Sonia Frojdenfal, kapitan MKS Pruszków w rozmowie przed startem play-off
.png?key=full-jpg)
Łukasz Dmochowski: Przed Wami faza play-off. Runda zasadnicza zakończona na 1 miejscu, bez porażki. Wraz z drużyną MKS-u miałaś już okazję do świętowania awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Małe deja-vu czy sezon się czymś różni?
Sonia Frojdenfal: Powiem szczerze, że z sezonu w którym wywalczyłyśmy awans prawie 3 lata temu niewiele pamiętam oprócz samego finału i świętowania. Ten sezon idzie po naszej myśli i bezbłędnie realizujemy założenia, które były określone przed rozpoczęciem rozgrywek. Bilans 16-0 pokazuje, że nasza drużyna jest gotowa na kolejną walkę o awans do ekstraklasy, z czego jesteśmy bardzo dumne!
ŁD: Biorąc pod uwagę rundę zasadniczą, cel wydaje się jasny - walka o wygranie całych rozgrywek. Jak podchodzicie do tego w szatni? Wcześniejsze dwa sezony na parkietach ekstraklasy w zdecydowanej większości przynosiły porażki. Czy możesz nam zdradzić, zakulisowo, jest szansa na kolejny sezon w ekstraklasie ale już z większymi nadziejami?
SF: Myślę, że mentalnie i fizycznie jesteśmy gotowe na to co przed nami. Wiemy, że będzie to wymagało od nas jeszcze więcej pracy i zaangażowania. Tutaj już margines błędu jest bardzo mały, a każde potknięcie będzie nas kosztować dodatkowy stres. Jednak jak pokazała runda zasadnicza, potrafimy walczyć do końca i nigdy nie odpuszczamy.
Dwa lata w ekstraklasie pokazały jak duża jest różnica między 1 ligą a najwyższym szczeblem rozgrywkowym. Jednak z tych dwóch lat, mimo porażek można wiele wyciągnąć i taki też był cel. Żeby pokazać, że potrafimy grać. Żeby się dalej uczyć. Brakowało nam czasem centymetrów i „masy”, którą inne zespoły wykupują w postaci zagranicznych zawodniczek. Tak wyglądają realia.
Mówiąc o większych nadziejach sądzę, że również pytasz mnie czy pojawią się „wzmocnienia” właśnie w postaci amerykanek czy innych zagranicznych zawodniczek. Nie wiem. To co wiem, to to, że w tym roku zablokował nas przepis o drużynie rezerw. Chcąc nie chcąc jest to kolejny zespół, który musi być opłacony przez klub, a to rodzi koszty. A co przyniesie kolejny sezon to zobaczymy, my na ten moment mamy najważniejszą pracę do wykonania, a dopiero po osiągnięciu awansu, wszyscy będziemy mogli myśleć co dalej.
ŁD: Jesteś mocno związana z mazowieckimi ekipami. Najpierw transfer z mniejszego ośrodka do Polonii Warszawa, tam awans na poziom centralny i gra na zapleczu ekstraklasy. Teraz kilka lat w Pruszkowie. Zdążyłaś się przyzwyczaić i przestawić do życia w Warszawie i jej okolicach?
SF: Mój mniejszy ośrodek to drużyna UKS Żak z Nowego Sącza – miejsca w którym się wychowałam i gdzie pod wodzą Trenera Leszka Obrzuta mogłam zarazić się pasją do koszykówki. Z tej pracy wyrosło Mazowsze i moja obecność tutaj za co jestem bardzo wdzięczna. Warszawa pojawiła się w odpowiedzi na chęć rozwoju w koszykówce. Polonia Warszawa zauroczyła mnie swoją atmosferą dlatego też zgłosiłam się do grania na Mazowszu. Warszawa jest tylko dodatkiem, oczywiście miłym, bo zawsze zajdzie się miejsce do którego można wyjść. Na początku nie mogłam wyjść z podziwu, że jeśli chcę się gdzieś dostać to na transport muszę zakładać minimum 40 minut. Teraz już przywykłam i nie denerwuję się jadąc autobusem. Czerpię z Warszawy ile mogę, choć moja doba potrafi być dla mnie wciąż za krótka. Na ten moment po 8 latach życia w Warszawie chętniej ją opuszczam i uciekam od zgiełku miasta w ciszę i spokój.
ŁD: No to prowokacyjne pytanie: bardziej Pruszków czy bardziej Polonia Warszawa?
SF: Dyplomatycznie odpowiem, że obydwa kluby zaznaczyły się w moim życiu na tyle, że nie wybiorę, a tego byś pewnie chciał (śmiech). Polonia pozwoliła mi wejść w życie zawodowego sportu. Dała szansę na rozwój i pokazanie swoich umiejętności. Tam też uczyłam się bardziej poukładanej koszykówki. Dzięki MKS Pruszków mogłam kontynuować karierę gdy wybuchła pandemia. Wtedy zabrakło dla mnie miejsca w Polonii a otworzyły się nowe drzwi w MKS, z którym osiągnęłam najlepsze wyniki sportowe - awans do ekstraklasy. Wiesz, inaczej jest dostać miejsce w ekstraklasie, a inną wagę ma wywalczenie tego krok po kroku. To fajne uczucie.
ŁD: Poprzedni sezon zakończył się dla Ciebie mocno nietypowo, ale niezwykle pozytywnie. Obecny Twój narzeczony zmienił swój status właśnie po zakończeniu tego spotkania. Jak to wspominasz?
SF: Jak o tym myślę zawsze się uśmiecham, bo bardzo mnie zaskoczył. Nie tym, że się oświadczył, tylko tym w jaki sposób. Kamil wie doskonale jaką drogę przechodziłam, jak wygląda sport na tym poziomie zza kulis i wie jak ważny jest to dla mnie temat. Połączenie które wybrał było dla mnie idealne! I najważniejsze, że chce iść ze mną tą drogą!
ŁD: Kilka dni temu brałaś udział w konferencji dotyczącej „Dnia Mazowieckiej Koszykówki Kobiet” pod patronatem Samorządu Województwa Mazowieckiego, a na zaproszenie SKK Polonia Warszawa. Powiesz coś więcej?
SF: Tak, było mi bardzo miło gdy zadzwoniła do mnie Agata Królikowska (red. naczelna mediów SKK Polonia Warszawa przyp. red.) i zaprosiła na wywiad. Jednym z elementów tego spotkania była koszykówka, bo jest nieodłączną częścią naszego życia, ale oświetlone zostało też co my tak naprawdę w życiu robimy. Sport, nawet ten który nazywa się zawodowym nie zawsze daje szansę na „nic nie robienie”. Większość z nas, koszykarek, studiuje lub pracuje, bo jest to konieczność. I o tym też trochę opowiadałam - jak łączyłam pracę, dzienne studia i koszykówkę. Czyli o tym jak brakowało mi doby. Teraz jak zakończyłam studia wcale wiele się nie zmieniło. Wyobraź sobie, że co wieczór dodatkowo nie ma Cię w domu na około 3/4h. Okazuje się, że 24h to jednak mało na życie.
ŁD: To teraz pytanie z gatunku luźniejszych. Twoja koszykarska inspiracja, wzór do naśladowania boiskowych poczynań, albo dowolna postać ze świata sportu, która jest dla Ciebie inspiracją?
SF: Wiesz, ja nigdy nie znalazłam w swoim życiu zewnętrznego autorytetu. Wynika to z faktu, że po prostu nikt nie jest idealny i każdy ma swoje zalety jak i wady, pytanie jest tylko takie co z tego chcemy zobaczyć. W życiu nie mam czasu na oglądanie koszykówki, nie zarywam nocek, nie przyciąga mnie NBA, nie czekam tupiąc nogą na mecze ekstraklasy. Zdarza się, że je oglądam, ale muszę mieć na to czas i przede wszystkim najpierw muszę znaleźć przestrzeń dla samej siebie, gdy już się taka pojawi. Więc co do inspiracji, czerpać można od każdego człowieka i w swoim życiu staram się tego szukać.
ŁD: Czy oprócz koszykówki, jest miejsce na inne pasje i hobby w życiu Soni Frojdenfal?
SF: Chyba już przedstawiłam się jako osoba zapracowana… Jeśli już czasem mam jakieś wolne wieczory lub weekendy (nie ukrywam że w większości po zakończeniu sezonu) lubię wyjeżdżać na tak zwane „odludzie”. Zaszyć się gdzieś gdzie mogę być z naturą w ciszy i z książką w rękach. Co do natury, można powiedzieć że moim hobby są rośliny, na 45m2 mam 40 doniczek z kwiatami (jak ostatnio liczyłam 😉) i choć jestem totalnym amatorem to rosną wzorowo. Lubię też układać puzzle i malować. To bym mogła nazwać swoim hobby.
ŁD: Dziękuje za miłą rozmowę. Ostatnie pytanie: czego życzyć Tobie oraz drużynie przed startem decydujących faz sezonu?
SF: Życz nam szczęścia, bo jest ono w sporcie czasami decydujące. A oprócz tego możesz wpaść na mecz do Pruszkowa, im nas więcej tym lepiej i przyjemniej się gra. Robimy to nie tylko dla siebie, ale też dla tych, którzy w nas wierzą i kibicują, więc życzę sobie żeby w fazie play-off było Was na hali jak najwięcej!
Koszykarki MKS-u Pruszków rozpoczną fazę play-off, po delikatnej zmianie terminarza, w środę 26 marca. W "Hali Znicz" o godzinie 20:00 zmierzą się z młodą i zawsze dobrze wybieganą ekipą Szkoły Mistrzostwa Sportowego z Łomianek. Czas rozpocząć decydująca część sezonu!