Prezydent pomoże mieszkańcom w walce z “megablokiem”?
Paweł Makuch poprosił mieszkańców o dostarczenie mu zebranych przez nich materiałów i argumentów prawnych mogących pomóc w uchyleniu decyzji o warunkach zabudowy pod budowę kontrowersyjnego bloku przy Parku Potulickich w Pruszkowie. Tą powściągliwą deklaracją zakończyło się burzliwe, ponaddwugodzinne zebranie z mieszkańcami, które odbyło się w ubiegły wtorek w murach budynku Urzędu Miasta.
W spotkaniu wzięło udział kilkadziesiąt osób. Na miejscu obecni byli między innymi aktywiści przewodzący akcji powstrzymania inwestycji przy Parku Potulickich – Arek Gębicz i Małgorzata Kowalska ze stowarzyszenia “Za Pruszków!”. Nie zabrakło mieszkańców okolicznych osiedli PSM, w tym osiedli przy ul. Kopernika oraz przy ul. Lipowej, spośród których aktywnością wyróżniała się mieszkanka Mirosława Tuzek oraz 92-letnia kombatantka, uczestniczka Powstania Warszawskiego, Anna Kurek. W wydarzeniu wzięli udział pruszkowscy radni (w kolejności alfabetycznej): Piotr Bąk (KO), Edgar Czop (KO), Jakub Kotelecki (niezrzeszony), Eliza Kurzela (niezrzeszona) i Olgierd Lewan (SPP), zaś Urząd Miasta reprezentowany był jednoosobowo przez Prezydenta Pawła Makucha. Warto zauważyć, że pewną nowością w toczącej się od lat sprawie okazało się zaangażowanie lokalnych aktywistów Partii Razem – Julii ZImmermann, Julii Woźniak oraz Maćka Grzenkowicza.
Mieszkańcy przemówili
Pomysłodawcą i inicjatorem organizacji spotkania mieszkańców z prezydentem był radny Jakub Kotelecki. Bez względu na reprezentowane frakcje i poglądy, zabierający głos podczas dyskusji przyznawali raz po razie, że podobne spotkanie było bardzo potrzebne już od dłuższego czasu. Do tej pory zaangażowani mieszkańcy mieli niewiele okazji do przedstawienia swoich postulatów przedstawicielom Urzędu Miasta. Wymiana argumentów odbywała się głównie na piśmie, przez media społecznościowe lub za pośrednictwem radnych. Dość wspomnieć, że strony społecznej nie dopuszczono do debaty na równych prawach podczas ostatniego posiedzenia połączonych komisji Rady Miasta (o tym incydencie pisaliśmy obszernie tutaj).
Tym razem było inaczej – mieszkańcy otrzymali pełną i niczym nieograniczoną możliwość wypowiadania się w sprawie kontrowersyjnej inwestycji i – trzeba przyznać – wykorzystali tę okazję w stu procentach. Przyszli na zebranie dobrze przygotowani. Uzbrojeni w wydruki z ustaw, mapy i sterty dokumentów, gotowi byli odpierać argumenty wygłaszane do tej pory przez Prezydenta. Z czasem okazało się, że jedyną osobą mającą trudność z dojściem do głosu był Paweł Makuch.
Między interesem społecznym, ładem przestrzennym i ekologią
Mieszkańcy zgłaszali pretensje wobec Makucha, że ten, mając do dyspozycji cały aparat Urzędu Miasta, zrobił niewiele (lub nic!), aby inwestycję powstrzymać. Zwłaszcza wtedy, kiedy jeszcze miał na to czas. Padł zarzut o zbyt pośpiesznym działaniu w wydawaniu decyzji o warunkach zabudowy, co miało sprzyjać interesowi dewelopera. Jak argumentował jeden z mieszkańców – Prezydent mógł zgodnie z prawem zawiesić postępowanie nawet na 90 dni i w ten sposób zapewnić sobie dodatkowy czas na przygotowanie odpowiedniej “linii obrony” miasta przed zakusami dewelopera oraz ewentualnymi roszczeniami. Mógł też wykorzystać ten czas na przygotowania i przeforsowania w Radzie Miasta odpowiednio skonstruowanego Planu Zagospodarowania Przestrzennego – to zaś zamknęłoby sprawę raz na zawsze.
Arek Gębicz z kolei wyciągał kolejne argumenty natury prawnej, wskazując na sprzeczności wewnętrzne w wydanej decyzji co – według niego – może być przyczynkiem do jej obalenia. Zauważył między innymi, że powierzchnia obszaru inwestycji wskazanego w “wuzetce” obejmuje 100% powierzchni działek dewelopera, podczas gdy w innym punkcie wskazane są jedynie części tych działek.
Przywołał również podnoszone od miesięcy argumenty o bezpośrednim sąsiedztwie inwestycji i obszaru objętego ochroną Konserwatora Zabytków. Według relacji Gębicza, do tej pory Naczelnik Wydziału Architektury, Krystyna Sławińska, lansowała tezę, że obszar zabytkowy kończy się na grobli oddzielającej starą część Parku Potulickich od skweru otaczającego studnię oligoceńską, a zatem kilkaset metrów od terenu inwestycji. Jeśli byłaby to prawda – argumentował prezes stowarzyszenia “Za Pruszków!” – to dlaczego Urząd Miasta wystąpił do Konserwatora o pozwolenie na remont ul. Lipowej? Wszak remontowany odcinek rzekomo znajduje się poza obszarem chronionym. A jeśli Krystyna Sławińska nie ma racji, to oznacza, że wydawana “wuzetka” powinna być wcześniej skonsultowana u konserwatora. A do takich konsultacji – jak wiadomo – nigdy nie doszło.
Zabierając głos, Małgorzata Kowalska odniosła się do faktycznych strat materialnych jakie poniosą mieszkańcy jeśli inwestycja dojdzie do skutku. Według podanych przez nią danych, mieszkania należące do lokatorów osiedli w najbliższej okolicy ul. Lipowej stracą na wartości średnio o około 50 tyś. złotych każde. Zgodnie z jej argumentacją, będzie to ukryty koszt budowy “megabloku”, który Urząd Miasta przeniesie na swoich mieszkańców.
Kowalska po raz kolejny zwróciła uwagę na fakt, że głosy płynące od blisko sześciu lat ze strony mieszkańców okolicy inwestycji są konsekwentnie ignorowane.
Głos zabrał również Antoni Platowski, wieloletni lokalny dziennikarz, który zwrócił uwagę na zbyt wysoką gęstość zaludnienia w Pruszkowie powodowaną złym pojmowaniem “rozwoju miasta” jako “szybkiego przyrostu liczby mieszkańców”. Narastanie tego trendu może w szybkim czasie przełożyć się na spadek dostępności i jakości usług publicznych w Pruszkowie.
Zupełnie świeże spojrzenie na sprawę zaprezentowali lokalni działacze Partii Razem. Julia Woźniak i Maciek Grzenkowicz przytoczyli argument ekologiczny i powołali się na konieczność ochrony zagrożonych gatunków ptaków żyjących na terenie planowanej inwestycji. Jak się okazało – wśród drzew, które z racji na budowę “megabloku” pójdą pod wycinkę, można znaleźć gniazda aż 21 przedstawicieli kilku gatunków objętych ścisłą ochroną prawną. Tego typu argumenty są w Polsce nadzwyczaj często bagatelizowane i sprowadzane do “śmiesznostek”, którymi nie warto się zajmować. Jak jednak zauważył Grzenkowicz – gdyby Prezydent od początku chciał postępować w zgodzie z wolą mieszkańców, przedstawione analizy ornitologiczne mogłyby okazać się pomocne.
Miasto dla obywatela czy dla dewelopera?
Paweł Makuch wyraźnie skupiał wysiłki na zbijaniu argumentów mieszkańców, niż na wsłuchiwaniu się w ich potrzeby. Ze stanowczym protestem zgromadzonych spotkało się stwierdzenie, jakoby Prezydent zrobił wszystko, co było tylko możliwe, by powstrzymać inwestycję. Nie znalazła poparcia zebranych także próba usprawiedliwienia przeciągającego się procesu uchwalania Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego dla obszaru obejmującego działki dewelopera.
Zgromadzonych zadziwiła też informacja, jakoby miasto starało się o wykup działek otaczających kontrowersyjny teren inwestycji. Jeśli bowiem połączyć ten fakt z pomysłem budowy parkingu Park&Ride niedaleko stacji WKD w Pruszkowie (liczba miejsc na tym parkingu miałaby być wliczona we współczynnik stosunku miejsc parkingowych do lokali zobowiązujący dewelopera) oraz trwającym “remontem błyskawicznym” fragmentu ul. Lipowej, to otrzymamy obraz magistratu, który za wszelką cenę (i z pomocą środków publicznych) stara się wzmocnić atrakcyjność lokalizacyjną działek dewelopera. To z kolei może znaleźć przełożenie w odpowiednim wzroście cen mieszkań oferowanych przez inwestora. Tymczasem – co zostało kilkukrotnie wspomniane podczas zebrania – ugrupowanie Prezydenta szło do wyborów pod hasłem “Miasto dla obywatela, nie dla dewelopera!”.
Mając na względzie powyższe (a także presję wywieraną przez zebranych), Prezydent finalnie zgodził się na podjęcie argumentów prawnych podawanych przez mieszkańców. Przez “podjęcie” rozumie się analizę zaproponowanych mu ścieżek obrony tego cennego przyrodniczo terenu pod kątem możliwości wzruszenia wydanej rok temu decyzji o warunkach zabudowy. Zebrani umówili się z Pawłem Makuchem, że po zakończeniu spotkania przekażą mu odpowiednie materiały wraz z zaleceniami co do tego, jak powinny zostać użyte. Prezydent natomiast rozpatrzy każdy z nich mając na względzie wspólny cel – podważenie “wuzetki” na podstawie której wydano pozwolenie na budowę “megabloku”.
Należy zauważyć, że jest to nadal dość powściągliwa deklaracja. Na jej podstawie można oczekiwać bowiem zarówno spektakularnego zwrotu akcji, jak i niewiele wnoszącej informacji zwrotnej o tym, że nic nie dało się zrobić i blok musi powstać. Z drugiej strony jednak – jest to pierwszy ruch w stronę mieszkańców, jaki władze miasta (tej i poprzedniej kadencji) wykonały w całej, blisko 6-letniej historii sprawy. Do tej pory bowiem interes dewelopera oraz tezy wygłaszane przez pruszkowskich włodarzy pokrywały się w całości.
Nadchodzi rozłam w obozie władzy?
Wtorkowe spotkanie może okazać się przełomowe dla kierunku, w jakim zmierzać będzie Pruszków w dalszej części tej kadencji samorządu. Paweł Makuch dostał od mieszkańców szansę na rychłą zmianę frontu oraz pole do wykazania się czystymi intencjami i autentycznym zaangażowaniem w walce z tą – według wielu komentujących – potencjalnie szkodliwą dla środowiska inwestycją. Jeśli z danej mu szansy skorzysta, to szybko może okazać się, że wkroczy na “kurs kolizyjny” ze swoim zastępcą, Konradem Sipierą. Ten bowiem od początku kadencji zdaje się nie być skorym na jakiekolwiek ustępstwa w tej palącej sprawie.
Czy dojdzie zatem do rozłamu w pruszkowskim “obozie władzy”? Czy kuluarowe plotki o narastającym od miesięcy konflikcie między Pawłem Makuchem i Konradem Sipierą okażą się prawdą? Być może to właśnie sprawa “megabloku” okaże się przyczynkiem do odkrycia kart przez członków Zarządu Miasta.
Tak czy inaczej gra jest warta świeczki, a stawką w niej jest zachowanie zieleni miejskiej w nienaruszonym stanie tak, aby mogła ona służyć kolejnym pokoleniom Pruszkowian.
Paweł Makuch zaproponował mieszkańcom kolejne spotkanie, które miałoby się odbyć już w nadchodzącym tygodniu – tym razem jednak w szerszym gronie, z udziałem urzędników oraz na świeżym powietrzu, w bezpośrednim sąsiedztwie terenu, na którym ma powstać kontrowersyjna budowla. Zebrani mieszkańcy odrzucili jednak ten pomysł żądając w pierwszej kolejności wywiązania się ze złożonych deklaracji co do próby wzruszenia “wuzetki”.
“To nie wstyd – przegrać. Wstyd to nie walczyć” – skonstatował wtorkowe zebranie Arek Gębicz, po czym zwrócił się do Pawła Makucha – “ja przegrywam z Panem od półtora roku i nie mam z tym problemu. Dopóki jest cień szansy na wygraną – powinniśmy próbować”.
Postscriptum: W zebraniu uczestniczyła grupa młodych osób nieznanych wcześniej pozostałym zgromadzonym (którzy to zgromadzeni zdążyli już “opatrzeć” się ze swoimi twarzami). Z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, mieszkańcy wzięli tajemniczych uczestników za przedstawicieli inwestora i tak też traktowali do końca spotkania. Tamci zaś, nawet wywołani przez Prezydenta, nie zabierali głosu, a po upływie około godziny od rozpoczęcia spotkania całą grupą opuścili salę. To, co po sobie zostawili, to wrażenie, że faktycznie przyszli do urzędu w celu obrony interesu dewelopera. I brak jakichkolwiek wskazówek, że w rzeczywistości mogłoby być inaczej.
Dzień po tych wydarzeniach autor niniejszego artykułu ustalił ponad wszelką wątpliwość, że osoby posądzane o reprezentowanie dewelopera nie mają z deweloperem nic wspólnego.
Ot, koloryt pruszkowskiego aktywizmu 🙃