Po co nam “Utrata”?
Co to jest Związek Międzygminny “Utrata”? Odpowiedź na to pytanie może może przysporzyć sporo trudności. Gdyby zadać je przeciętnej mieszkance lub mieszkańcowi Pruszkowa, to niewykluczone, że odpowiedź oscylowałaby gdzieś między “nie wiem”, a “pierwsze słyszę” i “nie mam pojęcia”.
I trudno się dziwić. Dostępne w Internecie dokumenty nie zdradzają zbyt wiele informacji o tej organizacji. Na nic zda się również spacer po mieście w poszukiwaniu namacalnych efektów jej działalności. Związek “Utrata” istnieje, a Pruszków jest jego członkiem. I tyle. A co się za nim kryje? Dobre pytanie.
Co wiadomo?
Wiemy, że Związek powstał w 1991 roku pod nazwą “Związek Komunalny Brwinów”. Jego powstanie było pochodną planów budowy Elektrociepłowni Pruszków II, która swojego czasu miała stanąć w miejscowości Moszna (gmina Brwinów). Jak powszechnie wiadomo, plan ten spalił na panewce i elektrownia nie powstała. Związek “Brwinów” zaś, jest drugą (po 250-metrowym kominie) pozostałością z tamtych czasów.
Zadaniem związku miało być zabezpieczenie okolicy przed degradacją środowiska powodowaną funkcjonowaniem elektrociepłowni. Początkowo w skład Związku wchodziło sześć okolicznych gmin: Błonie, Brwinów, Michałowice, Ożarów Mazowiecki, Piastów i Pruszków. Do dziś ostało się ich pięć, bowiem Brwinów opuścił organizację w 1999 roku. Według jednej z obiegowych opinii, Brwinów nie widział dalszego sensu uczestnictwa w organizacji wobec fiaska uruchomienia elektrociepłowni. Inna plotka głosi, że Brwinów chciał się pozbyć kosztów związanych z uczestnictwem w związku. Jeszcze inna wspomina o konflikcie pomiędzy ówczesnymi włodarzami gmin. Żadna z nich nie znajduje jednak odzwierciedlenia w oficjalnych dokumentach, toteż wszystkie je należy traktować z przymrużeniem oka.
Bez względu jednak na powody opuszczenia organizacji przez gminę Brwinów, cała reszta trwa w “komitywie” do dziś, tyle, że pod nazwą “Związek Międzygminny Utrata“.
Co warto wiedzieć o współczesnym kształcie “Utraty”? W dostępnych dokumentach wyróżniają się dwie dane. Po pierwsze – organizacja posiada zasób gruntów o łącznej wartości ok. 1,3 mln złotych. Po drugie – Związek jest właścicielem ok. 14% (4 800 z 34 821) udziałów Miejskiego Zakładu Oczyszczania w Pruszkowie. A skoro posiada je związek, to wpływ na MZO posiadają przez to wszystkie gminy członkowskie, tj. Błonie, Michałowice, Ożarów Mazowiecki, Piastów i Pruszków (z tym, że Pruszków, oprócz bycia członkiem Związku, jest też większościowym udziałowcem MZO). To całkiem sporo. Zwłaszcza jak na organizację, o której istnieniu wiedzą tylko wtajemniczeni “pruszkolodzy”.
Czego nie wiadomo?
Główną niewiadomą jest odpowiedź na kilka prostych pytań, jak na przykład: czym zajmuje się związek na co dzień i jaki jest sens jego istnienia w 2020 roku? Jeśli wierzyć informacjom zawartym na stronie internetowej związku, to jednym z jego celów do dziś pozostaje “zapobieganie skutkom degradacji środowiska związanym z budową elektrociepłowni Pruszków II we wsi Moszna”. A to z kolei, wielu (i nie bez słuszności) może się wydać już nieco nieaktualne.
Odpowiedzi na te pytania próbował dociec radny Pruszkowa Jakub Kotelecki (niezrzeszony) podczas czerwcowego posiedzenia Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska. Wykorzystując fakt, że przewodniczący Związku, Józef Osiński, jest również radnym Miasta Pruszkowa z ramienia SPP, Kotelecki usiłował wydobyć podstawowe informacje o bieżącej działalności organizacji. Niestety, bezskutecznie. Radny Osiński uchylał się od ustosunkowania do jakiejkolwiek z zadanych mu kwestii. Powołał się przy tym na wyświechtany argument o “komisji śledczej”, czyli magiczne koło ratunkowe każdego szanującego się pruszkowskiego polityka, któremu ktoś właśnie zadał niewygodne pytanie.
Niepocieszony konfrontacją podczas posiedzenia Komisji, Jakub Kotelecki postanowił pogrzebać w Związkowych dokumentach dostępnych na jego stronie. I w ten sposób okazało się, że na działalność związku składają się w przytłaczającej mierze takie sprawy jak: uchwalanie i rozliczanie budżetu rocznego, zbytek nieruchomości, zakup kolejnych porcji udziałów w pruszkowskim MZO oraz spotkania poprzedzające Walne Zebrania Wspólników MZO. Poszukując śladów działań innych, niż zarządzanie własnym majątkiem, można natknąć się na sprawozdanie merytoryczne z akcji sprzątania świata, w której Związek wziął udział w dniach 20-22 września 2019 r. Zwrot “wziął udział” został tu zastosowany celowo, bowiem akcja ta została zorganizowana przez Fundację “Nasza Ziemia”, a Związek postanowił się do niej przyłączyć. I tyle.
Czy to ma sens?
O tajemnicę sensu istnienia Związku zapytaliśmy radnego Olgierda Lewana (SPP), który jest również jednym z delegatów Rady Miasta Pruszkowa w tej organizacji.
“Nie musimy się przekonywać, że tzw. problem śmieciowy, to jedna z głównych i cały czas rosnących bolączek komunalnych wszystkich gmin w Polsce. W tych trudnych czasach, już samo stworzenie przez sąsiadujące ze sobą samorządy wspólnego forum kontaktów i wymiany doświadczeń w tych sprawach wydaje się być wystarczającym uzasadnieniem dla istnienia Związku” – argumentuje Radny. “Istotne dla Pruszkowa, a szczególnie dla naszej komunalnej spółki miejskiej MZO jest także to, że Związek koncentruje się ona w dużej mierze na wspieraniu rozwoju właśnie tego, naszego przedsiębiorstwa. Sąsiednie samorządy widzą sens w tworzeniu razem z nami wspólnego, lokalnego lobbingu dla rozwiązywania nękających gminy problemów z odpadami i to powinno nas bardzo cieszyć.”
Zapytany o działania merytoryczne podejmowane przez Związek, Lewan odpowiedział: “w trakcie posiedzeń poza licznymi debatami z wymianą doświadczeń i ustalaniem wspólnej strategii, często organizowane są spotkania z ekspertami z różnych dziedzin gospodarki komunalnej, co w sposób znaczący rozwija w tym zakresie wiedzę uczestniczących w nich włodarzy gminnych oraz delegowanych radnych. W najbliższym czasie, we wrześniu planowany jest na przykład wspólny wyjazd studyjny do Poznania, gdzie zapoznamy się z funkcjonowaniem jednego z czołowych i największych komunalnych związków międzygminnych w Polsce.”
Dalece bardziej krytycznie do sprawy podchodzi radny Kotelecki, który po wspominanych obradach Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska rozesłał do pruszkowskich mediów i polityków zbiór własnych uwag do działalności organizacji:
“Związek (do tej pory – przyp. K.Ch.) nie pozyskał żadnego dofinansowania na realizację działań proekologicznych, nie realizował zadań edukacji ekologicznej oraz nie wykonywał działań o charakterze publicznym na rzecz ochrony środowiska.” – zarzuca radny.
W rozmowie z portalem zpruszkowa.pl Kotelecki wskazuje, że statut Związku daje mu całkiem spory wachlarz możliwości w zakresie rozwiązywania problemów z ochroną środowiska. Związek jednak, z przyczyn znanych tylko jego władzom, z tych możliwości nie korzysta na taką skalę, jakby mógł.
A szkoda, bo – jak wskazuje zapytany przez portal zpruszkowa.pl działacz miejski, Arek Gębicz (Stowarzyszenie “Za Pruszków!”) – związek mógłby wziąć na siebie część kompetencji miasta, do czego z resztą już teraz jest uprawniony. Mam tu na myśli chociażby palącą sprawę odmulania systemu odprowadzania wody z Utraty, o którą zabiegam już od ponad roku. Z majątkiem bliskim 1,5 mln złotych, Związek mógłby zapewnić wykonanie tej usługi przez całą dekadę, przyczyniając się w ten sposób do utrzymania czystości i odpowiedniego poziomu wody w stawach w Parku Potulickich. Trudno wyobrazić sobie bardziej proekologiczne działanie.
Reforma albo wyjście
Radny Kotelecki przedstawił szereg autorskich pomysłów na nowe kierunki rozwoju Związku, które z powodzeniem można by realizować w ramach istniejącej już struktury organizacji. Wśród nich, między innymi dążenie do utworzenia RIPOK czyli Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych. To zaś z kolei mogłoby docelowo rozwiązać znany wszystkim mieszkańcom “śmierdzący problem” Pruszkowa. Oczywiście, utworzenie pruszkowskiego RIPOK to plan nadzwyczaj ambitny, ale czy wykonalny?
Wiele zależy od Związku Międzygminnego Utrata, który – jak słusznie wskazał radny Lewan – jest najważniejszym lokalnym, międzygminnym ośrodkiem konsultacyjnym ds. polityki gospodarowania odpadami konsultacyjnymi. Sęk w tym, żeby jego rola nie kończyła się na wiecznym konsultowaniu się. W przeciwnym razie, więcej niż jedna gmina może w końcu dojść do wniosku, że Związek “Utrata” jest nikomu do niczego nie potrzebny.