Przebudowa ulicy Wapiennej, czyli drzewa ofiarami braku planowania i koordynacji prac

Zespół Szkół Specjalnych im. ks. Jana Twardowskiego w Pruszkowie – to pełna nazwa placówki mieszczącej się przy Wapiennej 2. W skład zespołu, jak czytamy na stronie, wchodzą szkoła podstawowa, szkoła przysposabiająca do pracy i branżowa szkoła przysposabiająca do pracy. Jest nawet internat. To placówka z długą, sięgającą lat 20. XX wieku historią. Jej organem prowadzącym jest powiat pruszkowski.
Od lat dojazd i dojście do szkoły zapewnia, odchodząca od ulicy Partyzantów, malutka Wapienna. Usłana dziurami, z pokrzywionym chodniczkiem. Tak wąska, że nie miną się dwa samochody. To duże utrudnienie i dla rodziców przywożących dzieci na lekcje, i dla nauczycieli. O Wapiennej można powiedzieć, że przynosi wstyd – miastu Pruszków, bo w przeciwieństwie do szkoły jej zarządcą jest miasto.
Budowa dojazdu to oczywista oczywistość
Przebudowy Wapiennej kadra pedagogiczna zespołu szkół, jak i rodzice uczniów, domagają się od lat. Ostatnie pismo w tej sprawie nosi datę 23 maja 2024 r., zaadresowane zostało do Karola Chlebińskiego, przewodniczącego Rady Miasta Pruszkowa. Rada rodziców prosi w nim o wsparcie w staraniach o poszerzenie Wapiennej i przebudowę chodnika, bo jest tam po prostu niebezpiecznie.
„Trzeba omijać przeszkody, m.in. płyty chodnikowe wypchnięte przez korzenie oraz drzewa. Osoby na wózkach inwalidzkich, poruszające się przy chodzikach oraz ich opiekunowie mają jeszcze bardziej utrudnione zadanie” – czytamy. Problemy sprawia też jeden z mieszkańców, który reaguje agresją na kierowców najeżdżających kołami samochodów na chodnik – sypią się epitety pod adresem rodziców i dzieci.
Konieczność wybudowania normalnej drogi prowadzącej do szkoły nie budzi wątpliwości. Wątpliwości może budzić jedynie sposób, w jaki miasto Pruszków się do tego zabrało.
No to tniemy, panowie
Dziś Wapienna nie jest już zadrzewioną alejką. Właśnie zniknął szpaler drzew po jednej stronie. Miasto buduje tam chodnik. W zasadzie jest on gotowy. Ale to nie koniec inwestycji. W kwietniu urząd miasta rozpisał przetarg, a w czerwcu rozstrzygnął, na projekt i przebudowę Wapiennej, ale tym razem w zakresie infrastruktury podziemnej oraz nawierzchni. Co to oznacza? Spokojnie możemy założyć, że znikną także drzewa po drugiej stronie Wapiennej, bo zakres prac będzie szeroki, a „inaczej się nie da”.
Jak zmieni się Wapienna? Prezydent odpowiada
Eliminacji zieleni na Wapiennej można było uniknąć, ale zanim rozwiniemy ten wątek, oto odpowiedzi, jakie uzyskaliśmy od prezydenta na temat zakresu i specyfiki prowadzonych aktualnie prac.
„Chodnik powstaje na skutek licznych próśb kierowanych przez Dyrekcję Szkoły oraz Radę Rodziców i indywidualne wystąpienia Rodziców. Wykonanie chodnika realizowane jest w oparciu o dokumentację wykonaną w roku ubiegłym” – odpowiada Piotr Bąk na pytanie, dlaczego inwestycja na Wapiennej podzielona została na dwie części.
Tylko czy planowana przebudowa drogi, która realizowana będzie jako kolejne zadanie, nie spowoduje konieczności rozebrania chodnika, który dopiero co położono? „Założenia projektowe nie zakładają rozebrania chodnika. Jednak podczas szczegółowego projektowania może zajść konieczność ingerencji w powstały chodnik. Gdyby do tego doszło działania mają być zminimalizowane do niezbędnego minimum” – odpowiada prezydent.
Dalej pytamy o zieleń – czy rosnące dziś jeszcze wzdłuż Wapiennej drzewa uda się ocalić? „Każdy z projektantów wykonujący dokumentację na przebudowę/rozbudowę/budowę dróg ma obowiązek zastosować takie rozwiązania, które w jak najmniejszym stopniu ingerują w istniejącą zieleń. Każdy projekt w tym zakresie przed finalnym zakończeniem jest konsultowany z odpowiednimi komórkami merytorycznymi, w tym Wydziałem Ochrony Środowiska” – odpisuje ogólnikowo Piotr Bąk, nie udzielając jednoznacznej odpowiedzi na pytanie. Jednocześnie przyznaje, że zakres planowanych prac będzie spory. „W ramach dokumentacji na rozbudowę ul. Wapiennej ma powstać kanalizacja deszczowa, kanalizacja sanitarna, nowe oświetlenie uliczne, energetyczna sieć napowietrzna ma zostać skablowana”.
Powiat robi swoje, miasto robi swoje
I teraz wróćmy do zasygnalizowanego wcześniej wątku – czy wycinka drzew była i jest konieczna? Odpowiedź brzmi: nie. Co więcej, przebudowa Wapiennej w takim zakresie, o jakim mówi prezydent Bąk, w ogóle jest niepotrzebna, bo problemy komunikacyjne szkoły można było rozwiązać zupełnie inaczej.
Cofnijmy się do lat 2023 i 2024. Powiat pruszkowski zrealizował wtedy potężną inwestycję polegającą na budowie nowego budynku Zespołu Szkół Specjalnych. Placówka stała się jedną z najnowocześniejszych na Mazowszu, a może i w Polsce. „Pięć wind, system telefonów wewnętrznych i tablic interaktywnych w każdej klasie, panele wyciszające sale, w tym świetny system wyciszeń w sali gimnastycznej zapewniający komfortową akustykę. Dodatkowo szkoła ma przestronną bibliotekę, salę muzyczną, siłownie i piwnicę zagospodarowaną na potrzeby uczniów: stoły do tenisa stołowego, bilarda, przestrzeń do tańca i na zbiórki harcerskie” – to tylko fragment z pełnej zachwytów recenzji napisanej przez gości z innego powiatu – piaseczyńskiego – którzy przyjechali tu w odwiedziny.
Projektując tak wielką, pokazową inwestycję, ówczesne władze powiatu pruszkowskiego ze starostą Krzysztofem Rymuzą na czele, nie zrobiły jednak rzeczy wydawałoby się najprostszej: nie rozwiązały wspólnie z władzami Pruszkowa (Pawłem Makuchem i Konradem Sipierą) problemu dojazdu. A ten mógł zostać poprowadzony ulicą Narutowicza (przy której działa miejskie przedszkole) oraz Topolową z wjazdem od przeciwnej strony. Prace byłyby tam wręcz kosmetyczne i polegały na poprawieniu fragmentu Topolowej i zbudowaniu wjazdu na teren szkoły tam, gdzie dzisiaj stoi płot.
Ulica Topolowa – ten fragment jest dziś bezużyteczny i kończy się ślepo, na płocie
Gdyby tak zrobiono, Wapienną wystarczyłoby jedynie przerobić na alejkę dla pieszych, otoczoną piękną zielenią, którą rodzice niepotrzebujący samochodu przyprowadzaliby dzieci na lekcje.
Dlaczego powiat z miastem się nie dogadali? Możemy tylko spekulować, ale nie jest tajemnicą, że kojarzonej z Prawem i Sprawiedliwością ekipie Makucha nie było politycznie po drodze z ekipą Rymuzy z Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej.
Wycinki przy Wapiennej można było uniknąć jeszcze w inny sposób. Otóż ekipa Pawła Makucha, na początku swojej kadencji, postanowiła wybudować tam park sensoryczny. Podkreślmy – przy Wapiennej od lat usłanej dziurami, której przebudowa była rzeczą oczywistą. Nic nie stało na przeszkodzie, aby teren parku był o 3–4 metry węższy. Nie wpłynęłoby to na jego funkcjonalność. Dzięki zwężeniu pozostałby pas terenu pod chodnik, który można by ułożyć pomiędzy drzewami a parkiem sensorycznym. Jeśli wycinka byłaby wtedy w ogóle konieczna, to w znacznie mniejszym zakresie, niż teraz.
Dlaczego ekipa Makucha tego nie zrobiła? To znów pytanie retoryczne. Legendami obrosły już starania ówczesnych władz Pruszkowa, aby w jak najkrótszym czasie zrealizować jak najwięcej inwestycji, które pięknie prezentują się na zdjęciach. Odbywało się to, jak dzisiaj widać, bez korelacji z innymi planowanymi przedsięwzięciami.
Wapienna to Pruszków w mikroskali
Za kilka lat o tym, że kiedyś wzdłuż Wapiennej rosły drzewa, zapewne mało kto będzie już pamiętał. W końcu to uliczka na przedmieściach Pruszkowa, której wielu mieszkańców nigdy nawet nie widziało. Ale Wapienna to świetny przykład skupiający jak w soczewce pruszkowskie patologie wynikające z braku planowania, koordynacji i z chęci pójścia na skróty przy każdej okazji (czytaj: tniemy jak leci i lejemy beton).
Za zgodą poprzednich władz miasta wycięto szpaler 50-letnich lip wzdłuż al. Wojska Polskiego pod pretekstem przebudowy skrzyżowania z al. Niepodległości, choć zakres prac wymaganych do uzyskania poprawy bezpieczeństwa mógł być znacznie mniejszy. Z drzew ogołocono uliczki wokół parku Mazowsze na Żbikowie przy okazji przebudowy dróg. Drzewa zniknęły z rejonu skrzyżowania al. Wojska Polskiego z Działkową przy okazji budowy ronda. Podobnie na osiedlu Staszica przy nowej pętli autobusowej – bo tak sobie wymyślili projektanci. Teraz znika zieleń przy Wapiennej.
Wszystkie te przedsięwzięcia mają wspólny mianownik: likwidacji zieleni w dużej mierze można było uniknąć bez szkody dla końcowego efektu prac, jednak z urzędu miasta każdorazowo płynęła narracja, że „inaczej się nie da”.
Gdyby w Pruszkowie funkcjonowało myślenie oparte na strategicznym podejściu do rozwoju i poszanowaniu przyrody, miasto nie tylko wyglądałoby dziś inaczej, ale po prostu lepiej by się w nim żyło. Póki co symptomów, żeby cokolwiek miało się zmienić w tym względzie, nie widać.