Mamy ekspertyzę drzew przy alei Wojska Polskiego – tego dokumentu nie pokazano ani mieszkańcom, ani radnym
Zdjęcia styczniowej wycinki szpaleru lip przy alei Wojska Polskiego, do której doszło w związku z przebudową skrzyżowania z aleją Niepodległości, obiegły Polskę. Ogólnokrajowe media opisywały bezskuteczne protesty mieszkańców walczących o zachowanie zieleni, aktywiści ekologiczni w innych miastach, nawet tak oddalonych od Pruszkowa jak Wrocław, nie szczędzili ostrych komentarzy, oznaczając w mediach społecznościowych Ministerstwo Klimatu i Środowiska, aby zainteresowało się tym, jak w Pruszkowie traktuje się drzewa. W reakcji na doniesienia prasowe interwencję poselską podjęła Joanna Wicha z Nowej Lewicy. Teraz udostępniła redakcji zpruszkowa.pl dokumenty, jakie otrzymała od Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich (MZDW).
Przypomnijmy, że inwestorem przebudowy skrzyżowania jest MZDW, ale projekt kontrowersyjnej inwestycji, oznaczającej likwidację drzew, pozytywnie zaopiniował prezydent Pruszkowa Paweł Makuch. Prezydent mógł wnieść do projektu uwagi, zawnioskować choćby o skrócenie planowanych lewoskrętów (czego domagali się mieszkańcy oraz radni, którzy podjęli nawet specjalną uchwałę!), aby znacząco zmniejszyć skalę wycinki – jednak tego nie zrobił.
Najciekawszym dokumentem, przesłanym nam przez posłankę, jest ekspertyza dendrologiczna przeznaczonych do wycinki drzew. Co ciekawe, zleciło ją… miasto Pruszków (sic!) we wrześniu ub. roku, co kłóci się z oficjalną narracją, że miasto nie miało z wycinką nic wspólnego, zaś skargi mieszkańcy powinni kierować do MZDW. Ekspertyza kosztowała 5,5 tys. zł, zapłaciło za nią miasto Pruszków, a przygotowała firma TAXUS Jerzy Gągorowski.
Co z niej wynika? Po pierwsze, drzewa nie były chore i słabe, jak próbowano wmawiać mieszkańcom choćby podczas sierpniowego posiedzenia Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Komunikacyjnych Rady Miasta Pruszkowa. Dendrolog zbadał i opisał każdą z 23 przeznaczonych do wycinki lip. Ich żywotność ocenił jako: bardzo dobrą, dobrą, dość dobrą lub średnią. Tylko w jednym przypadku użył sformułowania „słaba”. Co oznacza, że zdecydowana większość drzew, przy zastosowaniu odpowiedniej pielęgnacji, mogła rosnąć jeszcze dziesiątki lat.
Opisy lip udowadniają, że wbrew narracji o „rachitycznych drzewkach” niektóre egzemplarze były naprawdę okazałe. Obwód pnia mierzony na wysokości 1,3 m dochodził do 130 cm. Średnica koron miała zaś nawet 8 metrów!
Najciekawsza jest jednak charakterystyka znaczenia tych drzew. „Stanowią (…) naturalną barierę dźwiękochłonną oraz izolującą mieszkańców budynków Al. Wojska Polskiego 25 i 27 od działania negatywnych substancji powstających w trakcie ruchu środków transportu, takich jak spaliny i różnorakie pyły” – pisze ekspert. Dostrzega nawet ich wartość krajobrazową. „Przedmiotowe drzewa zgodnie z koncepcją zagospodarowania podkreślają Al. Wojska Polskiego jako główny ciąg komunikacyjny przez miasto” – czytamy w dokumencie.
Zaskoczenie może budzić sama końcówka ekspertyzy, w której jest następująca uwaga: „Przy zastosowaniu dostępnych technik nie ma możliwości ich przesadzenia z jednoczesnym zachowaniem żywotności oraz dalszego rozwoju w stopniu akceptowalnym”. Kluczowe jest tutaj określenie „w stopniu akceptowalnym”, będące swoistym wytrychem pozwalającym na wszystko: przesadzenie bądź nie, ekspertyza pozostawia ostateczną decyzję w tym zakresie inwestorowi (MZDW) oraz władzom Pruszkowa.
Wbrew porzekadłu, stare drzewa dziś w Polsce się przesadza. Nie trzeba długo szukać, żeby w internecie znaleźć wiele przykładów – dotyczących nawet większych i starszych drzew od tych w Pruszkowie, które kolidowały z rozmaitymi inwestycjami. Choćby w Warszawie, gdzie w 2022 roku przesadzono 24 lipy rosnące przy pl. Powstańców Warszawy, gdy ruszała budowa parkingu podziemnego. Drzewa, okazałe, przesadzano też w Stalowej Woli, Gdyni czy Krakowie. W tym ostatnim mieście przesadzono nawet lipę mającą 15 m wysokości.
Wniosek: gdyby prezydent Pruszkowa zabiegał o przesadzenie lip, ekspertyza, którą sam zamówił, byłaby dobrą podstawą do podjęcia działań w tym zakresie. Ale nic takiego nie nastąpiło.
W dokumentach przesłanych przez posłankę Joannę Wichę ciekawe są też odpowiedzi udzielone jej przez szefa MZDW Grzegorza Obłękowskiego. Szczególnie zdanie: „Dokumentacja projektowa dotycząca realizacji inwestycji (…) nie przewiduje nasadzeń zastępczych związanych z drzewami kolidującymi z projektowanym układem drogowym”. O ile inwestor obowiązku dokonania zastępczych nasadzeń rzeczywiście nie miał, o tyle zaskakuje ogromna pobłażliwość dla niego ze strony prezydenta Pruszkowa, który o nasadzenia mógł wystąpić w ramach procedury opiniowania projektu inwestycji. Mógł, ale nie wystąpił.
Dyrektor Obłękowski w odpowiedzi dla posłanki Wichy deklaruje współpracę z Urzędem Miasta Pruszkowa w zakresie działań „dotyczących nasadzeń kompensacyjnych w najbliższej okolicy” już po wykonaniu inwestycji. Na czym konkretnie ta współpraca miałaby jednak polegać – nie wiadomo.
Prezydent Paweł Makuch i jego zastępca Konrad Sipiera dopiero na początku lutego, gdy zaczynała rozkręcać się kampania wyborcza przed wyborami samorządowymi, w obliczu zmasowanej krytyki zamieścili w mediach społecznościowych zdjęcia, na których pozują z tabliczkami z wizualizacją nowego szpaleru drzew przed blokami przy al. Wojska Polskiego 25 i 27 – rosnących w śladzie obecnego chodnika. Kto miałby sfinansować ten projekt (miasto czy MZDW) oraz jego realizację – nie poinformowali. I znów – dlaczego prezydent z zastępcą nie walczyli o taki pas zieleni na etapie opiniowania projektu MZDW, skoro teraz okazuje się, że drzewa w tym miejscu jednak mogą rosnąć?
Na ile zaskakujący projekt stworzenia nowego szpaleru drzew jest realny, a na ile to tylko element przedwyborczej walki o głosy – okaże się dopiero za rok, po zakończeniu przebudowy skrzyżowania Wojska Polskiego/Niepodległości. Niewykluczone, że ze skutkami zaniechań obecnych władz Pruszkowa – do których doszło na etapie opiniowania projektu inwestycji – będzie musiał zmierzyć się już nowy włodarz miasta.