Sklepy SPOŁEM znikają z Pruszkowa jeden po drugim. Marek Hejda, prezes spółdzielni: Przegraliśmy walkę konkurencyjną

„Sklep w likwidacji” – taka kartka wita od niedawna klientów delikatesów Lux, czyli Supersamu przy skrzyżowaniu alej Wojska Polskiego i Niepodległości. Legendarny sklep wkrótce zniknie z mapy handlowej miasta, wraz działającą na jego zapleczu placówką banku Millennium. W miejsce pawilonu stanie kolejny blok. Dlaczego SPOŁEM postanowił pozbyć się sklepu znajdującego się w tak świetnej lokalizacji? Dlaczego firma z upływem lat drastycznie ogranicza swoją ofertę? Rozmawiamy z Markiem Hejdą, prezesem SPOŁEM Powszechnej Spółdzielni Spożywców w Pruszkowie.
Sławomir Bukowski: Dlaczego kolejne sklepy SPOŁEM się zamykają? Zniknął ten na rogu ulic Kraszewskiego i Bolesława Prusa – działa tam ukraińska garmażerka. Zniknął sklep na Chopina – jest Żabka. Nie ma już sklepu spożywczego w SDH-u przy Kościuszki, a cały gmach przeszedł w ręce prywatnego właściciela. Supersam jest w likwidacji…
Marek Hejda: Supersam będzie otwarty do 15, może do 30 czerwca. Proces wygaszania jego działalności już trwa. Odnosząc się do pana pytania, SPOŁEM przegrało walkę konkurencyjną w Pruszkowie z zagranicznymi sieciami handlowymi, a na tę przegraną złożyło się bardzo wiele czynników.
Sławomir Bukowski: Jakich? Przecież SPOŁEM to rodzima spółdzielnia z polskim kapitałem, tradycjami i ugruntowaną pozycją na rynku.
Marek Hejda: Musimy cofnąć się do roku 1995, kiedy przyszedłem tutaj do pracy. Zastałem firmę, którą można było określić mianem kolosa na glinianych nogach. W tamtym momencie najlepszym rozwiązaniem wydawało się zamknięcie wszystkich sklepów. SPOŁEM generowało straty i miało ogromne zadłużenie – to był efekt ogólnej sytuacji gospodarczej w kraju. Dla przykładu, należała do nas przemysłowa piekarnia przy ulicy Gordziałkowskiego, którą trzeba było jak najszybciej sprzedać, bo ciągnęła firmę w dół. Obiekty, w których funkcjonowały sklepy, były zdekapitalizowane i wymagały olbrzymich nakładów inwestycyjnych.
Sklepów nie pozamykaliśmy, ale zdecydowałem się na remonty w takim zakresie, na jaki było nas stać. Kompleksowo odnowiliśmy na przykład Supersam, który w tamtym czasie był perełką. Potrzebowaliśmy jednak kapitału na większe inwestycje. Tymczasem polityka banków wobec takich podmiotów jak SPOŁEM była wyjątkowo niekorzystna. Starałem się o kredyt w dużym banku, ale oprocentowanie, które nam zaoferowano, wynosiło 13 procent. Dla porównania, zagraniczne sieci handlowe, dysponujące rządowymi gwarancjami, mogły liczyć na kredyty z oprocentowaniem poniżej 1 procenta. Innymi słowy – SPOŁEM przegrywało walkę o kapitał już od początku przemian ustrojowych w kraju. I to nie zmieniło się przez kolejne lata. Zagraniczne sieci wchodziły do Polski przez szeroko otwarte drzwi, a rodzime spółdzielnie, takie jak nasza, były coraz bardziej spychane na margines rynku.
Sławomir Bukowski: Próbuję zrozumieć. Na ulicy Chopina działał sklep spożywczy SPOŁEM, budynek został sprzedany, dziś funkcjonuje tam Żabka, a więc sklep o podobnym profilu. Dlaczego Żabce handel się opłaca, a SPOŁEM nie?
Marek Hejda: Sieć Żabka już trzykrotnie zmieniała właściciela. Czeski fundusz inwestycyjny kupił ją za 900 milionów złotych, sprzedał za 4,2 miliardy amerykańskiemu funduszowi. Taki gigant może pozwolić sobie na budowanie oferty handlowej, jakiej lokalna spółdzielnia prowadząca kilka sklepów nie zbuduje nigdy. My, SPOŁEM, nie mogliśmy korzystać z żadnych ulg ani przywilejów podatkowych. Jedyna rzecz, jaką uzyskałem od miasta Pruszków, to było rozłożenie na 3 raty w skali roku opłaty z tytułu użytkowania wieczystego gruntów, na których posadowione są nasze sklepy. Zmuszeni byliśmy zamykać sklepy, które generowały straty i posprzedawać nieruchomości. Dlatego sprzedaliśmy nieruchomość między innymi przy ulicy Chopina.
Sławomir Bukowski: Może generowały straty z powodu małej liczby klientów? Sklepy SPOŁEM uchodzą za drogie, zresztą na tle Biedronki czy Lidla faktycznie takie są. Gdy mam zrobić zakupy to wybieram dyskont, a nie SPOŁEM, choć do Supersamu nie mam daleko.
Marek Hejda: Podobnie jak pan, też robię zakupy w Biedronce. Zachowania klientów pokazują, jak silna jest pozycja dużych graczy na rynku. Tu działa zasada: większy może więcej. Sieci dyskontów zdominowały rynek, wymuszają obniżki cen u swoich dostawców, zamawiają ogromne partie towaru. My, spółdzielnie spod szyldu SPOŁEM, jesteśmy rozproszeni. Co prawda powstała Mazowiecka Agencja Handlowa – spółka kapitałowa, która miała zrzeszać spółdzielnie z Warszawy i Mazowsza i działać w naszym imieniu, ale mimo dużego potencjału nie udało się zbudować wspólnej strategii. Każdy prezes miał własne zdanie i zabrakło chęci do współpracy. Agencja nadal działa, ale to nie jest ten sam poziom, co u zachodnich firm, które wypracowywały swoje modele przez dekady. W Polsce nadal działa ponad 300 spółdzielni, z czego około 230 jest zrzeszonych w Krajowym Związku. Ale bez realnego wsparcia – również ze strony lokalnych władz – nie mamy szans wrócić do pozycji sprzed reform Balcerowicza. Przykład z Pruszkowa: przez osiem lat byłem radnym, próbowałem działać, ale częściej spotykałem się z brakiem odzewu niż realnym wsparciem. Projekt modernizacji sklepu przy ul. Berenta, nazywanego Blaszakiem, przez lata nie doczekał się odpowiedzi ze strony miasta.
Nasze spółdzielnia płaci podatki, nie mamy żadnych zaległości, a mimo to często traktowani jesteśmy jak intruzi. Dodatkowo wiele naszych lokali (posiadamy do nich prawo własnościowe) znajduje się w zasobach Pruszkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która – mówiąc delikatnie – narzuca nam wysokie opłaty. Nie możemy skorzystać nawet z prawa do przekształcenia ich w pełną własność, mimo że przepisy na to pozwalają. W takich warunkach trudno konkurować z dyskontami. Czynsz, media, pensje, podatki – wszystko razem generuje koszty, które sprawiają, że jesteśmy na straconej pozycji.
Nawet w obiektach, w które zainwestowaliśmy, koszty przekraczały nasze możliwości, na przykład w SDH-u mimo zbudowania nowoczesnego węzła cieplnego rachunki za ogrzewanie sięgały zimą 26–28 tys. zł miesięcznie.
Sławomir Bukowski: Zachodnie sieci też mają koszty i zmuszone są walczyć o klienta. Ale oferują promocje typu „kup dwa, trzeci gratis” i klienci przychodzą. W SPOŁEM takiej walki nie widziałem.
Marek Hejda: To, o czym pan mówi, jest elementem strategii marketingowych sieci, które mają zupełnie inną skalę działania. W Polsce obecnych jest 46 największych sieci handlowych z Europy i świata. Miałem okazję zobaczyć, jak funkcjonuje handel za granicą, i wiem, jak duży wpływ ma skala zakupów. My w SPOŁEM możemy kupić co najwyżej paletę towaru, podczas gdy duże sieci zamawiają całe tiry. To zupełnie inny poziom negocjacji z dostawcami i możliwości wymyślania promocji dla klientów.
Sławomir Bukowski: Moim zdaniem SPOŁEM od początku miało tę przewagę nad konkurencją, że sklepy posiadały świetną lokalizację. Taki Supersam – samo centrum Pruszkowa. Albo SDH – zaraz koło dworca kolejowego. Dlaczego nie wykorzystaliście tego atutu?
Marek Hejda: Zgadzam się, że nasze sklepy mają świetne lokalizacje, ale to dziś nie wystarczy. Proszę spojrzeć, jak zmienił się model zakupów. Dla klientów kluczowa jest wygoda, a tej często brakuje, nawet w najlepiej położonych sklepach. Przykład? Niech pan spróbuje zaparkować przy Supersamie – to praktycznie niemożliwe. A dziś klienci chcieliby najlepiej wjechać do sklepu, zrobić szybkie zakupy, zapłacić kartą i odjechać. Zmieniły się też nawyki, zakupy robi się w wybrane dni, często tylko podstawowe produkty. Ale nie da się ukryć – konsumenci kierują się przede wszystkim ceną. I to jest coś, czego nie przeskoczymy. W Pruszkowie mamy już osiem Biedronek, dwa Lidle, Netto, Auchan, dwa Carrefoury, wkrótce powstaną Kaufland przy Działkowej i Aldi w Alejach Jerozolimskich na wysokości Tworek. Dla miasta tej wielkości to ogromna konkurencja. I wszystko wskazuje na to, że to nie koniec ekspansji sieciówek.
Sławomir Bukowski: Z pejzażu Pruszkowa poznikały małe sklepy spożywcze, w ich miejsce są Żabki. One też przegrały walkę konkurencyjną, podobnie jak SPOŁEM?
Marek Hejda: Tak. Dziś już nie liczy się, że w sklepie za ladą stoi pani Zosia, pan Sławek czy pani Krysia, którzy znają swoich klientów. To są relacje, które kiedyś miały duże znaczenie, ale teraz klienci idą tam, gdzie taniej – i to decyduje. A to, że przy okazji zostawią w sklepie więcej pieniędzy, to już kwestia sprawnie prowadzonej sprzedaży i marketingu.
Chciałbym zwrócić uwagę na ważne zjawisko – model handlu w Polsce stopniowo się zmienia. W przyszłości duże hipermarkety, zwłaszcza te w galeriach handlowych, znikną z rynku. To naturalny proces. Utrzymają się raczej mniejsze supermarkety, o powierzchni do 2,5 tys. mkw., ale one również będą ostro konkurować z marketami nazywanymi dyskontami. Bo dzisiejszy dyskont jest nim już tylko z nazwy, to nie to samo co 10 lat temu. Kiedyś to były sklepy z towarem wystawionym na paletach – tak wyglądał Lidl, jak wszedł do Polski. Dziś to sklepy premium, zarówno pod względem oferty, jak i wyglądu. Proszę spojrzeć – nowoczesne elewacje, estetyczne wnętrza. To już nie przypomina prowizorycznej hali, tylko pełnoprawny, elegancki sklep. One będą dominować na rynku. I jest jeszcze jeden czynnik, którego wielu wciąż nie docenia – sprzedaż przez internet. To kolejna rewolucja, która zmienia rynek handlu i jeszcze bardziej wywrze wpływ na przyszłość tradycyjnych sklepów.
Sławomir Bukowski: Wróćmy do SPOŁEM i pozycji na pruszkowskim rynku. Jak wygląda dziś przyszłość spółdzielni?
Marek Hejda: Powiem wprost: decyzje dotyczące przyszłości muszą być podejmowane przede wszystkim w oparciu o realia ekonomiczne. Jeśli chodzi o Supersam – obiekt nie został jeszcze sprzedany, ale trwają zaawansowane rozmowy i niewykluczone, że transakcja dojdzie do skutku w najbliższych miesiącach. Może tam powstać budynek mieszkalny z lokalami usługowo-handlowymi na parterze. My nie będziemy tam kontynuować sprzedaży. Powodów jest kilka. Po pierwsze, problemy kadrowe – dramatycznie brakuje ludzi do pracy. Po drugie, wynik finansowy obecnego obiektu nie jest zadowalający. I wreszcie kwestia lokalizacji – mimo że Supersam znajduje się w centrum miasta, brak parkingu praktycznie uniemożliwia prowadzenie tam rentownej działalności handlowej.
Obecnie pruszkowski SPOŁEM prowadzi cztery sklepy. Jeśli odejdzie nam Supersam, zostaną trzy: Blaszak, sklep przy al. Niepodległości i sklep w Podkowie Leśnej. I szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę sytuację kadrową, bardzo możliwe, że w przyszłości ograniczymy się do dwóch punktów handlowych.
Sławomir Bukowski: Z całym szacunkiem, ale dwa sklepy nie utrzymają całej firmy.
Marek Hejda: SPOŁEM nadal posiada nieruchomości, z których dzierżawy czerpie przychody. Nie pozbyliśmy się całego majątku, możemy funkcjonować jako swoisty kapitalista-rentier. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że sytuacja finansowa spółdzielni jest dziś stabilna. Nie mamy żadnych zobowiązań czy problemów finansowych. Oczywiście, z bólem muszę też przyznać, że za kilka lat będziemy prawdopodobnie już tylko małą firmą zatrudniającą 20–25 osób.
Sławomir Bukowski: Odwołam się na koniec do sentymentu. Nie żal panu zamykać sklepów, które były elementem historycznej tkanki Pruszkowa?
Marek Hejda: Oczywiście, że mi żal. To nie są łatwe decyzje. Proszę mi wierzyć – nie śpię spokojnie z myślą o zamykaniu sklepów. Gdybym kierował się wyłącznie rachunkiem ekonomicznym, niektóre z nich powinienem był zamknąć już trzy lata temu. Utrzymywałem je, bo dzięki innym źródłom dochodu mogłem sobie na to pozwolić – właśnie z szacunku do historii i sentymentu, który sam również czuję.
Ale jestem też odpowiedzialny przed radą nadzorczą. Składam regularnie sprawozdania finansowe, a członkowie rady niejednokrotnie pytają wprost: „Panie prezesie, co pan robi? Przecież to działanie na szkodę spółdzielni!”. I trudno im się dziwić. W tym roku przeszliśmy lustrację – kompleksową kontrolę, która odbywa się co trzy lata. Lustrator, po obejrzeniu dokumentów i wizytacji sklepu, zapytał mnie: „Czy chce pan ponosić odpowiedzialność za dalsze utrzymywanie obiektu, który generuje ogromne straty?”. To nie są drobne kwoty – to realne, poważne obciążenie dla spółdzielni. I choć miejsce ma wartość historyczną i emocjonalną – dla mieszkańców, i dla mnie – dziś przy tej skali konkurencji, kosztach i braku pracowników po prostu nie jesteśmy w stanie dalej prowadzić tam działalności. Nawet jeśli wynajmujemy część powierzchni innym podmiotom, jak choćby placówce bankowej, to i tak warunki się pogarszają – bank wymusił na nas 30-procentową obniżkę czynszu. To wszystko pokazuje, jak trudna jest dziś sytuacja. Ale to nie są decyzje podejmowane z chłodną obojętnością. One bolą.
Sławomir Bukowski: Mnie najbardziej żal SDH-u. Sprzedaliście go w prywatne ręce, i choć budynek znajduje się w wojewódzkiej ewidencji zabytków, jego przyszłość to wielka niewiadoma.
Marek Hejda: Rozumiem ten żal – sam mam do tego miejsca sentyment. Chcieliśmy przeprowadzić tam modernizację, żeby budynek nadal pełnił funkcję handlowo-usługową, z zachowaniem jego charakteru. Mimo że architektonicznie kiedyś rzeczywiście był wyjątkowy, czas zrobił swoje i konieczne były remonty.
W trakcie prac, m.in. w parterowej części, pojawiły się komplikacje. Niespodziewanie otrzymałem pismo od Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Okazało się, że chociaż SDH nie jest wpisany do rejestru zabytków, to z inicjatywy stowarzyszenia Za Pruszków! trafił do wojewódzkiej ewidencji, co już nakłada określone ograniczenia. Od tego momentu rozpoczęły się problemy – wizyty, kontrole, zakazy dalszych działań. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale za całą sytuacją, moim zdaniem, stoi konflikt personalny. Stowarzyszenie Za Pruszków! doprowadziło do jego eskalacji. W trakcie remontu wezwano policję, po czym otrzymywałem kolejne pisma z zakazem kontynuacji jakichkolwiek prac. To już była lawina – korespondencja, kontrole, zarzuty, że nie przestrzegamy decyzji konserwatorskich.
Z mojego punktu widzenia mamy tutaj do czynienia z sytuacją, w której przepisy ingerują w prawo własności w sposób, który stoi w sprzeczności z konstytucją. Własność prywatna powinna być chroniona, a tymczasem właściciel budynku nie może w praktyce nic zrobić, nawet jeśli działa w dobrej wierze i z zamiarem modernizacji.
SPOŁEM nie dysponowało kapitałem, aby utrzymać obiekt wymagający ogromnych inwestycji realizowanych w technologii narzuconej przez konserwatora zabytków, dlatego musieliśmy budynek sprzedać. Wiem, że działalność handlowa będzie tam prowadzona, ale nie wiem, w jakim zakresie.