Pruszków vs. Tychy. Zaczęło się dobrze, a skończyło...
W ostatnich siedmiu meczach Znicz nie przegrał tylko raz - w Warszawie z Polonią. Sześć porażek na tle jednego zwycięstwa pokazuje dobitnie fatalną formę zespołu trenera Misiury. Ofensywa nie zachwyca, w defensywie wygląda to jeszcze gorzej, w dodatku Pruszkowian czeka seria meczów z głównymi faworytami do awansu na wyższą klasę rozrywkową.
Pytania nasuwają się same: kiedy będzie lepszy moment na obudzenie się z letargu, jeśli nie teraz? Na ile kryzys przy Bohaterów Warszawy jest poważny i czy istnieje szansa, żeby przed zakończeniem rundy jesiennej go zakończyć? Wiele odpowiedzi miał dać niedzielny wyjazd do Tychów, gdzie piłkarze Znicza w ramach 10. kolejki Fortuna 1 Ligi mierzyli się z miejscowym GKS-em.
Od pierwszych minut większą aktywność wykazywali gospodarze. W 5. minucie zawodnik miejscowego klubu ładnym półwolejem sprzed pola karnego próbował zaskoczyć Mleczkę, który wykazał się dużą przytomnością umysłu. Natomiast po fali dominacji GKS-u do głosu zaczęli dochodzić piłkarze Znicza, którzy w 15. minucie byli o krok od zdobycia bramki, ale obrońca wybił piłkę z linii bramkowej.
W 27. minucie Pruszkowianie stworzyli bardzo składną akcję, Wójcicki zagrywał piłkę ze skraju pola karnego, przepuszczona piłka do Nagamatsu i ten strzałem przy bliższym słupku pokonuje Kikolskiego. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy, strzelec bramki popisał się fenomenalnym uderzeniem zza pola karnego, ale piłka niestety zatrzymała się na słupku. Tym samym podwyższenie prowadzenia mogliśmy widzieć jedynie oczami wyobraźni. Po pierwszej połowie prowadzenie Znicza.
W drugiej połowie mieliśmy niestety pokaz bezradności w obronie pruszkowskiej ekipy. Po dośrodkowaniu z rzutu różnego piłka przedłużona przez Żytka, trafia idealnie na głowę Budnickiego, krytego "na alibi". Tak grać w obronie nie można walcząc o wysokie cele, przy stałych fragmentach gry nie można zostawiać tyle przestrzeni zawodnikom rywali. W efekcie czego mieliśmy remis.
Kolejne sytuacje dla GKS-u wynikały w dużej mierze z kolejnych stałych fragmentów gry, gdzie piłkarze Znicza wykazywali się dużą niefrasobliwością. Czy to w 69. minucie po dalekim wrzucie z autu, czy to po rzucie rożnym w 72. minucie, każda z tych sytuacji kończyła się groźnym strzałem gospodarzy.
W 77. minucie największa szansa na wyprowadzenie Znicza na prowadzenie została zaprzepaszczona przez znakomitą interwencję 19-letniego Kikolskiego, który odbił strzał głową z najbardziej odległości. W 79. minucie natomiast mieliśmy kwintesencję gry obronnej Pruszkowian na przestrzeni ostatnich spotkań. Piłka zagrywana z pola karnego Tyszan, obrona zupełnie zaspała, Daniel Rumin znalazł się w sytuacji sam na sam, którą bezlitośnie wykorzystał. Bramka stracona zupełnie niepotrzebnie, wynikająca nie tyle że świetnego rozegrania piłki przez Nedicia, a po prostu olbrzymiej dekoncetracji obrony Znicza, bo takie zagranie po prostu nie ma prawa minąć ostatniej linii formacji piłkarskiej.
W dodatku w 84. minucie mieliśmy powtórkę sytuacji. Znów Rumin znajduje się w oczywistym położeniu, ale tym razem jego strzał przeleciał daleko obok bramki. Mecz zakończony wynikiem 2-1 dla gospodarzy.
Co pokazał nam, kibicom, Znicz Pruszków meczem w Tychach? Zdecydowanie to, że mimo otwartej kombinacyjnej grze z przodu, to obrona wygrywa mecze. Od kilku spotkań przegrywa wyłącznie defensywa, czy to źle ustawiona, czy kompletnie zdezorientowana. Pytanie, czy trener Mariusz Misiura ma pomysł na odbudowanie pewności siebie w grze obronnej, co zresztą Znicz pokazywał w pierwszych kolejkach.
Jeśli nie, trzeba będzie rozglądać się za człowiekiem, który pomysł takowy znajdzie, aby utrzymać Pruszkowian w Fortuna 1 Lidze. A biorąc pod uwagę terminarz, pomysły muszą nadejść szybko, bo wyjazd do Krakowa na mecz z 13-krotnym Mistrzem Polski nie nastraja pozytywnie. Ale w przypadku niespodzianki, może być motorem napędowym dla ekipy Znicza. A tego dowiemy się już w najbliższą sobotę.