Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

“Ludzie przeciwko ludziom, to wszystko działa jakby na złość”

Dorota PIASECKA
Niewiele rzeczy wyzwala w ludziach takie pokłady nienawiści, jak zwykłe spostrzeżenie, że zabawa z pirotechniką może nie być najlepszym pomysłem. Nie tylko w Sylwestra.
W poszukiwania Tosi zaangażowały się setki osób w całym regionie. Fot.: Facebook
Ilustracja: W poszukiwania Tosi zaangażowały się setki osób w całym regionie. Fot.: Facebook

Jak co roku nadszedł czas, który nazywamy okresem świątecznym. Spotkania rodzinne, smaczne potrawy, kolędowanie, zapach choinki i ciepłe światło lampek na stałe wpisały się w obraz końcówki roku. Niestety, do charakterystycznych elementów tego czasu z hukiem próbują się wpisać wybuchy fajerwerków i petard. Temat tak polaryzujący społeczeństwo, że niektórzy z was nie doczytają tego artykułu do końca, od razu manifestując swoje zdanie w sekcji komentarzy. Tym, którzy dotrwają do końca obiecuję happy end. 

Tradycja rzecz święta

Pięknie rysujące się na nocnym niebie kształty, to tak naprawdę mieszanka szkodliwych substancji, które wystrzelone w powietrze nie pozostają obojętne dla człowieka i jakości powietrza. Podziwiane na niebie kolorowe rozbłyski to substancje chemiczne (głównie sole metali), które podczas eksplozji nie spalają się, ale za to zanieczyszczają powietrze, wodę i glebę. Choć wiele miast nie organizuje już dużych imprez okraszonych wybuchami, to nadal dużym problemem pozostaje użycie petard zakupionych (wcale nie tak tanio!) indywidualnie, “na własny użytek”. 

W cudzysłowie oczywiście dlatego, że wystrzały oddziałują też na tych, którzy na takie doznania się nie pisali. Z komentarzy zwolenników pirotechniki wynikają dwa główne argumenty “za”. Po pierwsze- fajerwerki są piękne. Po drugie to tradycja, a ta, jak wiadomo, jest święta. Trudno z takim podejściem dyskutować. Co prawda można wspomnieć o tym, że nie każda tradycja jest dobra, przywołać, że kiedyś tradycja nakazywała wywieszać na widok publiczny prześcieradło po nocy poślubnej, ale i tak to nic nie da. Najważniejszą polską tradycją wydaje się być bowiem nadal używanie prostego, “chłopskiego rozumu”. 

Tradycyjnie też polskie SORy w noc sylwestrową są przepełnione i niestety nie zmieniają tego krążące w sieci drastyczne zdjęcia zdeformowanych kończyn. W końcu wiadomo, że wypadki się zdarzają, ale przecież nie nam.

Krótki lont zwolenników wystrzałów

Skoro szkodliwy wpływ na środowisko, zagrożenie dla zdrowia i życia czy puszczanie z dymem niemałych pieniędzy nie wpływa na zmniejszenie popytu na fajerwerki, to czy krzywda innych ludzi i zwierząt będzie w stanie kogokolwiek przekonać? Takie nadzieje wyraziła na jednym z miejskich forów mieszkanka Pruszkowa, która uprzejmie poprosiła, aby wstrzymać się przed strzelaniem do 31. grudnia. Apel wywołał oczywiście burzliwą dyskusję w komentarzach i zebrał ponad 800 “reakcji”. 

Autorka wpisu argumentowała swoją prośbę troską o zdrowie swoich psów, które ze strachu przed hukiem nie chcą wychodzić na spacery, a ze stresu nie mogą załatwiać swoich potrzeb. Pokrzepiające jest to, że większość reakcji zawierała słowa wsparcia i wyrozumiałość. Niestety pojawiały się też dość złośliwe komentarze, z których wynika, że strzelanie petardami na kilka dni PRZED sylwestrem to odwet za niesprzątanie psich odchodów, obsikane windy, czy wyprowadzanie psów bez smyczy. Można zadać pytanie czy ta “kara” faktycznie dotknie adresatów i  czy trafi dokładnie do tych psów, które za nic sobie mają dbanie o wspólną przestrzeń, ale wdawanie się w dyskusję może źle się skończyć. Fajerwerki mają bowiem zwolenników o wybuchowym temperamencie. 

Dzieci i psy głosu nie mają

I tak może się oberwać psom, kotom, ptakom, a nawet niemowlętom. Kiedyś przecież psy jeździły czołgiem, a dziś się boją petard. “Tchórzliwe szczury a nie psy”. Nie jestem w stanie zrozumieć tej obojętności, która każe odwracać wzrok od istot niewinnych, w pełni zależnych od człowieka. W grupie osób proszących co najmniej o ucywilizowanie tematu fajerwerków i strzelanie w odpowiednim do tego czasie są też bowiem rodzice, którzy wiedzą jak trudne jest ponowne usypianie przerażonego maleństwa. O bezsilności wiedzą też dużo rodzice dzieci nadwrażliwych na nagłe, głośne dźwięki. Ale i na to zwolennicy odpalania fajerwerków mają odpowiedź. “Wystarczy podać psu tabletki uspokajające, a dziecku kupić słuchawki wygłuszające”. I wszyscy zadowoleni, prawda? 

Fenomen Tosi

Z pewnością dalecy od zadowolenia są opiekunowie psów, które z powodu wybuchów oddalają się w popłochu podczas spaceru. Smycze i obroże nie gwarantują sukcesu w powstrzymaniu przerażonego czworonoga przed ucieczką. Internet zalewają prośby o pomoc w znalezieniu psów i kotów, które nie potrafią same znaleźć drogi do domu. Oferowane są nawet narody pieniężne. Pod takimi postami również mnożą się złote rady, które jednak nie mają znaczenia w obliczu rozpaczy opiekunów zaginionych zwierząt.

Budujący jest przykład zaginionej w połowie grudnia tego roku małej psiny imieniem Tosia, która uciekła ze spaceru przestraszona wybuchem fajerwerków. Odzew, z jakim spotkał się apel pani Elżbiety, właścicielki suni i mieszkanki powiatu grodziskiego, zapiera dech w piersiach. W poszukiwania Tosi włączyły się setki mieszkańców okolicznych powiatów. 

Poruszenie wywołała zwłaszcza informacja, że Tosia miała założony kaganiec, który uniemożliwiał jej przyjmowanie pokarmów i płynów. Zaczęła się więc walka z czasem. Stanęło do niej wiele osób, które w różny sposób okazywały swoje zaangażowanie. Na bieżąco informowano o lokalizacjach, w których widziano psinę. W pewnym momencie informacji było tak wiele, że na FB powstała grupa, na której aktualizowano sytuację. Dołączały do niej kolejne osoby. Okazało się, że wystraszona Tosia dotarła z Grodziska Mazowieckiego aż na teren gminy Brwinów. I dalej biegła. 

Przedłużające się poszukiwania Tosi musiały być bardzo trudne dla pani Elżbiety, która pełniła całodobowe dyżury pod telefonem i w terenie.  Sytuację utrudniała płochliwość suni. Ne reagowała ona na wołanie, a próby jej złapania przynosiły odwrotny efekt. Jednocześnie budujące były podjęte przez tyle osób działania. Grupy mieszkańców organizowały poszukiwania w całej okolicy. Zostały zaprojektowane plakaty, wydrukowane i rozklejane pro bono. Pomoc zaoferowały osoby posiadające drony. Stworzono mapy pokazujące drogę, jaką przebyła Tosia i wskazujące kierunki, w których mogła dalej pobiec.

Obiecany happy end

Poszukiwania Tosi trwały 6 dni. Zdjęcie całej i zdrowej suni, rozgrzewającej się w domowych pieleszach, było dla wszystkich zaangażowanych w jej odnalezienie największą nagrodą. Nieświadoma niczego Tosia stała się niemal celebrytką, a niesamowite zaangażowanie mieszkańców zostanie zapamiętane na długo. Fejsbukowa grupa o nazwie “Poszukiwania Tosi” już nie istnieje. Zmieniła ona nazwę na “Zaginione zwierzaki - akcje poszukiwawcze”. Nieustannie pojawiają się na niej zdjęcia spłoszonych hukiem petard czworonogów. Jest to miejsce wolne od hejtu. W akcje poszukiwacze angażują się zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy fajerwerków.  

Dostałam wiele wiadomości gdzie poproszono mnie żeby opisać historię słynnej "uciekinierki Tosi w kagańcu" Mam dylemat...

Opublikowany przez Katarzynę Górską Piątek, 20 grudnia 2024

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: