Policja ostrzelała samochód w Pruszkowie. Badamy kulisy zatrzymania
Konstanty CHODKOWSKI
23 lutego (czwartek) w Pruszkowie doszło do strzelaniny. Funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji ostrzelali samochód typu van marki Mercedes-Benz. Do otwarcia ognia doszło na al. Wojska Polskiego, podczas wieczornych godzin szczytu.
Pruszkowska Policja odniosła się do zajścia na łamach lokalnych mediów używając zdawkowych, lakonicznych zdań. Według oficjalnej wersji zdarzeń, "Policjanci z wydziału kryminalnego chcieli zatrzymać do kontroli kierowcę mercedesa. Mimo sygnałów świetlnych i dźwiękowych kierowca nie zatrzymał się do kontroli i zaczął uciekać. (...) Policjanci ruszyli za nim w pościg. Ponieważ mężczyzna nie reagował na polecenia policjantów, funkcjonariusze oddali strzały ostrzegawcze".
Dotarliśmy do dokumentów oraz relacji świadków i uczestników zdarzenia, które zdają się stawiać wersję Policji pod znakiem zapytania.
Strzały ostrzegawcze po pruszkowsku
Zgodnie z naszymi ustaleniami, zanim doszło do otwarcia ognia, policjanci - poruszający się samochodem cywilnym - podążali za ściganym wozem z włączoną sygnalizacją świetlną. Z relacji naocznych świadków wynika, że funkcjonariusze nie usiłowali wcześniej zatrzymać vana poprzez wyprzedzenie, zajechanie drogi, użycie “lizaka” lub wyświetlacza pod tylną szybą, taranowanie, ani też żadną inną metodą.
Otwarcie ognia (oprócz wspomnianej wcześniej sygnalizacji świetlnej) miało być jedynym sposobem na uświadomienie kierowcy samochodu marki Mercedes-Benz, że jest ścigany. Pasażer ściganego wozu, w rozmowie z portalem zpruszkowa.pl, przyznaje, że przez większość trasy nie miał pojęcia, że za wozem w którym przebywał jechała policja.
Zgodnie z ustawą o policji (art. 16) i ustawą o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej (art. 45 i 47), użycie broni palnej przez policję dopuszcza się wobec osób stwarzających bezpośrednie zagrożenie dla życia ludzkiego lub osób podejrzanych o dokonanie najcięższych przestępstw z kodeksu karnego (zabójstwo, terroryzm, gwałt). Zdaniem adwokat Anny Rykowskiej - obrońcy kierowcy ściganego wozu - żaden z ustawowych warunków do otwarcia ognia nie został spełniony.
“Kierowca zaczął uciekać. Policjanci ruszyli za nim w pościg. Ponieważ mężczyzna nie reagował na polecenia policjantów, funkcjonariusze oddali strzały ostrzegawcze” - taką informację na temat zdarzenia przekazała mediom oficer prasowa Komendy Powiatowej, Karolina Kańka. Jak na ironię, wiele mediów lokalnych opatrzyło tę wypowiedź ilustracją karoserii ściganego vana z wyraźnymi śladami ostrzału.
- Strzały ostrzegawcze oddaje się w powietrze, nie w samochód - komentuje ten fakt Anna Rykowska - taka kula mogła się odbić rykoszetem i zabić kierowcę pojazdu jadącego obok albo przechodnia.
Ściganym pojazdem poruszało się dwóch mężczyzn. Zgodnie z relacją komendy, kierowca był poszukiwany celem odbycia kary pozbawienia wolności. Od jego pełnomocniczki wiemy zaś, że chodzi tu o karę dwóch i pół roku więzienia za kradzież z włamaniem. Co ciekawe - karę tę zatrzymany zawdzięcza sprawie, którą przeciwko niemu wytoczyła… ta sama adwokat, Anna Rykowska.
