Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Sprawa dodatków dla nauczycieli, czyli jak prezydent stracił twarz

Sławomir BUKOWSKI
Paweł Makuch leitmotivem swojej prezydentury uczynił otwarcie na mieszkańców. Wojna z radnymi o wynagrodzenia nauczycieli rozbiła jego wizerunek w pył.
Paweł Makuch - Prezydent Miasta Pruszkowa
Ilustracja: Paweł Makuch - Prezydent Miasta Pruszkowa

Paweł Makuch leitmotivem swojej prezydentury uczynił otwarcie na mieszkańców. Wojna z radnymi o wynagrodzenia nauczycieli rozbiła jego wizerunek w pył.

– Gdyby nie upór i brak poszanowania prawa przez radną Kurzelę i radną Widerę, już teraz otrzymywalibyście dodatek w wysokości, którą ustaliliśmy podczas konsultacji – takimi słowami prezydent Paweł Makuch zwraca się do nauczycieli na filmie opublikowanym w mediach społecznościowych. Ta wypowiedź na pozór brzmi przekonująco, ale nie dla środowiska pruszkowskich pedagogów, które od blisko roku czeka na pieniądze. A konkretnie na podwyżkę dodatków za wychowawstwo w przedszkolach, które od 2009 roku wynoszą 122 zł brutto. Skąd ten brak wiary w słowa prezydenta?

To że wysokość dodatku, wyrażana kwotą brutto, jest żałosna, nie budzi wątpliwości. To że od 2009 roku nie była waloryzowana – to skandal. To że nauczyciele, mieszkańcy Pruszkowa, oczekują, by miasto pamiętało o nich – jest w pełni zrozumiałe. Ich prośby kierowane zarówno do urzędu miasta, jak i do radnych, zwłaszcza tych, którzy są czynnymi nauczycielami, są usprawiedliwione. A konieczność spełnienia oczekiwań wydaje się oczywista. 122 złote brutto, czyli około 70 zł netto, to wartość zakupów w Biedronce dla czteroosobowej rodziny na dwa dni. Jak do tego problemu podchodzi Paweł Makuch?

W listopadzie 2019 roku, po roku swojej prezydentury, przedstawia projekt uchwały zakładający podwyżkę dodatku do… 150 złotych. Tak, to nie pomyłka. Dodatek miał wzrosnąć o 28 zł. Brutto. Uchwała nie zostaje jednak przegłosowana przez radnych, bo nieoczekiwanie prezydent ją wycofuje. Kolejny projekt pojawia się w styczniu 2020 r. W nim mowa jest już o 250 zł. Podwyżka o 100 procent wygląda znacznie lepiej, ale radni pytają: dlaczego nauczyciele w szkołach mogą dostawać 300-złotowe dodatki, a ich odpowiednicy w przedszkolach już nie? Przecież ilość pracy jednych i drugich jest zbliżona, być może nawet ci w przedszkolach pracują ciężej opiekując się kilkulatkami, które nie zawsze potrafią się ubrać i zdążyć z potrzebą do toalety. Prezydent odpowiada twardo: ma być 250 zł, bo taka kwota została skonsultowana ze środowiskiem nauczycielskim i związkami zawodowymi. Dlaczego nie 300 zł? Bo nie, bo nie ma pieniędzy w budżecie, bo podwyżka i tak jest wysoka.

Radni sami zmieniają prezydencki projekt i wpisują nową kwotę: 310 zł dodatku za wychowawstwo zarówno dla nauczycieli w szkołach, jak i przedszkolach. Żeby było sprawiedliwie. Inicjatorkami akcji są Małgorzata Widera (Koalicja Obywatelska), przewodnicząca Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, oraz Eliza Kurzela (niezrzeszona), członkini tej komisji, zarazem wiceprzewodnicząca Rady Miasta Pruszkowa. Zmienioną uchwałę pozytywnie opiniuje zarówno Komisja Oświaty, jak i przegłosowują radni na sesji. Uchwała, zgodnie z procedurą, trafia do wojewody, gdzie jest sprawdzana pod kątem poprawności. Niemal równolegle do wojewody trafia… pismo podpisane przez Pawła Makucha, w którym wskazuje na braki formalne: brak uzgodnienia nowej kwoty ze związkami zawodowymi oraz brak zmiany w budżecie miasta, aby tę wyższą, niż on chciał, podwyżkę, sfinansować.

