Mieszkańcy Malich wciąż czekają na spotkanie w sprawie Utraty
Przed tygodniem opisaliśmy start wielkiego projektu rozbudowy infrastruktury rekreacyjnej w Pruszkowie. Wzdłuż całego odcinka Utraty w naszym mieście ma powstać utwardzona ścieżka rowerowa, wzdłuż niej polany edukacyjne z altanami, punktami obserwacji przyrody, wieżą widokową z lornetkami. Projekt wart około 11 mln ma zagwarantowane dofinansowanie z Unii Europejskiej w wysokości ponad 6 mln zł.
Dlaczego budzi kontrowersje? Społecznicy z Malich obawiają się nadmiernej ingerencji w przyrodę. Nie chcą blokować prac, ale przygotowali pakiet propozycji minimalizujących skutki środowiskowe. Proponują odsunąć ścieżkę od brzegu rzeki o kilka, kilkanaście metrów, poprowadzić ją na terenie swojego osiedla uliczkami zamiast po terenie zalewowym, co przy okazji pozwoli ją spiąć ze ścieżką od strony Reguł budowaną przez gminę Michałowice. Proszą, żeby na terenie parku tworkowskiego, który ma zostać otwarty i udostępniony mieszkańcom, zrezygnować z części prac porządkowych, aby pozostał dziki (nazywają go uroczyskiem). Pojawia się też postulat rezygnacji z oświetlenia ścieżki rowerowej – sztuczne światło niekorzystnie wpływa na życie zwierząt.
Urząd miasta rozpisał przetarg na firmę, która na podstawie koncepcji przygotuje projekt budowlany, a następnie wykona prace w terenie. Termin rozstrzygnięcia drugi raz przesunięto – obecnie na 19 maja. Społecznicy usilnie starają się spotkać z prezydentami Pruszkowa zanim jeszcze dojdzie do rozstrzygnięcia, jednak mimo obietnic wciąż nie dostali zaproszenia.
Projekt związany z Utratą nie jest nowy. O planach budowy trasy rowerowej wzdłuż rzeki prezydent Jan Starzyński mówił już w 2013 roku. Koncepcja rodziła się w latach 2015–2017, ale ekipa SPP, która rządziła wtedy miastem, nie rozgłaszała jej – w tamtych czasach powstawały rozmaite projekty, które trafiały do szuflady, jak choćby koncepcja wodnego placu zabaw przy ulicy Lipowej. Radni SPP nie przejawiali nimi specjalnego zainteresowania, zaś mieszkańcy o nich zwyczajnie nie wiedzieli. W Pruszkowie – to też trzeba przyznać – nie było jeszcze społeczników tak aktywnych jak dziś, którzy patrzyliby władzy na ręce. Zgłoszeniu projektu rewitalizacji Utraty do unijnego dofinansowania towarzyszyła więc cisza, został on zaakceptowany, ale trafił na listę rezerwową – i niemal o nim zapomniano. W 2018 roku prezydentem został Paweł Makuch i przejął kontynuację projektów poprzednika. Kiedy nagle okazało się, że projekt z listy rezerwowej trafił na główną i dotacja unijna jest do wzięcia, szybko rozpisano przetarg. I wybuchła bomba – mieszkańcy Malich, którzy za sprawą aktywistów dowiedzieli się z mediów społecznościowych o szczegółach – postanowili wpłynąć na obecne władze Pruszkowa, żeby do koncepcji wprowadzić szereg korekt.
W urzędzie miasta i wśród pruszkowskich radnych zapanowała konsternacja. Z jednej strony projekt jest pokłosiem rządów SPP, kiedy mieszkańców stawiano przed faktami dokonanymi. Radni tej formacji, wśród nich mieszkający w Malichach Olgierd Lewan, nie interesowali się nim, kiedy powstawał i obecne wzmożenie można by potraktować jako rozniecanie kolejnej politycznej wojenki z prezydentem. Z drugiej strony należy pamiętać, że mieszkańcy mają prawo współdecydować o mieście i ich prośby o spotkanie i konstruktywne rozmowy powinny zostać wysłuchane. Paweł Makuch obiecywał w kampanii w 2018 roku i tuż po niej wielkie otwarcie, że skończy się administrowanie Pruszkowem zza biurek. Miał ruszyć dialog, a syndrom oblężonej twierdzy na Kraszewskiego zniknąć na zawsze. Dlaczego więc dzisiaj prezydenci unikają spotkania z mieszkańcami?
Projekt związany z Utratą będzie jednym z największych w historii Pruszkowa przedsięwzięć dotyczących budowy infrastruktury rekreacyjnej. Jego znaczenie jest ponadlokalne, bo przyciągnie rowerzystów z wielu ościennych gmin, nawet z Warszawy. Największym błędem, jaki może popełnić dziś Paweł Makuch, jest próba naśladowania swego poprzednika Jana Starzyńskiego i siłowe wymuszanie rozwiązań nieskonsultowanych z mieszkańcami, którzy mają dosyć bycia zaskakiwanymi potworkami w stylu Centrum Dziedzictwa Kulturowego. Projekt „Utrata” z racji swojej wielkości i znaczenia musi być realizowany transparentnie – z udziałem lokalnych społeczników, którzy mają w tej sprawie coś do powiedzenia.
Oczywiście, w Pruszkowie pojawia się wiele głosów potępiających tę inwestycję i domagających się całkowitej rezygnacji z niej. Podobne głosy pojawiają się jednak przy okazji większości dużych przedsięwzięć. Nie brakuje krytyków budowy wiaduktu nad torami PKP na Papierni (bo nie rozwiąże problemów komunikacyjnych miasta), placu zabaw w parku Sokoła (będzie za głośno, za kolorowo i nie będzie gdzie wychodzić z psem), łącznika ulicy Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej z Sienkiewicza (przy dworcu PKP zapanuje tak duży ruch, że ciężko będzie przejść na drugą stronę) czy wprowadzenia jednego kierunku jazdy na ulicy Kościuszki (kolejna szykana wobec pruszkowskich kierowców, którzy i tak są na każdym kroku szykanowani). Skrajne opinie wygłaszane są zawsze, zwolenników radykalnych rozwiązań jest wielu i nigdy ich brakować nie będzie. Być może właśnie ich obawiają się Paweł Makuch i Konrad Sipiera. Jednak unikanie spotkań przy planowaniu kluczowych inwestycji, brak konsultacji, pomijanie uwag strony społecznej – może się skończyć tak, jak w 2018 roku – zmianą na stanowisku prezydenta w kolejnych wyborach. Przekonał się o tym Starzyński. Pora wyciągnąć z tego lekcję.