Sprawa Ołówkowej 15. Deweloper składa obietnice, ale władze Pruszkowa wciąż ukrywają ważny dokument
Pękają ściany konstrukcyjne i belki stropowe przedwojennej komunalnej kamienicy przy Ołówkowej 15, obok której potężny blok stawia firma Glif. Mieszkańcy od wielu tygodni proszą o pomoc kogo się da: prezydenta Pruszkowa, spółkę TBS „Zieleń Miejska”, która w imieniu miasta administruje budynkiem, radnych, dziennikarzy. Sprawa stała się głośna w całym Pruszkowie przede wszystkim dzięki radnej Ewie Białaszewskiej-Szmalec (PiS), która oburzona bezczynnością władz miasta zaczęła słać do prezydenta interpelacje. Wymijające odpowiedzi, udzielane jej przez Pawła Makucha, nazwała „urzędniczym bełkotem”. W pomoc mieszkańcom zaangażowali się również Piotr Bąk i Dorota Kossakowska (KO), Karol Chlebiński (SPP) oraz Anna-Maria Szczepaniak (niezrz.). Działania miasta, albo ich brak, recenzuje też ostro społecznik Arkadiusz Gębicz. Jego zdaniem kamienicy grozi katastrofa budowlana.
Radnym udało się wymóc na prezydencie Pruszkowa spotkanie poświęcone Ołówkowej 15. Miało być bez świadków, ale informacja o nim natychmiast obiegła miasto. W efekcie w środę 10 maja o godz. 8.30 w urzędzie miasta oprócz kilkorga radnych (poza wymienionymi wyżej przyszli też Józef Moczuło, Mieczysław Maliszewski i Grzegorz Margas z SPP) stawiła się czwórka mieszkańców Ołówkowej 15 oraz aktywista miejski, posługujący się w mediach społecznościowych pseudonimem Sanchez Samjazz. Urząd miasta ściągnął z kolei przedstawicieli spółki Glif, TBS Zieleń Miejska oraz kilkoro urzędników z różnych wydziałów.
Paweł Makuch, którego obecności oczekiwano, nie zjawił się. Jak wytłumaczył Andrzej Guzik, naczelnik Wydziału Geodezji, Mienia i Estetyki Miasta, prezydent akurat tego dnia miał pilną sprawę u notariusza. Spotkanie poprowadził wiceprezydent Konrad Sipiera.
Wiceprezydent już na wstępie oskarżył media o publikowanie zmanipulowanych informacji, a mieszkańców o podsycanie emocji. Zapewnił, że katastrofa budowlana nie grozi, zaś uszkodzenia budynku będą usuwane.
Przedstawiciele dewelopera – spółki Glif – w trakcie spotkania, z upływem czasu, składali coraz dalej idące deklaracje. Wszystkie szczeliny mają zostać załatane, pękające nadproża wymienione, okna naprawione tak, by się zamykały i otwierały bez problemu, a w piwnicy w całym budynku zrobiona zostanie betonowa wylewka, co dodatkowo wzmocni konstrukcję. Wzmocnione lub wymienione mają zostać belki stropowe. Naprawy doczeka się nawet elewacja i to w miejscach, gdzie spękania pojawiły się niekoniecznie wskutek przemieszczania się mas gruntu spowodowanych sąsiednią budową.
Mieszkańcy Ołówkowej 15 momentami ze zdumieniem i niedowierzaniem słuchali tych zapewnień, bo jak mówią, do tej pory spotykali się raczej z arogancją i lekceważeniem, szczególnie ze strony pracowników TBS „Zieleń Miejska” (radnym i dziennikarzom opowiadali wcześniej, jak to dostawali ostrzeżenia, żeby nie rozgłaszali tematu w mediach, w przeciwnym razie nie mają co liczyć na pomoc). Na spotkaniu wspominali sytuację, gdy pracownik TBS wszedł do jednego z mieszkań, a następnie „przyłożył rękę do ściany niczym Kaszpirowski i po chwili orzekł, że budynek nie osiada”. Że zimą musieli zatykać szpary, które pojawiły się w oknach, szmatami, by ciepło nie uciekało.
Radni solidarnie stali po stronie mieszkańców. Karol Chlebiński wykazywał spółce TBS niekonsekwencję, gdyż ta z początku odmawiała napraw budynku tłumacząc się brakiem decyzji Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego (PINB), potem zaś podjęła prace nie czekając na decyzję i wykonała takie roboty, o których w decyzji nie było mowy (na przykład oklamrowano szczeliny, co sugeruje, że uszkodzenia budynku jednak są duże). Ewa Białaszewska-Szmalec mówiła o braku komunikacji z prezydentem Pruszkowa. A Józef Moczuło tłumaczenia wiceprezydenta Sipiery nazwał „nawijaniem makaronu na uszy”.
Na spotkaniu padła też ważna informacja: za wszystkie prace naprawcze prowadzone na Ołówkowej 15 płaci spółka Glif, nie miasto.
Czy po środowym spotkaniu można być optymistą, że mieszkańcy pękającej kamienicy doczekają się w końcu fachowej i kompleksowej pomocy, a aroganckie zachowania nie będą już miały miejsca? Na takie stwierdzenie zdecydowane za wcześnie. Zakres koniecznych do wykonania prac określa co prawda decyzja wydana przez PINB, ale ona jest następstwem ekspertyzy stanu technicznego budynku, wykonanej na zlecenie Urzędu Miasta Pruszkowa i przez urząd opłaconej. Tę ekspertyzę władze Pruszkowa oraz TBS „Zieleń Miejska” utajniły – przed mieszkańcami, przed dziennikarzami, a nawet przez radnymi. To utajnienie jest sprzeczne z prawem – dokument opłacony został z funduszy publicznych i jako taki stanowi informację publiczną, podlega udostępnieniu każdemu obywatelowi, który o niego poprosi. Władze Pruszkowa odmawiają przekazania jego kopii tłumacząc, że to dokument wewnętrzny. Społecznik Arkadiusz Gębicz tę odmowę zaskarżył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, ale na wyrok trzeba będzie poczekać kilka miesięcy.
Do ekspertyzy od kilku dni próbują dotrzeć radni: Piotr Bąk, Dorota Kossakowska i Anna-Maria Szczepaniak. Ustalili już, że ekspertyzę posiada naczelnik Wydziału Geodezji Andrzej Guzik. Naczelnik odmówił wglądu do niej, gdyż nie dysponuje zgodą prezydenta. Na środowym spotkaniu o wyrażenie takiej zgody Piotr Bąk kilkakrotnie prosił Konrada Sipierę. Wiceprezydent odparł, że nie jest do tego upoważniony. Po zakończeniu spotkania trójka radnych poszła w tej sprawie do gabinetu Pawła Makucha, ale prezydenta nie zastali – jak poinformowała pracownica, „pan prezydent jest w przedszkolu”. Piotr Bąk żądanie wydania ekspertyzy przesłał więc Pawłowi Makuchowi mejlem.
I jeszcze ciekawostka. Wiceprezydent Sipiera zadeklarował na środowym spotkaniu, że wgląd do ekspertyzy radni, z Piotrem Bąkiem na czele, będą mieli w spółce TBS „Zieleń Miejska”. Jednak po spotkaniu prezes TBS-u Anna Brożyna powiedziała portalowi zpruszkowa.pl, że wgląd nie oznacza prawa do sporządzenia kopii dokumentu w jakiejkolwiek formie.
Co znajduje się w ekspertyzie, że prezydent Paweł Makuch, wiceprezydent Konrad Sipiera, naczelnik Andrzej Guzik oraz prezes TBS Anna Brożyna wszelkimi sposobami bronią dostępu do niej? Na to pytanie i radni, i dziennikarze, i aktywiści będą w najbliższym czasie próbowali znaleźć odpowiedź.
Komentarz autora:
Opowieści mieszkańców Ołówkowej 15 pełne są przykładów arogancji pruszkowskiej władzy, opisów lekceważenia ich próśb, prób zastraszania. Władze Pruszkowa i spółka TBS osiągnęły efekt odwrotny od zamierzonego. Sprawa kamienicy nabrała olbrzymiego rozgłosu, a determinacja radnych, aktywistów i dziennikarzy, by pomóc bezbronnym w starciu z urzędniczym aparatem ludziom, jest ogromna. Można spokojnie postawić tezę, że gdyby nie ten rozgłos, deweloper nie złożyłby publicznie tak daleko idących obietnic, nie zadeklarował wsparcia oraz naprawienia uszkodzeń nawet niebędących bezpośrednim skutkiem jego inwestycji. To dobrze, że szansa na to, iż sprawa dla mieszkańców będzie miała szczęśliwy finał, jest duża.
Ale do załatwienia pozostaje jeszcze jedno: wymuszenie na władzach Pruszkowa ujawnienia ekspertyzy stanu technicznego budynku. Dopóki ten dokument nie ujrzy światła dziennego, pytania o to, co prezydent Pruszkowa próbuje ukryć przed opinią publiczną, będą uzasadnione.