List otwarty do Pawła Makucha: Naprawdę chce Pan przejść do historii jako naczelny drwal Pruszkowa?
Szanowny Panie Prezydencie. Panie Pawle. Zacytuję Panu słowa: „Potrafię słuchać ludzi i nie boję się bezpośredniego kontaktu z wyborcami”. „Stańmy razem i pokażmy, że stać nas na zmiany, które są niezbędne i nieuniknione”. Pamięta Pan, kto jest ich autorem? Albo takie określenia: „zmiana jest potrzebna”, „dla dobra naszego miasta”. Dobrze Pan zgaduje, to powiedział Paweł Makuch, kandydat na prezydenta.
Od tamtej pory minęło 5 lat. Jak wyglądają Pańskie rozmowy z mieszkańcami? Ale nie z dziećmi w przedszkolach, do których chadza Pan tak często rozdając gadżety ze swoim imieniem i nazwiskiem. Ale z pełnoletnimi, mającymi pełnię praw publicznych pruszkowianami. Pamięta Pan, jak lokatorzy pękającej kamienicy Ołówkowej 15 przyszli do urzędu spotkać się z Panem, ale Pana nie było, choć o wizycie Pan wiedział? W tym czasie wybrał się Pan do przedszkola i przybijał dzieciom piątki.
Pamięta Pan o swoich obietnicach, że będzie Pan rozmawiał? Ale nie chodzi o zadawanie pytań matkom z dziećmi na placu zabaw, czy jest fajnie. Zazwyczaj w odpowiedzi słyszy Pan, że jest bardzo fajnie. Chodzi o dyskusje o ważnych, wielomilionowych inwestycjach, mających ogromny wpływ na nasze otoczenie. Takie rozmowy mają swoje prawne określenie: konsultacje społeczne. Pan powinien pytać mieszkańców, czy aprobują konkretne rozwiązania. Czy godzą się na zmiany bezpowrotnie przekształcające ich najbliższe sąsiedztwo. Takie rozmowy to Pański obowiązek jako wybranego w demokratycznych wyborach prezydenta. Pan z tego obowiązku się nie wywiązuje.
Wbrew ogromnym protestom mieszkańców Malich, Tworek i wielu osób, którym leży na sercu dobro przyrody, forsuje Pan karczowanie zieleni wzdłuż Utraty. Jest Pan głuchy na prośby, skargi i rezolucje. Nie słucha Pan nawet radnych. Czy prawdą jest, że wkrótce użyje Pan policji do ochraniania placu budowy przed własnymi mieszkańcami? To pytanie pojawia się w przestrzeni publicznej od wielu dni, jednak Pan nie odpowiada.
Teraz dowiedzieliśmy się, że ponad rok temu pozytywnie zaopiniował Pan przebudowę skrzyżowania alei Wojska Polskiego z aleją Niepodległością, oznaczającą wycinkę kilkudziesięciometrowego szpaleru lip. Te drzewa rosną od 50 lat. Stały się nie tylko charakterystycznym elementem krajobrazu miasta, ale pełnią ważną rolę ekologiczną, chroniąc przed hałasem i niską emisją generowaną przez tysiące pojazdów. Te drzewa produkują tlen, którym oddychamy. Pan zgodził się, by padły pod piłami drwali. W imię czego? Własnych marzeń o gigantycznych skrzyżowaniach w samym centrum gęsto zabudowanego miasta?
Nie zapytał Pan mieszkańców, czy godzą się na bezpowrotną likwidację zieleni. Nie skonsultował Pan pomysłu w jakimkolwiek aspekcie. Więcej, Pan nawet nie poinformował, że przyzwolił na tę ogromną wycinkę. Sądził Pan, że ludzie zorientują się dopiero, gdy zobaczą leżące drzewa i betonową pustynię, która po nich pozostała? Że machną rękę, nie będą protestować zajęci własnymi sprawami?
Pomylił się Pan. Mieszkańcy wiedzą już o Pańskich decyzjach. Nie jesteśmy takimi gapiszonami, za jakich nas Pan uważa. Niespodzianka, prawda?
Tak jak pozytywnie zaopiniował Pan wycinkę, tak teraz może Pan swój akcept dla niej wycofać. Czasu jest mało, w zasadzie kilka dni, zanim Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich rozstrzygnie przetarg na wykonawcę budowy. Kontakt do MZDW Pan ma, jeśli nie, służę pomocą. Może Pan zawnioskować o unieważnienie przetargu i zmianę projektu tak, aby przebudowa skrzyżowania, która ma poprawić bezpieczeństwo na nim, nie oznaczała tak wielkiej dewastacji ważnej dla tkanki miasta przyrody.
Panie Pawle. Ja nie jestem przeciwny inwestycjom drogowym. Ja jestem wrogiem bezmyślnego, niepotrzebnego niszczenia środowiska dla realizacji megalomańskich wizji, jestem wrogiem przekształcania miejsca, w którym mieszkamy, w asfaltowo-betonową pustynię. Proszę: niech Pan powstrzyma swoje zapędy. Proszę zostawić mieszkańcom te drzewa. Naprawdę chce Pan przejść do historii jako naczelny drwal Pruszkowa?
Oczywiście, nie musi Pan ani pisać ani dzwonić do MZDW. To robią już za Pana mieszkańcy, robią to radni. Trwa zbiórka podpisów pod petycją, która zostanie przekazana do MZDW. Jednak wiele osób wciąż liczy – a ja z nimi – że podejmie Pan działania, które będziemy Panu pamiętać, a nie z których będziemy Pana surowo rozliczać żałując do końca życia, że kiedyś w wyborach oddaliśmy na Pana głos.
Pozostaję z szacunkiem
Sławomir Bukowski