Jak sama tłumaczy, nie zamierza się ona sprzeciwiać samemu faktowi zatrzymania. - Nie mam wątpliwości, że mój klient powinien zostać ujęty i doprowadzony do zakładu karnego. Natomiast sposób działania policji jest w tym przypadku nie do przyjęcia w demokratycznym państwie prawa - relacjonuje w rozmowie z portalem zpruszkowa.pl.
Warto zaznaczyć, że pasażer ostrzelanego wozu nie jest poszukiwany, podejrzany ani oskarżony w żadnej sprawie. Zgodnie z naszymi ustaleniami, przeciwko niemu nie toczy się żadne postępowanie karne ani wykroczeniowe.
Ponadto, żaden z mężczyzn przebywających w vanie nie był uzbrojony ani agresywny. Strzelanina nie była też konsekwencją przyłapania na gorącym uczynku popełnienia przestępstwa. Jak podkreśla pasażer samochodu - o tym, że coś jest nie tak, zorientował się dopiero gdy usłyszał wystrzały i dźwięk kul obijających karoserię Mercedesa. Według mecenas Rykowskiej, łącznie w stronę wozu oddano osiem strzałów.
Adwokat zaznacza, że zatrzymany samochód nie był zarejestrowany na nazwisko żadnego z zatrzymanych (auto nie pochodziło również z kradzieży). - Mam wątpliwości czy policjanci wiedzieli za kim jadą i czy na pewno osoba, do której chcieli otworzyć ogień, znajdowała się wśród osób znalezionych w wozie - twierdzi.
“Nikomu nic się nie stało”
- Po zatrzymaniu pojazdu, wyciągnięto z niego kierowcę i wielokrotnie uderzano go w głowę kolbą od pistoletu. Do zatrzymanych przyjechało kilka oznakowanych radiowozów, które stworzyły “wieniec” wokół leżących na ziemi, skutych mężczyzn - relacjonuje Rykowska. - jeden z wozów policyjnych zaczął najeżdżać kołem pojazdu na nogę zatrzymanego kierowcy vana - dodaje.
Podczas ostrzału, kierowca ściganego pojazdu doznał obrażeń głowy. Według relacji pasażera wozu, funkcjonariusze Policji, aby ukryć ten fakt, zasłonili krwawiącą ranę czapką. Według adwokat Rykowskiej - po przewiezieniu na komendę kierowcę po raz kolejny uderzano w głowę. Obu zatrzymanym kazano się rozebrać do naga, zmuszając ich do składania fałszywych zeznań.
Obrażenia odniesione przez kierowcę vana zostały udokumentowane podczas obdukcji, którą wykonano dopiero sześć dni po zatrzymaniu. W jej treści czytamy o otarciach na głowie zatrzymanego, pokrytych strupami, silnych bólach głowy, a także o podskórnym wylewie na jego nodze. Z uwagi na trwające silne bóle stawu kolanowego oraz kręgosłupa kierowcę skierowano na konsultację ortopedyczną. Lekarz więzienny stwierdził również, że do powstania obrażeń doszło przed doprowadzeniem do zakładu karnego.
Art. 36. ust. 1. Ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej nakłada obowiązek udzielenia (bądź wezwania) pomocy medycznej osobom, wobec którym wykorzystano środki przymusu bezpośredniego lub broń palną. Jak wiemy - na miejsce zdarzenia nie wezwano karetki pogotowia. Fakt ten potwierdzają zdjęcia i relacje mieszkańców, którzy zdarzenie obserwowali z sąsiednich bloków.
Według Anny Rykowskiej, zatrzymani wielokrotnie domagali się udzielenia im pomocy medycznej - również po doprowadzeniu na komendę. Niestety, ich prośby nigdy nie zostały spełnione.
Zgodnie z komentarzem udzielonym prasie przez oficer prasową pruszkowskiej Komendy Policji w sprawie zajść z 23 lutego, cyt.: "Podczas akcji nikomu nic się nie stało".
Przeszukanie “na gębę”
Zatrzymani mężczyźni, po doprowadzeniu na komendę, zażądali kontaktu z adwokatem. Kierowca zatrzymanego wozu podał policjantom numer do jedynej znanej sobie prawniczki w Pruszkowie - Anny Rykowskiej. Tej samej, która w kierowanej przeciwko niemu sprawie uzyskała prawomocny wyrok skazujący go na dwa i pół roku pozbawienia wolności oraz obowiązek naprawienia szkody.
Policjanci nie podjęli kontaktu ze wskazaną adwokat. Zamiast tego wysłali do niej funkcjonariuszy, którzy dokonali przeszukania jej mieszkania oraz biura kancelarii adwokackiej.
- Policjanci nie wylegitymowali się i nie przedstawili wymaganego prawem zezwolenia na przeszukanie podpisanego przez kierownika ich jednostki - opowiada Rykowska. - Podczas przeszukania zajęli się moimi rowerami i sprawdzali, czy nie są kradzione. Okazało się, że nie są. Potem zażądali “wydania wszystkich przedmiotów pochodzących z przestępstw”. Nie posiadam takich, więc nic im nie wydałam. Następnie funkcjonariusze opuścili moją kancelarię - twierdzi.
Warto zauważyć, że funkcjonariusze policji powinni wiedzieć dokładnie czego (oraz w związku z popełnieniem jakiego przestępstwa) szukają. Polskie prawo nie pozwala na przeszukanie mieszkania w poszukiwaniu “czegokolwiek” i pod byle pretekstem. Tymczasem, zgodnie z relacją Anny Rykowskiej, przeszukujący ją policjanci nie byli w stanie stwierdzić, w związku z jakim postępowaniem odwiedzili jej biuro i mieszkanie.
Zgodnie z prawem, do przeszukania bez uprzedniego nakazu prokuratora lub sądu, może dojść tylko w przypadkach “niecierpiących zwłoki”. Przeszukanie takie należy uzgodnić post factum z prokuratorem, a stosowne postanowienie w tej sprawie doręczyć przeszukanemu w ciągu 7 dni od dnia przeszukania.
W przypadku Anny Rykowskej, postanowienie to zostało sporządzone po 8 dniach, a więc z naruszeniem ustawowego terminu. Ponadto, w jego treści zatwierdzono jedynie przeszukanie jej mieszkania, o kancelarii zaś nie wspomniano ani słowem. Pod postanowieniem widnieje podpis asesora Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie, Adriana Koczuby vel Pietrzykowskiego.
Wyrok w imieniu Facebooka
Po zdarzeniu, w Internecie rozgorzała dyskusja. Informacje udzielane przez komendę w tak niecodziennej sprawie, jak pościg po ruchliwej drodze z oddaniem strzałów, były zdawkowe i lakoniczne. Wobec braku oficjalnej, wiarygodnej i wyczerpującej informacji, internauci zaczęli samodzielnie snuć domysły na temat przyczyn zajścia.
Mecenas Anna Rykowska zamieszczała na lokalnych grupach ogłoszenia w poszukiwaniu naocznych świadków zdarzenia.O to samo poprosiła swoich znajomych. Pod jednym z takich postów pojawił się się komentarz o następującej treści (zachowana oryginalna pisownia):
"a którego biedaka ten adwokat broni ?
kierowcę, który był poszukiwany do odbycia kary ponad 7 lat pozbawienia wolności?
czy pasażera - złodzieja bodajże katalizatorów ?"
Komentarz popełniono przy użyciu konta o nazwie "Bor To", a jego treść polubiło ponad 120 użytkowników Facebooka. Zgodnie z naszymi ustaleniami, kontem tym najprawdopodobniej posługuje się funkcjonariusz pruszkowskiej komendy. Fakt ten potwierdziło wielu zapytanych przez nas mieszkańców Pruszkowa oraz faktyczni znajomi policjanta.
Treść przytoczonego komentarza przykuła naszą uwagę, ponieważ ujawniono w nim fakty, które przedtem nie były znane opinii publicznej. Napisano na przykład o zatrzymaniu pasażera, podczas gdy lokalnej prasie podano jedynie informację o zatrzymaniu kierowcy. Nigdy wcześniej nie było mowy o tym, że w vanie znajdowały się inne osoby.
Co więcej - w treści komentarza nazywa się pasażera zatrzymanego wozu “złodziejem katalizatorów”. Tymczasem pasażer ten - przypomnijmy - nie jest poszukiwany, oskarżony ani nawet podejrzany za popełnienie żadnego przestępstwa. Podobnie o kierowcy wspomina się, że ma do odbycia karę ponad 7 lat pozbawienia wolności, podczas gdy - zgodnie z informacjami przekazanymi nam przez jego pełnomocnika - został skazany na karę znacznie mniejszą. Nie popełnił też żadnego przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, ani też innego czynu klasyfikowanego w kodeksie karnym jako zbrodnię.
Nietrudno o wniosek, że celem zamieszczenia komentarza mogło być przedstawienie zatrzymanych w jak najgorszym świetle i uzmysłowienie odbiorcom, że funkcjonariusze mieli do czynienia z groźnymi przestępcami. To z kolei miałoby usprawiedliwiać postępowanie policjantów, w tym otwarcie ognia na ruchliwej drodze, w kierunku jadącego samochodu.
Zwróciliśmy się do Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie z prośbą o odniesienie się do powyższego komentarza oraz aktywności jego autora. Do dziś nie uzyskaliśmy odpowiedzi. W dniu nadesłania pytań prasowych, komentarze konta "Bor To" pod wskazanym postem zniknęły, a samo konto zmieniło nazwę na "Ab Tor".
“Nie ma tu żadnych wątpliwości”
- Mój klient i jego pasażer zostali potraktowani jak groźni przestępcy albo terroryści. Do ich zatrzymania użyto środków i sił niewspółmiernych do zagrożenia, jakie obaj stwarzali dla otoczenia. Narażono przy tym osoby postronne na ryzyko utraty zdrowia i życia. Pogwałcono szereg przepisów i procedur - twierdzi adwokat Anna Rykowska. - Mój klient, a wcześniej oskarżony przeze mnie mężczyzna, ma do odbycia karę pozbawienia wolności 2,5 roku. Ten fakt nie sprawia jednak, że policja ma prawo do niego strzelać, bić go, poniżać czy zmuszać do podpisywania fałszywych zeznań - dodaje.
- Tak, jak wcześniej walczyłam o jak najsurowszy wymiar kary dla zatrzymanego, tak teraz będę walczyć o przykładne ukaranie winnych nadużyć policjantów. Wszyscy jestesmy zobowiązani do przestrzegania prawa, nawet Policja.
Komentarze udzielane prasie przez oficer prasową Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie w sprawie zajść z 23 lutego są niezwykle krótkie i lakoniczne. W jednym z nich, spisanym na łamach Przeglądu Regionalnego, czytamy: "Interwencja policjantów przeprowadzona w dniu 23 lutego 2023 roku, została przeprowadzona zgodnie z obowiązującymi przepisami. Działania funkcjonariuszy zostały poddane szczegółowej analizie w zakresie czynności policji i nie ma tu żadnych wątpliwości, że wszystko odbyło się w sposób prawidłowy".
***
Zwróciliśmy się do pruszkowskiej Komendy Policji z pytaniami dotyczącymi zatrzymania z 23 lutego tego roku. Wobec zadanych kwestii, a także wobec ponawianych próśb o komentarz, nie doczekaliśmy żadnej reakcji.
Dopiero po upływie zadanych przez nas terminów, gdy zwróciliśmy się do Komendy po raz kolejny, dowiedzieliśmy się, że odpowiedzi na wystosowane przez nas zapytania faktycznie są przygotowywane. Oficer prasowa nie była jednak w stanie podać żadnego konkretnego terminu, w którym moglibyśmy oczekiwać rezultatów.
W związku z powyższym, stanowisko pruszkowskiej komendy zostanie opublikowane w oddzielnym materiale, gdy tylko otrzymamy stosowne wyjaśnienia.