasta trzeba będzie mocno przewietrzyć. Oj bardzo mocno.

6. Pruszków na liście gmin popegeerowskich. To nie jest żart

Traktor

Pruszków dostał 2 miliony złotych rządowego wsparcia kierowanego do mniej zamożnych gmin, w których w czasach PRL funkcjonowały Państwowe Gospodarstwa Rolne – forma socjalistycznych przedsiębiorstw wyspecjalizowanych w produkcji rolnej. Popegeerowskie gminy do dziś zmagają się z szeregiem problemów społecznych.

Jak pisał na naszym portalu red. Konstanty Chodkowski, w najbliższej okolicy Pruszkowa działały dwa PGR-y. Pierwszy, o nazwie Przedsiębiorstwo Produkcji Przetwórstwa i Zbytu Produktów Rolnych i Ogrodniczych, był w Regułach (dziś gmina Michałowice), drugi – Gospodarstwo Rolne Stołeczny Ośrodek Postępu Rolniczego – w Parzniewie (dziś gmina Brwinów). Jednak ani Parzniew, ani Reguły nigdy nie były częścią Pruszkowa, podobnie jak w samym Pruszkowie nigdy nie funkcjonował żaden PGR. Nie przeszkodziło to jednak władzom Pruszkowa w złożeniu wniosku o wsparcie dla gmin popegeerowskich. Nie przeszkodziło to również polskiemu rządowi w wydzieleniu dwóch milionów złotych dla naszego miasta.

Co ciekawe, dwa wnioski w tej samej edycji konkursu złożyła gmina Michałowice (która faktycznie kwalifikuje się do grona gmin popegeerowskich). Podobnie postąpił Brwinów, na którego terenie funkcjonowały aż trzy PGR-y. Jednak ani Brwinów, ani Michałowice środków z programu jednak nie otrzymały. Dostał za to Pruszków.

Redakcja zpruszkowa.pl sprawdziła, że wypłacenie dotacji stało się możliwe za sprawą ruchomych granic administracyjnych Pruszkowa – kilkakrotnie zmieniały się w latach 1945–1999. W swoim finalnym – i obecnym – kształcie Pruszków „zahacza” o teren parzniewskiego PGR-u fragmentem nieprzekraczającym czterech hektarów w okolicach skrzyżowania ulic Działkowej i Przyszłości. To najprawdopodobniej dzięki temu skrawkowi miasto znalazło w rządowym wykazie „gmin popegeerowskich”. 

Czy to powód do dumy, że Pruszków załapał się na listę, a Michałowice i Brwinów – nie? Czy my naprawdę potrzebowaliśmy tych pieniędzy kosztem biedniejszych samorządów? Czy cel zawsze uświęca środki? Jedno nie ulega wątpliwości: określenie „Pruszków gminą popegeerowską” budzi dziś przede wszystkim śmiech i niedowierzanie.

5. Konsultacje z mieszkańcami. Ale co to jest?

Konsultacje Społeczne

Paweł Makuch idąc po władzę w Pruszkowie, a później podejmując służbę na rzecz mieszkańców, obiecywał rozmawiać. Konsultować. Pytać. Nie można powiedzieć, że tego nie robi. Prezydenta można spotkać latem na placach zabaw, przy tężni, gdzie przybija piątkę z mieszkańcami. Ale profesjonalne konsultacje nigdy nie zostały w mieście uruchomione. W żadnej sprawie.

Tematów do przekonsultowania było zaś nadzwyczaj dużo. Czy budować łącznik przez skwerek przy dworcu PKP? Czy budować wodny plac zabaw? A jeśli budować, to gdzie? Jaką trasą puścić autobus elektryczny? Czy szukając oszczędności zlikwidować rower miejski? Czy zorganizować w 2022 r. miejską imprezę sylwestrową? To pierwsze z brzegu przykłady. Tymczasem decyzje w ważnych dla mieszkańców sprawach zapadają za zamkniętymi drzwiami gabinetów przy Kraszewskiego. Czasem bardzo niekorzystne decyzje.

Instrument do przeprowadzania konsultacji w Pruszkowie jest. Radni przyjęli w tej sprawie specjalną uchwałę, a prezydent powołał, zgodnie z nią, Radę Społeczną ds. konsultacji społecznych. Uchwała pozostaje martwym aktem prawnym. Prezydent nie inicjuje konsultacji. Ale żeby było sprawiedliwie – radni również. W efekcie sytuacji, w których ani radni, ani prezydent nie reprezentują interesów mieszkańców, może być (i chyba już jest) w Pruszkowie coraz więcej.

4. Bóbr Pruszkowski

Boberek Fot Pixabay

Urząd Miasta Pruszkowa, reprezentowany w tej sprawie przez Wydział Ochrony Środowiska, prowadzi nierówną walkę z przyrodą. Żeby nie powiedzieć – kompromitującą (dla urzędu, rzecz jasna). Najpierw urząd wynajął speca, żeby pomógł pozbyć się bobrów budujących tamy na kanałku doprowadzającym wodę do stawów w parku Potulickich. Spec poradził, żeby w tamę wetknąć perforowaną rurę, która spowoduje, że i tama będzie, i woda w stawach też. Tak zrobiono, ale nie pomogło. Rura okazała się za wąska, a stawy potrzebują dużo wody.

W tym roku bobry odłowiono, o czym z dumą poinformowała naczelnik wydziału Elżbieta Jakubczak-Garczyńska. – Jak odłowiono, jak one nadal tutaj są? – społecznik Arek Gębicz na wieść, że bobry wyjechały, aż zatoczył się ze śmiechu. I miał rację. Okazuje się, że bobrów jest w okolicach tak dużo, że na miejsce eksmitowanych przyszły nowe – przyznała to niedługo potem sama pani naczelnik.

Lata mijają, a bobry w Pruszkowie dobrze się mają. Rok 2022 był kolejnym, kiedy małe sympatyczne gryzonie grały na nosie urzędnikom dużego 60-tysięcznego i bogatego miasta, dysponującego – wydawałoby się – wszelkim instrumentarium i pieniędzmi, żeby pozbyć się ich z parku.

Złośliwi zadają zaś pytanie: jak urząd miasta będzie w stanie zbudować nową szkołę, skoro nie jest w stanie na bieżąco łapać i wywozić sympatycznych zwierzątek niedużych rozmiarów z parku oddalonego od urzędu o kilkaset metrów?

3. Sylwestra nie będzie, lodowiska nie będzie. A co z rowerami? Też nie będzie

Rowerów Nie Będzie

Miasto tnie wydatki. Ale robi to w zaciszu gabinetów, nie ogłaszając publicznie swoich decyzji. Próżno szukać komunikatów prezydenta Pawła Makucha, tak lubiącego fotografować się, gdy przyjmuje tekturowe czeki od przedstawicieli rządu z dofinansowaniem do rozmaitych inwestycji, w sprawie rezygnacji z miejskiego sylwestra czy lodowiska. Tymczasem inni burmistrzowie z przekazywaniem podobnych informacji problemów nie mają. Choćby Grzegorz Benedykciński, burmistrz Grodziska Mazowieckiego. „Ze względu na drastyczny wzrost kosztów podjąłem decyzję, że tej zimy nie uruchomimy lodowiska. Do tej pory koszt rozstawienia i utrzymania obiektu wynosił około 250 tys. zł, teraz kosztowałoby to 500–600 tysięcy” – zakomunikował Benedykciński.

Nawet o likwidacji Pruszkowskiego Roweru Miejskiego od 2023 roku radni dowiedzieli się przypadkiem, przeglądając projekt przyszłorocznego budżetu miasta. Redakcja zpruszkowa.pl podjęła próbę ustalenia autora tej decyzji. Okazuje się, że nie chce do niej przyznać się ani Wydział Strategii i Rozwoju (on odpowiadał za rowery), ani prezydent Pruszkowa – z urzędu dostaliśmy ogólnikową odpowiedź o oszczędnościach, bez podpisu żadnego urzędnika.

Urząd Miasta Pruszkowa zaczął się alienować i chować przed mieszkańcami? Na to wygląda.

2. Zbudowali centrum przesiadkowe. Zapomnieli o przesiadkach

Sienkiewicza Po Remoncie

Wraz z budową łącznika ulic Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej i Sienkiewicza powiat pruszkowski ze starostą Krzysztofem Rymuzą na czele (bo to powiat był inwestorem) wyremontował ulicę Sienkiewicza przed dworcem PKP. Na chodnikach położył tandetną kostkę, nie poprawił niebezpiecznych uskoków na ścieżce rowerowej. Ale to pikuś przy tym, co zrobił z przystankami autobusowymi. Przebudował je tak, że autobusy nie mieszczą się zatoczce, bo ta jest za krótka. Okazuje się, że w starostwie zapomnieli, że stacja kolejowa z przystankami komunikacji miejskiej i podmiejskiej tworzą węzeł przesiadkowy. I że część linii autobusowych kończy tutaj trasę i pojazdy muszą gdzieś poczekać na rozkładową godzinę odjazdu.

Mieszkańcy Pruszkowa szydzili w internetowych komentarzach, że oto mamy jedyną w Polsce atrakcję turystyczną: węzeł przesiadkowy bez możliwości wygodnej przesiadki. Ale problem jest poważny. Przebudowa ulicy Sienkiewicza od Nowej Stacji do skrzyżowania z ul. Kościuszki wraz budową łącznika z ulicą Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej kosztowała ponad 11 mln zł. W dużej części są to wyrzucone w błoto pieniądze. Publiczne pieniądze.

1. Pociągi nie kursują, bo remont, a autobusy w Pruszkowie jeżdżą jak chcą, bo to Pruszków

Autobus Pruszków

Przebudowa dworca Warszawa Zachodniego daje się we znaki. A to pociągi jeżdżą dwa razy na godzinę, a to jednym torem. Opóźnienia sięgające 60 minut są na porządku dziennym. Pruszków nie ma na to wpływu. Prace na Zachodnim finansuje spółka PKP PLK całkowicie od naszego miasta niezależna.

Pruszków ma za to stuprocentowy wpływ na jakość komunikacji w naszym mieście, bo to miasto ją zleca, finansuje i nadzoruje. A z tym jest coraz gorzej. Pasażerowie skarżą się na nieobsługiwane kursy, na duże opóźnienia, na to że rozkłady nie odzwierciedlają rzeczywistych czasów przejazdu. Część autobusów regularnie łapie spóźnienie (np. na popularnych liniach 2 i 7), część przyjeżdża przed czasem (np. linia 4). Gdy miasto uruchomiło linię nr 10 obsługiwaną taborem elektrycznym okazało się, że po awarii jednego pojazdu przewoźnik zastąpił go spalinowym, ale też niesprawnym (nie działała tablica wyświetlająca numer linii, a podczas jazdy – jak alarmował jeden z pasażerów – samoczynnie otwierały się drzwi).

Jakość pruszkowskiego taboru z upływem czasu się pogarsza. Autobusy szarpią, silniki wyją, tablice czołowe nie działają, pojazdy potrafią kursować bez oznaczeń numeru linii, rozkłady jazdy okazują się fikcją, a głosowe zapowiedzi przystanków, jeśli w ogóle są uruchomione, to podają nieprawdziwe komunikaty. 

Autor tego artykułu przed świętami postanowił choć raz przejechać się autobusem elektrycznym linii 10. Sprawdził rozkład, poszedł na przystanek i spędził na nim 20 minut. Autobus nie przyjechał. Gdyby od razu poszedł pieszo, dotarłby na miejsce w 15 minut. A tak stracił w sumie 35 minut (20+15). Chciałoby się zakrzyknąć: ahoj przygodo! Ale w Pruszkowie trudno o aż taki optymizm.

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: