Prezydent kontra nauczyciele, czyli wojna o 60 złotych
Walka nauczycieli w przedszkolach oraz radnych o podwyżkę dodatku za wychowawstwo do 310 zł napotyka na niezrozumiały opór władz miasta. To żałosne, że przedmiotem sporu jest 60 zł.
Ta epopeja trwa wiele miesięcy. Nauczyciele w szkołach od 1 września 2019 roku dostają comiesięczny 300-złotowy dodatek za wychowawstwo, to minimalna wysokość wynikająca ze znowelizowanego art. 30 Karty Nauczyciela. Nauczyciele w przedszkolach w Pruszkowie mają zaledwie 122 zł brutto. W ich przypadku wysokość dodatku ustala nie MEN, a władze miasta. Nauczyciele od dawna walczą o podwyżkę. Bezskutecznie.
Jesienią Urząd Miasta Pruszkowa przygotował nowy regulamin wynagradzania, zakładający podwyżkę za wychowawstwo w przedszkolach do 250 zł. Okazało się jednak, że jest wadliwy prawnie – armia urzędników zapomniała uzgodnić go ze związkami zawodowymi! W efekcie nie został przyjęty i nie wszedł w życie. Błąd naprawiono, jednak mimo próśb nauczycieli pozostawiono zapis o 250 zł. W styczniu 2020 roku radni, zasypywani apelami pedagogów, opiniując nową wersję regulaminu, wymusili na prezydencie Pruszkowa zrównanie dodatków za wychowawstwo w szkołach i przedszkolach. Miały wynosić po 310 zł miesięcznie. I wtedy wydarzyło się coś, czego nie jestem w stanie pojąć.
Posiedzenie Komisji Oświaty Rady Miasta Pruszkowa, na którym zapadły korzystne dla nauczycieli decyzje, odbyło się 23 stycznia. Władze Pruszkowa miały tydzień, aby nową, wyższą stawkę, uzgodnić ze związkami zawodowymi (uzgodnienie to wymóg ustawowy). Nie zrobiły tego. 30 stycznia odbyła się sesja Rady Miasta Pruszkowa. Radni przyjęli w formie uchwały regulamin nieuzgodniony ze związkami zawodowymi. I znów był czas, aby urząd miasta zasiadł ze związkowcami do stołu. Nadal tego nie zrobił, choć obecna na sali podczas sesji przedstawicielka jednego ze związków deklarowała natychmiastową chęć współpracy! W efekcie do nadzoru prawnego wojewody trafiła uchwała obarczona wadą prawną i wojewoda ją unieważnił.
Sławomir Bukowski: Dlaczego samorządowcy, których wybraliśmy, tak szybko o nas zapominają? Jak głębokich zmian będziemy musieli dokonać w pruszkowskim samorządzie w kolejnych wyborach, aby wskazać ludzi, którzy wreszcie będą stali po naszej stronie?
Kogo należy obarczyć winą za całą sytuację? Z pewnością nie wojewodę – jego rolą jest analiza uchwał podejmowanych w miastach i uchylanie wadliwych. Wada prawna tej pruszkowskiej nie budzi wątpliwości.
A może to wina radnych, że postanowili podwyższyć wysokość dodatków dla nauczycieli przedszkolnych z 250 do 310 zł? Radni Koalicji Obywatelskiej i Samorządowego Porozumienia Pruszkowa od dawna wypowiadali się w tej sprawie sygnalizując prezydentowi, że stawki proponowane przez niego są niesprawiedliwe. Co ważne, na komisji oświaty 23 stycznia postulat zrównania dodatków za wychowawstwo w szkołach i przedszkolach poparli również radni Prawa i Sprawiedliwości. Głosowanie w tej sprawie było jednomyślne.
Nauczycielom przedszkolnym prezydent Paweł Makuch składał do tej pory ogólnikowe obietnice, że będzie starał się spełnić ich oczekiwania, nie wskazując, w jakiej perspektywie czasowej to nastąpi. A te oczekiwania to w rzeczywistości 60 złotych – tyle wynosi różnica pomiędzy 250 zł proponowanymi przez niego, a 310 zł, czego oczekują i nauczyciele, i radni. 60 złotych brutto miesięcznie! Kwota żałosna, dla nauczycieli wręcz upokarzająca. Dlaczego prezydent nie chce na nią przystać? Odpowiedzi nie znamy. Na sesji 30 stycznia Paweł Makuch odpowiadał naokoło, że 310 zł nie zostało uzgodnione ze związkami. Ale dlaczego nie zostało?
Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, jak ważną grupą społeczną są nauczyciele, nie chcę też zrzucać winy tylko na rząd za ich niskie pensje, bo niektóre składniki ich wynagrodzeń – właśnie dodatki za wychowawstwo – zależą od samorządów. Jesienią radni, lekką ręką, przekazali na wniosek prezydenta 150 tys. zł na klub koszykarski MKS Pruszków. Radni z Komisji Oświaty szacują, że 310-złotowe dodatki za wychowawstwo w przedszkolach to porównywalna kwota. Nie będę analizować, który wydatek jest bardziej uzasadniony społecznie, ale elementarne poczucie sprawiedliwości podpowiada mi, że pieniądze i na sport, i dla nauczycieli powinny znaleźć się w budżecie miasta.
W ostatnich latach regularnie odnoszę wrażenie, że lokalne władze różnych szczebli nie reprezentują mieszkańców, którzy ich wybrali, a pojęcie interesu społecznego to pusta fraza. W poprzedniej kadencji zlekceważeni zostali pruszkowiacy walczący o zablokowanie planów budowy ogromnego apartamentowca przy parku Potulickich. Z niezrozumiałych względów ówczesny prezydent zrezygnował z przygotowania dla tego miejsca miejscowego planu zagospodarowania. Deweloper tylko zacierał ręce z radości. Władze Pruszkowa się zmieniły, tymczasem wiceprezydent Konrad Sipiera, mimo gigantycznego sprzeciwu mieszkańców, wydał deweloperowi warunki zabudowy. Z kolei starosta pruszkowski Krzysztof Rymuza już zasygnalizował w mediach społecznościowych, że pozwolenie na budowę, mimo niesłabnącej walki ludzi o zablokowanie budowy, zapewne wyda. Ten sam starosta na przekór mieszkańcom Komorowa podpisał w styczniu z Lidlem korzystną dla niemieckiego dyskontu umowę na przebudowę ronda, choć nie musiał tego robić. Nie pomogły apele, prośby, żądania i błagania, by nie iść Lidlowi na rękę. Prezydent Paweł Makuch od wielu miesięcy toczy zaś niezrozumiałą dla mnie wojnę z nauczycielami przedszkoli. Miejskich! W których pracują mieszkanki Pruszkowa! O 60 złotych…
Dlaczego samorządowcy, których wybraliśmy, tak szybko o nas zapominają? Jak głębokich zmian będziemy musieli dokonać w pruszkowskim samorządzie w kolejnych wyborach, aby wskazać ludzi, którzy wreszcie będą stali po naszej stronie?