Czy prezydent miał obowiązek pisać do wojewody? Zdania są podzielone. Najostrzej wypowiada się radny Samorządowego Porozumienia Pruszkowa Karol Chlebiński, mówiąc, że Paweł Makuch „zadenuncjował uchwałę”. Chlebiński słynie z ciętego języka i nie zawsze eleganckich wypowiedzi, ale tym razem użyte przez niego sformułowanie chyba dobrze oddaje działania prezydenta, których efektem jest uchylenie przez wojewodę (2 marca) fragmentu uchwały dotyczącej kwoty dodatku. Nauczyciele w przedszkolach nadal więc dostają po 122 zł brutto. Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że Paweł Makuch obiecuje im podwyżkę – ale w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Czas płynie, w sprawie nie dzieje się nic. Wybucha pandemia koronawirusa, która paraliżuje pracę radnych, jak i częściowo urzędu miasta. Radne Widera i Kurzela same przygotowują projekt kolejnej uchwały, w którym zapisują kwotę 310 zł. Zgłaszają go pod obrady Komisji Oświaty. Komisja ma burzliwy przebieg, radni dzielą się na dwie frakcje – PiS i pozostali – przekrzykują się, padają rozmaite oskarżenia. Ostatecznie komisja pozytywnie opiniuje projekt. Widera i Kurzela bez problemu zdobywają uzgodnienia ze związkami zawodowymi.

W tym czasie retoryka prezydenta Makucha zaostrza się. Zaczyna obwiniać obie radne, że z ich winy nauczyciele nie dostają 250 złotych, że gdyby nie ich działania wojewoda nie uchyliłby styczniowej uchwały. Zgłasza też kolejny własny projekt regulaminu wynagradzania, a w nim – a jakże – dalej widnieje 250 zł. Dlaczego nie 310? Znów te same argumenty: że taka kwota została skonsultowana ze związkami (jakby nie można było przez tyle miesięcy skonsultować 310-złotowej), że budżet miasta ma swoje ograniczenia. Na kolejnej Komisji Oświaty prezydencki projekt zostaje zaopiniowany negatywnie. Dochodzi wtedy do regularnej kłótni między radnymi a prezydentem i jego zastępcami. Ale i retoryka prezydenta coraz bardziej ewoluuje w kierunku ustępstw. Obiecuje, że jeśli radni na sesji przyjmą jego projekt (z 250 zł), to wkrótce siądzie ze związkami zawodowymi w celu skonsultowania podwyżki do 310 zł. Okazuje się też nagle, że w budżecie miasta jednak są pieniądze na sfinansowanie 310 zł! Skąd się wzięły? Zostały… wygospodarowane.

Na 6 maja przewodniczący Rady Miasta Pruszkowa Krzysztof Biskupski, na wniosek prezydenta, zwołuje nadzwyczajną sesję. Makuch uparcie forsuje swój projekt – z 250 zł. Dlaczego nie z 310 zł, skoro pieniądze są? „Bo na 250 zł zgodziły się związki zawodowe” – powtarza prezydent. Argument, że związki zgodziłyby się na dowolną wyższą kwotę, a więc i na 310 zł, trafia w próżnię. Dlaczego przez tyle miesięcy prezydent nie podjął trudu uzgodnienia ze związkami 310 zł? Nie wiadomo. „Gdzie pan był, czym się pan zajmował od stycznia, kiedy rada zmieniła regulamin kwotowo z 250 na 310 zł?” – pyta prezydenta Piotr Bąk (KO). Wtóruje mu Karol Chlebiński (SPP): „Jestem porażony indolencją i niekompetencją organu wykonawczego. Państwa argumentacja zmienia się z miesiąca na miesiąc. Próbujecie nieudolnie przerzucić odpowiedzialność na radnych! To pan prezydent napisał do wojewody, w których punktach poprzedni regulamin wynagradzania nauczycieli należy uchylić! To pan jest odpowiedzialny za tę sytuację! O tym, co się dzieje w Pruszkowie, mówią już włodarze innych miast w Polsce!”.

Na sesji panuje wojna nerwów. Paweł Makuch ostrzega radnych, że jeśli nie przyjmą jego projektu, od czerwca nauczyciele w przedszkolach w ogóle stracą dodatek za wychowawstwo, bo z powodu częściowego uchylenia styczniowej uchwały przez wojewodę znika podstawa prawna do jego naliczania. Jego słowa są szokujące, bo raptem dzień wcześniej na Komisji Oświaty dyrektor Centrum Usług Wspólnych, które nalicza pensje nauczycielom, mówił kompletnie co innego: że w razie odrzucenia uchwały nauczycielom nadal będą wypłacane 122 zł. „Jeżeli nauczyciele w przedszkolach nie dostaną dodatków za wychowawstwo, to będzie to wina prezydenta. Wyłączną winę za ten chaos ponosi prezydent Paweł Makuch. Nie podejmuję się oceny, czym spowodowane jest takie zachowanie” – mówi ostro Eliza Kurzela. Zarzuca prezydentowi, że nie wykonuje woli rady. Tymczasem retoryka Pawła Makucha… jeszcze bardziej ewoluuje. Obiecuje, że jeśli jego uchwała przejdzie, zdobędzie uzgodnienia ze związkami i już za miesiąc radni przegłosują 310-złotowe dodatki. „Ja panu nie wierzę. Wprowadził pan politykę do urzędu, choć miał pan być prezydentem bezpartyjnym. Widać, kto za panem głosuje. Dlatego nie wierzę, że da pan nauczycielom 310 złotych” – mówi radny Józef Moczuło (SPP).

Ostatecznie prezydencka uchwała przepada w głosowaniu. Ale już we wtorek 12 maja odbędzie się kolejna, nadzwyczajna sesja rady miasta, zwołana tym razem na wniosek grupy radnych, na której będzie głosowany projekt przygotowany przez Małgorzatę Widerę i Elizę Kurzelę. W nim, oczywiście, są zapisane 310-złotowe dodatki.

Jeśli prześledzić cały wielomiesięczny konflikt, uwagę zwraca przede wszystkim nieprzejednane stanowisko prezydenta w sprawie postulatów radnych, manifestowana niechęć do Małgorzaty Widery i Elizy Kurzeli, brak woli, by problem rozwiązać. A ustępstwa, na jakie idzie, widać że są efektem narastającej świadomości nadciągającej przegranej w tej walce.

Makuchowi udało się zjednoczyć przeciwko sobie nie tylko znaczącą grupę niechętnych mu radnych, ale także skonfliktować się ze środowiskiem nauczycielskim, które bynajmniej nie było biernym obserwatorem wydarzeń rozgrywających się w samorządzie. Radna Widera, jak mówi, dostaje dziesiątki próśb od nauczycieli, by nie ustawała w swoich wysiłkach. Nauczyciele stanęli za nią, nie za prezydentem. A on wyszedł na polityka pełnego osobistych uprzedzeń, gotowego wziąć mieszkańców za zakładników, żeby za wszelką cenę postawić na swoim.

Strategia Pawła Makucha okazała się najgorszą z możliwych. Budowany mozolnie od początku kadencji wizerunek prezydenta wychodzącego do mieszkańców i rozmawiającego z nimi, tworzącego przyjazny urząd, rozwiązującego problemy dnia codziennego, przestał istnieć. Dziś mamy zapiekłego w swym uporze polityka skonfliktowanego z większością radnych.

Makuch nie pomyślał też o jednym: znaczeniu środowiska pedagogicznego w kreowaniu opinii publicznej. W całej Polsce samorządowcy – prezydenci, burmistrzowie, wójtowie, ale i radni – starają się budować z nauczycielami przyjazne relacje, a przynajmniej poprawne. Bo nauczyciele są liderami opinii. Z ich środowiska rekrutuje się wielu radnych i włodarzy miast. Nie opłaca się z nimi zadzierać, bo na dłuższą metę walkę się przegra – w wyborach. Czy Paweł Makuch stracił w tym momencie szansę na drugą kadencję? Na pewno zrobił solidny krok w tym kierunku.

Działania prezydenta mają też efekt uboczny: pozwoliły narodzić się nowym liderom w radzie miasta. Eliza Kurzela, słynąca dotąd głównie ze stawiania podchwytliwych pytań Makuchowi, dziś jest główną rozgrywającą sprawę nauczycieli. Prawniczka, coraz celniej punktuje ekipę prezydenta wytykając jej potknięcia. Małgorzata Widera, nauczycielka, a od września 2019 roku dyrektorka szkoły podstawowej w Michałowicach, która zasłynęła ostrym przesłuchiwaniem na kierowanej przez siebie komisji kontrowersyjnej wicedyrektorki Szkoły Podstawowej nr 2, w tym momencie jest głosem całego środowiska nauczycielskiego. Obok tej dwójki warto wymienić Katarzynę Wall, radną SPP, nauczycielkę wychowania przedszkolnego, która w ostatnich tygodniach ujawniła się jako rzeczniczka tej grupy zawodowej, prosząc w stonowanych, ale bardzo stanowczych słowach prezydenta Makucha, by nie dzielił środowiska nauczycielskiego. Wall dotąd rzadko zabierała głos, dziś okazuje się, że ma charyzmę i tylko cierpliwie czekała, by się pokazać jako wojowniczka.

Feministki zapewne cieszą się, że trzy silne pruszkowskie kobiety zapędziły prezydenta do narożnika. Mnie jednak martwi co innego. Rozpętany przez prezydenta konflikt źle wróży w czasach kryzysu. Wykreowanie wojny nie będzie sprzyjać, a może wręcz uniemożliwi współpracę z radnymi przy przebudowie budżetu miasta dotkniętego spadkiem dochodów. Prezydent miasta powinien dziś być liderem. Tymczasem my mamy nerwowego polityka kombinującego, jak dopiec nielubianym radnym i zajętego nieudolnymi próbami zbudowania wokół siebie korzystnego PR. To droga donikąd, panie prezydencie.

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: