Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Pracownicy TBS skarżą się na mobbing i nieludzkie traktowanie: kolegę po zawale skierowano do najcięższych prac

Pracownicy pruszkowskiego TBS wysyłają niepokojące sygnały do radnych i prezydenta Pruszkowa. Skarżą się na mobbing i nieludzkie traktowanie w pracy. – Chcemy niezwłocznie wyjaśnić sytuację – mówi prezydent Piotr Bąk.
REDAKCJA POLECA
Siedziba TBS "Zieleń Miejska" w Pruszkowie. Fot.: facebook/TBS Zieleń Miejska w Pruszkowie
Ilustracja: Siedziba TBS "Zieleń Miejska" w Pruszkowie. Fot.: facebook/TBS Zieleń Miejska w Pruszkowie
Konstanty Chodkowski

Konstanty CHODKOWSKI

W połowie czerwca do Urzędu Miasta wpłynęło pismo grupy pracowników pruszkowskiego TBS skierowane do prezydenta i radnych Pruszkowa. Pracownicy – podpisani z imienia i nazwiska – szczegółowo opisują w nim uporczywe warunki pracy w spółce miejskiej.

Autorzy pisma wskazują m.in. na brak kontaktu z kierownictwem i władzami spółki, ignorowanie ich spraw oraz obcesowe, wulgarne i niekiedy nieludzkie traktowanie przez przełożonych. Piszą o wydawaniu sprzecznych, bezsensownych (zlecanie prac już wykonanych), nieetycznych (zlecanie cyt. "dojechania" kolegi z pracy) poleceń, lub nie ydawaniu poleceń wcale, co – ich zdaniem – prowadzi do sytuacji, w której muszą dopraszać się o zlecenie im jakichkolwiek prac.

Swoje pretensje podpierają szczegółowymi opisami zdarzeń, z którymi – jak twierdzą – zetknęli się w pracy. Szczególną uwagę przykuwa opis sytuacji kolegi, którego skierowano do wykonywania najcięższych prac fizycznych po tym, jak wrócił do firmy ze zwolnienia lekarskiego po przebytym zawale serca. Nawet pomimo, iż przed zawałem wykonywał on zadania o wiele lżejsze i mniej obciążające.

Zgodnie z pismem, próby upomnienia się o swoje prawa lub wykazanie choć cienia niezgody na warunki pracy panujące w spółce, kończyły się stopniowym pogarszaniem sytuacji pracowników. Zwłaszcza tych, którzy odważyli się coś pisnąć.

Pracownicy wspominają, że w odpowiedzi na ich sprzeciwy w firmie natychmiast pojawiały się anonimowe donosy sugerujące, że to oni, a nie ich przełożeni, zachowują się w nieodpowiedni sposób w stosunku do innych kolegów. Donosy te, zdaniem pracowników, miały skutkować kolejnymi nieprzyjemnościami fundowanymi im przez kierownictwo.

Zdarzenia opisane w piśmie pracowników TBS zdają się dokładnie wpisywać w definicję mobbingu, określoną w art. 94 par. 2 kodeksu pracy. Zgodnie z tym przepisem, “mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”.

Ankietą w dyskryminację

Autorzy pisma do prezydenta i radnych wskazują jasno, że źródłem mobbingu w spółce TBS są – ich zdaniem – władze i kierownictwo spółki. Władze i kierownictwo spółki zaś, dowiedziawszy się o liście pracowników, postawiło sobie za cel dokładne zbadanie problemu mobbingu w TBS. Wśród pracowników, oczywiście. Niekoniecznie wśród władz i kierownictwa.

W środę 3 lipca pracownikom rozdano specjalne cyt. “anonimowe ankiety dotyczące mobbingu i dyskryminacji w miejscu pracy”. Kto miał styczność z pracą w dużej organizacji, ten wypełniał podobne ankiety nie raz (najprawdopodobniej cyklicznie). Na uzupełnienie ankiet przysługuje zwykle odpowiednio szerokie okienko czasowe, aby każdy pracownik miał szansę na znalezienie czasu na ustosunkowanie się do pytań pomiędzy codziennymi obowiązkami. Ankiety takie zawierają zwykle obszerne instrukcje dotyczące sposobu ich wypełniania oraz szereg informacji dotyczących tego, w jaki sposób będą dalej procedowane. Obwarowane są też licznymi zabezpieczeniami gwarantującymi absolutną anonimowość respondentów. W przypadku ankiety w TBS, żadna z tych praktyk nie miała zastosowania.

Formularze sporządzone i wydrukowane naprędce w spółce miejskiej nawet na pierwszy rzut oka wyglądają na (łagodnie mówiąc) mało profesjonalne. Pracownikom przekazano je wyłącznie w formie papierowych arkuszy do uzupełnienia odręcznego. Nie zawierają ani jednego zdania wyjaśnienia, z jakiego powodu są prowadzone i jak będą procedowane.

Sam formularz składa się z mieszanki pytań zamkniętych i otwartych, przy czym w pytaniu otwartym dot. oznak szeroko pojętej dyskryminacji w firmie pracownik miał do swojej dyspozycji jedną linijkę wolnego miejsca. W pytaniu otwartym dot. dokładnego opisu przypadków mobbingu w firmie można było się rozpisać aż na trzy linijki.

Pytania zostały sformułowane na wysokim poziomie ogólności, nie dając respondentowi nawet cienia wyobrażenia o tym, jakie zjawiska powinien w niej zawrzeć, a jakie pominąć. Od pierwszego pytania respondentów dopytuje się o przejawy mobbingu czy dyskryminacji cyt. “w swoim dziale”, z tym tylko, że nikogo nie pyta się o który dział dokładnie chodzi.

Dane wyjściowe z takiej ankiety już na tym etapie należałoby uznać za bezużyteczne dla poprawnej diagnostyki problemów w organizacji. Nie wspominając już, że żadne z pytań nie dopuszcza możliwości wskazania na mobbing ze strony władz spółki, w tym samej pani prezes.

Zgodnie z relacją pracowników TBS, jest to pierwsza tego typu ankieta organizowana w firmie. Jej powstanie miało nie być zapowiadane, a pracownicy nie byli o niej uprzedzeni. Czas na jej uzupełnienie wynosił jedną dobę. Uzupełnione arkusze należało umieszczać w specjalnie przygotowanej urnie.

Naruszenie dobrego imienia mobbingu

– Boimy się nawet rozmawiać między sobą, bo nie wiemy komu można ufać – mówi jeden z pracowników TBS zapytany o atmosferę w pracy w związku z pojawieniem się tzw. anonimowej ankiety. – Nawet, jeśli ktoś zaznaczył, że w firmie jest mobbing, to nie odpowiadał na pytania otwarte, żeby prezes nie doszła do niego po charakterze pisma – tłumaczy.

Ze zmowy strachu postanowiła wyłamać się jedna z pracownic spółki, która ankietę zapełniła obszernie, bez skrupułów opisując przypadki mobbingu, których – jak twierdzi – doświadczyła na własnej skórze. W swoich wyznaniach opisała przykrości, które w związku z jej pracą w TBS miały spotkać nie tylko ją, ale i jej rodzinę. Podobnie, jak sygnatariusze listu skierowanego do Prezydenta Pruszkowa, respondentka ankiety wskazała na Prezes spółki, jako główne źródło dyskryminacji, a pod ankietą podpisała się imieniem i nazwiskiem.

Nie musiała długo czekać, odkąd wrzuciła wypełniony formularz do urny, gdy została wezwana do pokoju prezes pruszkowskiego TBS Anny Brożyny. Na miejscu prezes wręczyła pracownicy dokument – wezwanie do zaprzestania naruszania dóbr osobistych. Dotyczyło ono ankiety, którą – przypomnijmy – pracownica dopiero co wrzuciła do urny. W treści wezwania Prezes spółki domagała się m.in., aby pracownica sporządziła stosowne przeprosiny i je również umieściła  w urnie na ankiety.

Pracownica, otrzymawszy dokument, udała się do działu kadr, gdzie opowiedziała o zajściu i niespodziewanym obrocie spraw. W tym momencie była już roztrzęsiona i zapłakana. Kadrowe zaoferowały jej słowo otuchy i podwózkę do domu. Z oferty podwózki nie skorzystała – zamiast tego skierowała się do szpitala na Wrzesinie z objawami typowymi dla ataku paniki lub przeciążenia stresem.

Pracownica odmówiła udzielenia oficjalnego komentarza dla portalu zpruszkowa.pl powołując się na zły stan zdrowia. Wiemy jedynie, że w czwartek 4 lipca stawiła się w pracy mimo wszystko, chcąc pokazać, że nie da się złamać ani zastraszyć.

Wiemy również, że ta sama pracownica, podobnie jak autorzy listu do prezydenta Pruszkowa, w niedalekiej przeszłości również padła ofiarą skargi skierowanej przeciw niej, która pojawiła się w firmie, gdy ta okazała brak pokory wobec prezes Brożyny.

Mobbing antymobbingiem

– Zauważam pewnego rodzaju schemat, działający w TBS odkąd prezesem jest pani Brożyna – tłumaczy portalowi zpruszkowa.pl radna Katarzyna Włodarczyk (KO), wcześniej dyrektorka spółki, znająca firmę od podszewki. – Kiedy pracownik staje się niewygodny, nagle w obiegu pojawia się list, donos lub notatka służbowa świadcząca przeciwko niemu – opowiada. – Na tej podstawie powołuje się komisję antymobbingową, lub wszczyna inną, dogodną procedurę, na końcu której pracownika czeka jeszcze więcej nieprzyjemności.

Jak twierdzi, pod wspomnianymi listami czy skargami zwykle znajdujemy podobny zestaw podpisów. – Moim zdaniem w spółce wykształciła się uprzywilejowana grupa, być może działająca w porozumieniu z panią prezes – mówi Włodarczyk. – Tylko notatki i donosy spisywane przez tę grupę są traktowane ze śmiertelną powagą, co de facto daje jej członkom moc dowolnego obchodzenia się z pozostałymi pracownikami firmy. To oni mogą bezkarnie wskazywać kto jest dobry, a kto zły, komu należy się kara, a komu nagroda.

Radna dodaje, że wnioski te wysnuwa na podstawie sygnałów, które wysyłają jej pracownicy spółki. Jej zdaniem, swojego czasu sama padła ofiarą działania tej samej grupy. Z rozgoryczeniem zauważa, że poręcznym narzędziem do potencjalnie niesprawiedliwego traktowania pracowników stała się procedura antymobbingowa, której sama jest współautorką. Podkreśla z całą mocą, że nie tak wyobrażała sobie jej stosowanie w praktyce.

Magistrat: Sytuacja jest kuriozalna

W odpowiedzi na złożone do magistratu pismo, do spółki z wizytą postanowiła udać się dwójka radnych – wspomniana radna Katarzyna Włodarczyk oraz radny Bartosz Brzeziński (niezrzeszony).

– 27 czerwca 2024 roku o godzinie 15:30 odwiedziliśmy siedzibę spółki TBS Zieleń Miejska. Naszym celem było przeprowadzenie rozmowy z pracownikami i wyjaśnienie przyczyn oraz motywacji stojących za pismem [pracowników do władz miasta - przyp. red.] – relacjonuje Bartosz Brzeziński. – Nasza wizyta odbyła się w korytarzu spółki, ponieważ nie zostaliśmy zaproszeni do gabinetu ani nie zaoferowano nam miejsca do siedzenia. Niestety, już na samym początku zostaliśmy przyjęci z wyraźną wrogością i niechęcią. Pomimo naszych wyjaśnień co do celu wizyty, spotkaliśmy się z oporem.

Radny podkreśla wielokrotnie, że ich wizyta miała charakter grzecznościowy, a jedynym celem było lepsze rozpoznanie sytuacji. Niestety radni wrócili do domów z niczym, jednak Brzeziński zapewnia, że sprawa pism od pracowników nie pozostanie bez dalszego odzewu.

Podobnie nie bez odzewu mają zamiar sprawę zostawić władze Pruszkowa. O komentarz wobec doniesień ze spółki poprosiliśmy prezydenta Pruszkowa Piotra Bąka.

– Po otrzymaniu korespondencji od pracowników firmy TBS Zieleń Miejska Sp. z o.o. niezwłocznie korespondencję tę przekierowałem do przewodniczącej Rady Nadzorczej oraz przewodniczącej Komisji Rewizyjnej Rady Miasta Pruszkowa celem podjęcia natychmiastowych działań zmierzających do wyjaśnienia zaistniałej sytuacji – odpowiada prezydent. – Według mojej oceny opisana sytuacja jest, delikatnie mówiąc, kuriozalna, ponieważ opisana sytuacja i podjęte przez spółkę późniejsze działania wzajemnie się wykluczają. Jednocześnie informuję, że jako nadzór właścicielski nad spółką poprosiłem Radę Nadzorczą o podjęcie działań wynikających z przepisów kodeksu spółek handlowych.

O komentarz na gorąco wobec zajść z ostatnich dni zwróciliśmy się również do prezes spółki Anny Brożyny. Komentarza telefonicznego nie uzyskaliśmy, wobec czego wysłaliśmy zapytania drogą mailową. Odpowiedzi (jeśli je otrzymamy) opublikujemy w odrębnym artykule na zpruszkowa.pl

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: