Od fightera do „co ja tutaj robię”, czyli subiektywny opis pruszkowskich radnych
Rada Miasta Pruszkowa liczy 23 osoby. To zróżnicowana charakterologicznie grupa, niestała w poglądach, mająca trzech liderów i stado maruderów.
99 proc. projektów uchwał zgłaszanych przez prezydenta Pawła Makucha dostaje od radnych zielone światło. Czasem przechodzą jednomyślnie, czasem decydują pojedyncze glosy, ale ostatecznie wchodzą w życie. Wyjątków było ledwie kilka.
W grudniu 2019 roku radni odrzucili projekt Wieloletniej Prognozy Finansowej na lata 2020–2023, bo zawierał błędy (kilka tygodni później poprawiony dokument zaakceptowali). Nie przyjęli stworzonego w bólach przez prezydenta projektu dotyczącego stawek dodatku za wychowawstwo dla nauczycieli – napisali własny i z dobrym skutkiem przeforsowali. Nakłonili Pawła Makucha do wycofania się z pomysłu uzależnienia wysokości opłaty śmieciowej od ilości zużytej wody – zostało po staremu, od liczby osób. Na ostatniej sesji nie zgodzili się zaś na zmianę planu zagospodarowania, dopuszczającą wyższe bloki w sąsiedztwie domków jednorodzinnych na Bąkach (zdenerwowany pracownik dewelopera, nie wiedząc, że jego telefoniczne wystąpienie nie zostało przerwane, określił wtedy radnych wulgarnym słowem).
Dlaczego wymieniam te sytuacje? Bo te pojedyncze przejawy sprzeciwu wobec pomysłów prezydenta są efektem pracy liderów w radzie miasta. To raptem trzy osoby – fighterzy, kreatorzy opinii, świetnie przygotowani do pełnienia swoich funkcji. Kontrowersyjni i wyraziści. A cała reszta radnych? Bywają nieprzewidywalni, zmieniają zdanie, niektórym brakuje konsekwencji i stanowczości, paru bardziej udaje, niż pracuje. To dlatego Rada Miasta Pruszkowa jako całość jest… raczej słaba. Rzadko przedstawia konstruktywne kontrpropozycje, spędzając długie godziny na przepytywaniu pracowników urzędu miasta, co niekoniecznie przekłada się potem na jakość lokalnej legislacji.
Oto krótki, subiektywny przegląd pruszkowskich radnych.
1. Fighterzy.
Karol Chlebiński (Samorządowe Porozumienie Pruszkowa), Piotr Bąk, Małgorzata Widera (oboje z Koalicji Obywatelskiej).
Karol Chlebiński to najbardziej wyrazisty radny obecnej kadencji, obdarzony cechami przywódcy. Bywa posądzany o złośliwość, nie ulega wątpliwości, że wrodzona skłonność do ironii przysparza mu tylu samo sojuszników, co wrogów. Co by jednak o nim nie mówić, jest znakomicie przygotowany, dysponuje potężną wiedzą z dziedziny finansów publicznych, planowania przestrzennego. To on wyłapuje braki logiczne w projektach uchwał i dokumentach przygotowywanych przez urzędników. Nadaje ton pracom Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska, której przewodniczy, domagając się dokumentów, opracowań i analiz. Sekunduje mu w tym Piotr Bąk, jeden z najbardziej pracowitych radnych. Aktywny podczas konsultowania projektu budżetu miasta na 2020 rok, zadawał precyzyjne i szczegółowe pytania wprawiając w zakłopotanie pracowników urzędu. Od Chlebińskiego odróżnia go to, że jest specjalistą od budowania mostów, a nie ich palenia i łagodzi emocje, zamiast je podsycać. Obaj panowie, może na zasadzie przeciwieństw, stworzyli coś na zasadzie walca legislacyjnego, rozjeżdżającego niezbyt mądre pomysły, które czasem rodzą się w budynku przy Kraszewskiego. Klubowa koleżanka Bąka Małgorzata Widera, przewodnicząca Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, to dziś główna reprezentantka środowiska pruszkowskich nauczycieli. To ona, wraz z Elizą Kurzelą, przygotowała konkurencyjny wobec prezydenckiego projekt uchwały w sprawie dodatków dla nauczycieli i z siłą tarana przeprowadziła przez skomplikowaną procedurę stanowienia prawa. Wcześniej Widera zasłynęła ostrym przepytaniem kontrowersyjnej wicedyrektorki Szkoły Podstawowej nr 2 – okazało się, że wezwana, na część pytań dotyczących kierowania szkołą nie była w stanie odpowiedzieć. Małgorzata Widera słynie z emocjonalnych zachowań i nie zawsze panuje nad prowadzeniem komisji, potrafi nie dopuszczać do głosu radnych, których mniej lubi, ale nie można jej odmówić ani znakomitego przygotowania, wiedzy, fachowości, ani też ostatecznie skuteczności.
2. Solidni radni.
Ewa Białaszewska-Szmalec (Prawo i Sprawiedliwość), Dorota Kossakowska (KO), Krzysztof Biskupski (SPP), Olgierd Lewan (SPP).
O całej czwórce można mówić w samych superlatywach. Są przykładem ciężkiej, ambitnej pracy. Dorota Kossakowska przewodniczy Komisji Rewizyjnej, interesuje się sprawami spółek komunalnych, wymuszając na ich prezesach gruntowne przygotowywanie się do posiedzeń, na które ich zaprasza. Ewa Białaszewska-Szmalec była jednym z filarów Komisji Gospodarki Komunalnej – ostatnio tłumacząc się powodami osobistymi złożyła rezygnację, wywołując zaskoczenie samego Karola Chlebińskiego, który nie szczędził jej ciepłych słów. Bardzo zaangażowana społecznie, była ważnym ogniwem ruchu Widzialnej Ręki, niosącego pomoc w czasie pandemii koronawirusa. Olgierd Lewan z kolei to niezwykle popularny w Malichach społecznik, wkładający dużo pracy w integrację lokalnego środowiska. Publiczne wystąpienia Lewana zawsze pełne są wskazówek, trafnych diagnoz i propozycji rozwiązywania problemów. Białaszewska-Szmalec, Kossakowska i Lewan spędzają długie godziny na analizowaniu dokumentów przed posiedzeniami komisji, co procentuje podczas obrad. A Krzysztof Biskupski? Znakomity przewodniczący rady miasta. Obiektywny, stonowany, sprawiedliwy. Sprawnie porusza się po meandrach procedur dotyczących głosowania uchwał. Emanuje spokojem. Upomina radnych wszystkich opcji, także z SPP, jeśli rozgorączkowani zapędzą się w retoryce w niebezpieczne rewiry. Gasi spory nie próbując ich rozstrzygać. Cieszy się zasłużonym szacunkiem chyba większości radnych.
3. Przyszłość pruszkowskiego samorządu.
Eliza Kurzela (niezrzeszona), Edgar Czop (KO), Katarzyna Wall (SPP).
Co ich łączy? Energia, zaangażowanie, zaprogramowanie na sukces. Eliza Kurzela, skonfliktowana ze środowiskiem, z którego wywodzi się Paweł Makuch, na początku kadencji ustawiła się w roli krytykantki, ale z upływem czasu jej wystąpienia, interpelacje, nabierają precyzji i coraz mniej w nich złośliwości, a więcej zaangażowania w problemy miasta i mieszkańców. Mocnym akcentem jej błyskawicznej kariery było ostatnio skuteczne przeprocedowanie – wraz Małgorzatą Widerą – uchwały w sprawie nauczycielskich pensji. To podczas prac nad tym dokumentem zaktywizowała się Katarzyna Wall, wcześniej cicha i zamknięta w sobie. Jej publiczne wystąpienia, w których apelowała do Pawła Makucha, by nie dzielił środowiska nauczycielskiego, były pełne zaangażowania, ale też wyważonych argumentów. Jeśli ta aktywność nie zgaśnie, Wall może mieć istotny udział we wszystkich pracach związanych z pruszkowską oświatą. A Edgar Czop? Takiej energii w walce o ekologię tylko mu pozazdrościć. Jego turbolewicowe przekonania dla wielu osób mogą być trudne do zniesienia, ale jeśli rada ma odzwierciedlać szerokie spektrum polityczne i światopoglądowe, to obecność Czopa jest konieczna – może nawet postaci jego pokroju powinno być tu więcej. Cała trójka nie ustrzegła się błędów. Kurzela zagłosowała wbrew zasadom etyki (a może i prawa) we własnej sprawie, kiedy uchwalano stanowisko dla wojewody w sprawie podejrzenia złamania przez nią tzw. ustawy antykorupcyjnej. Czopa poniosło, kiedy próbował wpływać na jadłospis w szkolnych stołówkach (jest weganinem), a rok temu pod nieobecność Piotra Bąka, przed głosowaniem wotum zaufania dla Pawła Makucha, odczytał oświadczenie, że radni z klubu KO nie wezmą w nim udziału (po co nam radni, którzy odmawiają głosowania, co to ma wspólnego z postawą obywatelską?). Zaś Wall niepotrzebnie unikała zabierania głosu na forum publicznym. Wszyscy są na dobrej drodze do zrobienia kariery w samorządzie i tylko od nich zależy, czy tę szansę wykorzystają. Ja im dobrze życzę.
4. Radni drugiego planu.
Jakub Kotelecki (niezrzeszony), Jacek Rybczyński (SPP).
Pierwszy jest specjalistą od pozyskiwania środków unijnych, drugi to doświadczony trener żeńskiej koszykówki. Kotelecki raczej trzyma w głosowaniach stronę prezydenta, rzadko zabiera głos, czasem udziela się w mediach społecznościowych, gdzie spontanicznie reaguje na zaczepki ludzi związanych ze środowiskiem SPP. Jest jednak aktywnym społecznikiem na Ostoi, dobrze reprezentując mieszkańców tej dzielnicy. Rybczyńskiego trudniej sklasyfikować. Zagłosował za uchwałą przyznającą 150 tys. zł klubowi MKS Pruszków, w którym pracuje, co z etyką niewiele ma wspólnego. Środowisko działaczy i kibiców PTS Lider oskarża go o działania, które przyczyniły się do wycofania ich klubu z rozgrywek. Na sesjach głosuje po myśli prezydenta, często wbrew innym radnym z SPP. Na pewno nie sposób odmówić mu doświadczenia i dobrego rozeznania w problematyce sportu zawodowego, ale jego ogólna mała aktywność raczej nie owocuje sukcesami w samorządzie. Gdy zabiera głos, stara się łagodzić konflikty i ustawia po stronie mieszkańców – to dobry znak, jednak za mało, by być skutecznym.
5. Mentorzy.
Kazimierz Mazur i Dariusz Krupa (obaj z PiS), Józef Moczuło (SPP).
Rzadko się wypowiadają, a szkoda, bo ich spostrzeżenia przesycone są życiową mądrością. Mazur i Krupa starają się studzić zapędy radnych, próbują szukać innej drogi rozwiązania problemów. Apelują do rozsądku, unikają grania na emocjach. Zazwyczaj zostają przegłosowani, ale ich punkt widzenia okazuje się ważny w dyskusji, stając się punktem odniesienia. Nie trzeba się z nimi zgadzać, mimo to warto wysłuchać, aby poznać wszystkie aspekty problemu i wyrobić sobie zdanie. Jedno jest pewne: nie płyną z mainstreamem. Niezwykle doświadczonym radnym jest też Józef Moczuło, on jednak ulega emocjom do takiego stopnia, że jego wystąpienia przybierają formę pokrzykiwań i pouczeń. Jest pryncypialny i złości go każdy, kto ma odmienne zdanie. Zamiast być autorytetem angażuje się w wojenki. Moczuło potrafi czasem mądrze zaapelować do radnych, by zdroworozsądkowo podchodzili do ważnych problemów, docenia rolę samorządu lokalnego i wie, jaka siła w nim tkwi. W jednym z komentarzy na Facebooku napisał, że to już ostatnia jego kadencja w Radzie Miasta Pruszkowa.
6. „I co ja robię tu, co ty tutaj robisz?”.
Tymi słowami piosenki Elektrycznych Gitar można by opisać pozostałych radnych. Są to: Eugeniusz Kulpa, Mieczysław Maliszewski, Józef Osiński (wszyscy z SPP), Grzegorz Szachogłuchowicz i Andrzej Kurzela (niezrzeszeni) oraz radni PiS: Marta Dziudzi, Anna Maria Szczepaniak i Paweł Zagrajek.
Trudno scharakteryzować osoby, które nie prezentują własnego zdania, a jeśli już coś mówią, robią to tak, że trudno wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. Najbardziej gadatliwy z tego grona jest Józef Osiński, który uczestniczy w pracach różnych komisji, ale wiele jego uwag i pytań sprawia wrażenie, że nie zagłębił się w dokumenty, które dostał. Po serii pomruków potrafi wyartykułować: „Powiedzcie mi, dlaczego jest tak źle?” (autentyczne pytanie z Komisji Gospodarki Komunalnej). Na Komisji ds. Komunikacyjnych dopytuje o trasy autobusów miejskich i rozkłady, jakby nie mógł spędzić dziesięciu minut w internecie, gdzie wszystko znajdzie. W efekcie komisja zamiast zajmować się tym, po co się zebrała, tłumaczy Osińskiemu, co gdzie jeździ. Eugeniusz Kulpa na ostatniej sesji rady miasta głos zabrał dwa razy. Za każdym razem prosząc… o zakończenie dyskusji. Mieczysław Maliszewski z mozołem prowadzi obrady Komisji Skarg, Wniosków i Petycji gubiąc się w fachowej terminologii. Grzegorz Szachogłuchowicz w zasadzie w ogóle nie zabiera głosu. Podobnie Andrzej Kurzela – on dodatkowo seryjnie opuszcza posiedzenia komisji i sesje rady. Czy jeszcze sprawuje swój mandat? Paweł Zagrajek zazwyczaj milczy – rok temu zasłynął tym, że zaatakował radną Widerę i doprowadził do łez, gdy ta prosiła o poparcie uchwały intencyjnej w sprawie strajku nauczycieli. Zarzucił jej, że wykorzystuje radę miasta do wywalczenia sobie podwyżki pensji. A Marta Dziudzi i Anna Maria Szczepaniak? Chciałbym o nich coś napisać, ale nie potrafię. Na sesjach i komisjach zajęte są głównie swoimi telefonami. Po co decydowały się zostać radnymi, skoro się nie udzielają?
W grudniu 2019 roku tytuł Radnego Roku przyznałem Piotrowi Bąkowi. W tym roku wybór będzie zdecydowanie trudniejszy. Może Karol Chlebiński? Albo Dorota Kossakowska? Zdecydowanie łatwiej będzie chyba wskazać tych, którzy niewiele w radzie znaczą. Ich jest wyjątkowo dużo i wystarczy im przyznać nagrodę zbiorową.