Radnym udało się pokonać prezydenta. Skala tej wojny zaczyna być absurdalna
Nauczyciele z przedszkoli wciąż nie mogą być pewni podwyżki dodatku za wychowawstwo. Wyniszczająca walka między prezydentem a większością radnych trwa. Pruszkowski samorząd zmierza w bardzo złym kierunku.
Najkrótsze streszczenie tego, co wydarzyło się na nadzwyczajnej sesji 12 maja, brzmi tak. Radni przyszli ze swoim projektem uchwały, zakładającym zrównanie dodatków dla nauczycieli w szkołach i przedszkolach do kwoty 310 zł. Przedstawili niezbędne uzgodnienia ze związkami zawodowymi. Tymczasem prezydent… przyniósł swój projekt! Też przewidujący 310 zł, również uzgodniony z kim trzeba. Zdaniem prawniczki urzędu miasta projekt radnych nie dawał gwarancji, że zostanie zaakceptowany przez nadzór prawny wojewody, podczas gdy ten prezydencki powinien akcept dostać. Różnice tkwią w niuansach. Prezydent poprosił, żeby to jego dokument trafił pod głosowanie. Radni nie zgodzili się. Przyjęli swój. Jednogłośnie. Oczywiście, w atmosferze znanych nam wszystkim wzajemnych oskarżeń. Sesja trwała dwie godziny. Zakończyła się tym, do czego niestety przywykliśmy – uchwała jest, ale jej wejście w życie nie jest pewne.
Nie ma już sensu cytować argumentów, jakie padały z obu stron. Zadziwiających tłumaczeń Pawła Makucha, że jego działania zgodne są z tym, co zaplanował i deklarował, prób zrzucania winy na radnych. Słów radnych, że wina leży po stronie prezydenta, że to on „doniósł” wojewodzie na styczniową uchwałę, przez co doprowadził do jej uchylenia, w efekcie nauczyciele w przedszkolach dostają dodatki w wysokości zaledwie 122 zł. Warto zwrócić uwagę na inne zjawisko: w Pruszkowie doszło do politycznego przesilenia. Tym razem to prezydent, zrobiwszy wiele kroków w tył i chyba godząc się z przegraną, pokazał wolę kompromisu – w ekspresowym tempie (szkoda że wcześniej takiego nie było) przygotował projekt spełniający (prawdopodobnie) wymogi prawne. Tym razem to rada, prąca naprzód niczym taran, okazała się niegotowa na ustępstwa. Radni przyjęli dokument, którego szanse na akcept wojewody są mniejsze. Czy ryzyko porażki było tego warte? Czy nie lepiej było cofnąć się, by w atmosferze powszechnej zgody co do celu (310-złotowe dodatki) przyjąć projekt Makucha?
To wojna o zasady – ktoś powie. Owszem, ale nadrzędnym celem jest jak najszybsze wejście w życie podwyżek dla nauczycieli. Żadna korzyść – polityczna, ambicjonalna – nie wygra z obowiązkiem działania dla dobra mieszkańców. Radni przeszarżowali? Moim zdaniem, tak.
Trwająca od wielu miesięcy próba sił między prezydentem a radnymi – głównie z SPP i KO – pozwala poczynić wiele ważnych dla nas obserwacji. Irracjonalny upór Pawła Makucha w kwestii harmonogramu wprowadzania podwyżek dla nauczycieli, ciągłe zmiany retoryki, strategia powolnych ustępstw, doprowadziły do eskalacji emocji na niespotykaną skalę. Polityka mająca zmiękczyć opór radnych, próby wzięcia ich na przetrzymanie, demonstrowana niechęć wobec Małgorzaty Widery czy Elizy Kurzeli – to w rzeczywistości zaprzeczenie idei samorządu stojącego po stronie zwykłych ludzi. Nauczyciele okazali się zakładnikami niezrozumiałej wojny wybujałych ambicji. Panie prezydencie, to nie radnym ma pan udowadniać, kto tu rządzi, tylko nam, mieszkańcom, poprzez skuteczność i umiejętność pozyskiwania sojuszników dla swoich pomysłów. Radni z kolei, kierując się szczytnym celem pomocy nauczycielom, jakby zapomnieli o zasadach dobrej legislacji – zaczęli działać z zaskoczenia, ujawniając projekty i dokumenty w ostatniej chwili, odpowiadając coraz częściej retoryką w stylu „to pana wina, panie prezydencie”, a na koniec odmawiając – choć mogli odnieść moralne zwycięstwo – ustępstw nawet o milimetr.
Czy są jakiekolwiek pozytywy całej tej sytuacji? Spróbujmy odsunąć na bok emocje, osobiste uprzedzenia, ambicje i chęć wyrównania rachunków. Może się okaże, że pruszkowscy politycy właśnie osiągnęli – co prawda w atmosferze wojny, ale jednak – osobliwy stan równowagi sił. Prezydent ukazał dawno niewidzianą koncyliacyjną twarz (mimo wciąż zaczepnej retoryki) oraz gotowość do ustępstw. Radni SPP, zwłaszcza ci mający za sobą co najmniej jedną kadencję, może zrozumieli, jak bardzo przez lata oderwali się od mieszkańców, przypomnieli sobie o nauczycielach z przedszkoli, którym od 2009 roku nie zwaloryzowali dodatku za wychowawstwo. Może teraz lepiej będą dostrzegać prozaiczne problemy pruszkowiaków? Radni KO, w tej kadencji wyjątkowo pracowici, może zauważyli, że emocje i chęć odwetu nie zawsze są dobrym doradcą. Radni PiS, przed rokiem oskarżający strajkujących nauczycieli o uprawianie polityki, nareszcie dziś stanęli po ich stronie i uznali ich prawo do podwyżki wynagrodzeń – uświadomili sobie, że w każdej sytuacji warto przedkładać dobro mieszkańców ponad szyld własnej partii? A radni wywodzący się z komitetu WPR może zrozumieją, że ślepa lojalność wobec prezydenta nie powinna zastępować zdroworozsądkowego myślenia.
Od tego, czy tę równowagę sił, opartą jednak nie na rywalizacji, a współpracy, uda się zachować, zależy dziś przyszłość Pruszkowa. Wchodzimy w solidny kryzys finansów publicznych. Ogromny spadek przychodów do budżetu miasta właśnie stał się faktem. Radni wszystkich opcji i prezydent muszą jak najszybciej zacząć wspólne prace nad planem ratunkowym. Czas gierek politycznych, spiskowania i udowadniania, kto gra pierwsze skrzypce, skończył się. Pora zająć się Pruszkowem. Do tego was, panie prezydencie i państwo radni, wybraliśmy i z tego od tej chwili zaczynamy was rozliczać.