Niefunkcjonalna, przewymiarowana. Nowa pętla autobusowa na osiedlu Staszica słabo zdaje egzamin
„Odrębne stanowiska dla autobusów różnych linii, wiaty z panelami fotowoltaicznymi i gniazdami USB, nowe chodniki i parking. Obskurne miejsce zmieni się nie do poznania” – pisaliśmy w portalu zpruszkowa.pl w listopadzie 2021 roku. Miejsce faktycznie się zmieniło, ale pasażerowie o wygodzie nowych rozwiązań raczej niewiele mówią.
Bezsensowny podział przystanków
Z panią Anną i jej mężem Krzysztofem rozmawiam, gdy czekają na autobus linii nr 2. Chcą dojechać do kolejki WKD. Autobus spóźnia się, w międzyczasie przejeżdża „elektryk” linii 10. – Dlaczego nie jadą państwo dziesiątką? – pytam. – A co, mamy biec do niego kilkadziesiąt metrów na tamten przystanek? – pokazują „starą” pętlę. – Ten kto to wymyślił nie korzysta z komunikacji. Jaki to sens, żeby autobusy jadące w to samo miejsce odjeżdżały z różnych przystanków i to tak od siebie oddalonych? – mówi pan Krzysztof.
– Ale dziesiątka pewnie jeszcze postoi, zdążycie przejść i wsiąść – mówię. – My nie mamy osiemnastu lat, proszę pana – odpowiada pani Anna. – Pójdziemy do dziesiątki, ona na nas nie poczeka, a w międzyczasie przyjedzie dwójka i my nie zdążymy do niej wrócić. I co, mamy czekać kolejne pół godziny? To idiotyzm, ale w Pruszkowie nikt nie umie niczego zaplanować.
– Ci państwo mają rację – włącza się do rozmowy druga kobieta. Ma na imię Katarzyna. – Teraz jadę na ulicę Bolesława Prusa, ale jak mam jechać do WKD to chociaż mam tu bliżej, wolę zrobić sobie spacer na Plantową i tam wsiadam do 2 albo 10, zależy co przyjedzie. Tutaj (czyli na pętli – przyp. red.) to jest ruletka. Musiałabym być wróżką, żeby wiedzieć, na który przystanek pójść i jaki autobus będzie pierwszy.
Zatoka długa na 60 metrów. Tylko po co?
W trakcie zeszłorocznej przebudowy miasto wydłużyło małą zatoczkę usytuowaną przy al. Wojska Polskiego – teraz ma aż 60 metrów. Wycięto w tym celu piękne, stare drzewa rosnące wzdłuż jezdni, zamieniając to miejsce w betonową pustynię. Ustawiono aż 3 wiaty dla pasażerów. Tyle że… z dwóch niemal nikt nie korzysta. Ludzie czekają pod jedną, tą bliżej Lidla, w pozostałych jeśli ktoś siedzi, to najczęściej amatorzy piwa – mają spokój, nikt im nie przeszkadza. Gdyby władze Pruszkowa przed przystąpieniem do projektowania zrobiły badania, ile osób korzysta z autobusów i jakich linii, zapewne wyszłoby im, że wystarczą dwie tradycyjne wiaty albo jedna dłuższa. Zatoka byłaby krótsza, uratowano by drzewa.
Z przewymiarowanymi inwestycji w Pruszkowie jest w tej kadencji problem. Właśnie z tego powodu wycięto drzewa pod pretekstem budowy ronda na skrzyżowaniu al. Wojska Polskiego z ul. Działkową, choć część z nich dałoby się uratować, gdyby projektant odsunął chodnik od krawędzi jezdni. Teraz prezydent Paweł Makuch z zastępcą Konradem Sipierą forsują pomysł wycinki długiego szpaleru drzew w centrum Pruszkowa z powodu planowanej przebudowy skrzyżowania z al. Niepodległości, choć projekt można zmienić tak, żeby część drzew ocalić. Przyroda, niestety, nie przedstawia dla władz Pruszkowa wartości takiej, która skłaniałaby je do walki o lepsze projekty. Zamiast zieleni mamy więc asfalt, beton i przeskalowane rozwiązania inżynieryjne.
Przystanki są, autobusów brak
Przebudowana pętla na osiedlu Staszica miała być swoistym centrum przesiadkowym. Ale nie jest. Autobusy linii 60 (do Nadarzyna i Walendowa) oraz 62 (do Janek i Raszyna) tutaj się nie zatrzymują. Dlaczego? Bo projektanci nie przewidzieli, że jakieś autobusy mogą tutaj nie mieć końcowego przystanku! Obie linie zabierają pasażerów z ulicy Plantowej przy Szkole Podstawowej nr 2, a potem dopiero z al. Wojska Polskiego na wysokości Działkowej.
Ale nawet gdyby pozwolić liniom 60 i 62 na wjazd do nowej zatoki w kierunku Nadarzyna i Janek, to i tak nie skorzystają z przystanku w drodze powrotnej, bo z alei Wojska Polskiego nie ma skrętu w lewo na „starą” pętlę. Projektanci zapomnieli? Najwidoczniej. A urząd miasta zaakceptował wybrakowane rozwiązanie z całym dobrodziejstwem inwentarza.
I znów powraca pytanie, po co wycinano drzewa i budowano tak długą zatokę, skoro część autobusów w ogóle się tu nie zatrzymuje?
Kuriozum goni kuriozum
Ze „starej” pętli usytuowanej w uliczce równoległej do al. Wojska Polskiego korzystają autobusy tylko trzech linii: miejskiej 10 oraz ZTM 817 i N85. Tymczasem informacja pasażerska rozrzucona jest na całej długości zatoczki, jakby tych linii było ze dwadzieścia. Pod wiatą w gablocie znajdziemy rozkład 10, w kompletnie pustej gablotce na samotnym słupku pośrodku peronu wisi cennik komunikacji pruszkowskiej, chociaż linia 10 jest bezpłatna, a na kolejnym słupku, na końcu peronu, są rozkłady linii 817 i N85. Naprawdę nie można umieścić kilku karteczek w jednym miejscu?
Mało kto zwraca uwagę na nazewnictwo peronów przystankowych. Ale to dobrze. Bo przystanki w zatoce przy al. Wojska Polskiego nazywają się „Os Staszica Plantowa”, a „stara” pętla ma nazwę „Osiedle Staszica pętla”. Dlaczego z jednej pętli zrobione dwie różne, skoro całość tworzy jeden zespół przystankowy, a z ulicą Plantową nie ma on nic wspólnego?
Kosze na śmieci przy nowej zatoczce (tej długiej na 60 m), owszem, są. Ale nie stoją od strony peronu, tylko przy ścieżce rowerowej. Może w urzędzie miasta doszli do wniosku, że rowerzyści jadąc śmiecą, za to pasażerowie czekający na autobus – nie?
Przy nowej zatoce stoi słupek przystankowy z zardzewiałymi tabliczkami – miejsce na rozkłady jazdy. Ale rozkładów nie ma, umieszczono je w gablocie pod wiatą. To znaczy, resztki jednego rozkładu na skorodowanej tabliczce są, można nawet przeczytać godziny odjazdów, tyle że dotyczą brwinowskiej linii B4, która nigdy tędy nie kursowała.
Przebudowa pętli miała ułatwić dojście do przystanków. Nieco ułatwiła, ale tylko nieco. Żeby dostać się na „starą” pętlę do autobusu linii 10 albo 817 od strony bloku przy Wojska Polskiego 72 (to popularne dojście z osiedla Staszica) nadal trzeba na dziko przechodzić przez środek zatoki przystankowej albo przedeptem przez trawnik. Chodnik na przystanku kończy się ślepo. Jaki sens miała tak wielka przebudowa, skoro ludzie wciąż muszą biegać między samochodami i autobusami?
Brak dojścia zauważyła ostatnio aktywistka Małgorzata Kochańska. „Idziesz, dochodzisz do końca drogi i masz wybór: prosto albo w lewo. Prosto przez trawnik, w lewo przez róże. Pozdrowienie dla projektantów” – napisała na swoim fejsbukowym profilu. Tyle że projekt nadzorował, odbierał i płacił za niego urząd miasta, oddalony od pętli autobusowej aż o 2 km – może dlatego nie zauważył tylu niedoróbek.
Komentarz autora:
Bieżący nadzór urzędu miasta nad jakością komunikacji miejskiej polega głównie na odpowiadaniu na skargi pasażerów. A te zazwyczaj dotyczą sytuacji, gdy autobus nie przyjechał, albo kierowca nie zatrzymał się na przystanku. Ciekaw jestem, jak urząd miasta poradziłby sobie ze skargami na zaniedbane przystanki, na brak wygodnej informacji pasażerskiej, na brak bezpiecznego dojścia do wiaty, na niewłączaną przez kierowców autobusów klimatyzację nawet w linii 10 (choć miasto, czyli my wszyscy, podatnicy, płacimy za tabor klimatyzowany), na niedziałające przyciski „na żądanie” przy drzwiach – gdyby skargi zaczęły spływać setkami? Urząd miasta ma szczęście, że pruszkowianie przywykli do tandety i prowizorki i nie domagają się więcej. Ale może w końcu powinniśmy zacząć wymagać?