List otwarty do Olgi Legosz: kłanianie się bandziorom nie jest częścią naszych obyczajów


Konstanty CHODKOWSKI
Szanowna Pani Olgo. Przyznaję się bez bicia - do wczoraj nie wiedziałem o Pani istnieniu. Między innymi dlatego nigdy się do Pani nie zwracałem, ani też nigdy o Pani nie pisałem. Pani z kolei, zdaje się, nie ma bladego pojęcia o Pruszkowie. A mimo to postanowiła Pani o nim wspomnieć w wywiadzie udzielonym "Wysokim Obcasom". I zrobiła to Pani w stylu, w którym o moim mieście wypowiada się większość celebrytów, która o Pruszkowie wie tyle co nic. Kojarząc je, rzecz jasna, ze słowem na literę "m".
W rozmowie opublikowanej wczoraj na łamach "obcasów" raczyła Pani stwierdzić, że cyt. "żyjemy w kraju, gdzie w Pruszkowie wciąż kłania się bandziorom". Przyznaję, że średnio orientuję się w "krajowych" modach, bo za rzadko wychylam głowę poza Pruszków. Pragnę Panią jednak zapewnić, że nigdy nie zauważyłem, aby w moim mieście ktokolwiek "kłaniał się bandziorom" i z całą pewnością nie jest to częścią naszych obyczajów. Proszę mi wierzyć - moje miasto rodzinne znam całkiem nieźle.
O ile nie spotkałem do tej pory w Pruszkowie "bandziora", a tym bardziej "bandziora", któremu ktoś by się kłaniał, tak poznałem tu masę innych niż "bandziory", fantastycznych ludzi. Mamy tu historyków, pisarzy, poetów, olimpijczyków (i wspaniałe, sportowe tradycje). Mamy też młodych, ambitnych raperów! Mieszkają tu przedsiębiorcy, którzy nie boją się angażować swojego czasu i zasobów w ambitne projekty sportowe, społeczne, czy kulturalne. Mamy też wspaniałą historię, która (uwaga, tu może Pani doznać szoku), sięga daleko przed lata 1990-2000. Bo do tego okresu, jak rozumiem, referowała Pani w wywiadzie.
Czy wiedziała Pani, że kredki "Bambino" pochodzą z Pruszkowa i do dziś są tu produkowane? "Bambino" to ponad 200 lat przemysłowej tradycji skupionej w jednym z najstarszych i najdłużej działających polskich przedsiębiorstw. Być może, gdyby Pani to wiedziała, wspomniałaby Pani o Pruszkowie w zupełnie innym kontekście. Przy odrobinie researchu dowiedziałaby się Pani również, że w Pruszkowie produkuje się nawet 16 000 baterii elektrycznych rocznie. Mamy tu laboratorium, w którym opracowuje się i udoskonala nowe technologie w zakresie pozyskiwania czystej energii, w tym energii z wodoru.
Książnica Pruszkowska zorganizowała 21 edycji prestiżowego, ogólnopolskiego konkursu poetyckiego imienia Cypriana Kamila Norwida (więcej na ten temat w wywiadzie z Grzegorzem Zegadło: tutaj). Możemy pochwalić się zespołem wybitnych historyków pracujących w pocie czoła w Muzeum Dulag 121 nad przywróceniem pamięci ofiarom nazizmu. Jesteśmy też dumni z Zespołu Tańca Ludowego "Pruszkowiacy", który obsypywany jest nagrodami gdzie tylko się pojawi.
Ach, i darmową komunikację miejską mamy. Nie wiem jak tam u Was, w Warszawie.
O industrialnej historii i przemysłowych tradycjach naszego miasta dowiedziałaby się Pani więcej, gdyby odwiedziła Pani Muzeum Techniki w Warszawie. Do dziś na ekspozycji powinny być dostępne produkty pochodzące z nieistniejącej już, pruszkowskiej fabryki obrabiarek. Jeśli jadła Pani kiedyś z talerza "Porcelitu" to musi Pani wiedzieć, że on też został wyprodukowany w Pruszkowie. A jeśli Pani nie wierzy, to proszę zerknąć na symbol wytłoczony na jego odwrocie. To tajemnicze "P" nie pochodzi od "palnij w wywiadzie co Ci ślina na język przyniesie", lecz od słowa "Pruszków" właśnie.
Powiem Pani również wprost - Pruszków nie jest miastem wolnym od problemów. Źródłem wielu z nich jest Pani miasto - Warszawa. Na procesie rozlewania się stolicy zyskują głównie jej mieszkańcy, a my, tu w Pruszkowie, płacimy za to wysoką cenę. Warszawskie wynalazki adaptują się tu (niestety) nadzwyczaj dobrze. Mamy zreprywatyzowane kamienice w centrum (wkrótce zastąpią je beżowe bloki). Mamy lokalnych filperów zazdrośnie patrzących na dochody swoich warszawskich odpowiedników. Wasi deweloperzy też zaglądają do nas coraz częściej i coraz śmielej. Ze smutkiem przyznaję, że usilnie zaszczepiane tu najnowsze krzyki mody warszawskiej architektury wcale nie czynią mojego miasta piękniejszym ani wygodniejszym. Koniec końców może to Warszawiacy powinni się zastanowić, komu się kłaniają?
Wróćmy jeszcze na chwilę do mieszkańców Pruszkowa i do jego historii, bo wydaje mi się, że musi Pani przyswoić jeszcze kilka ważnych faktów.
Jesteśmy świadomi odium, które z jakiejś przyczyny ciąży na nas wszystkich i łatki, którą się nam przypina. Musi Pani wiedzieć, że nie jest to naszą winą. Ba, to nawet nie jest naszą perspektywą! Pruszków to spokojne i bezpieczne miasto i proszę mi wierzyć, gdy czytamy wypowiedzi podobne do tej, która padła z Pani ust, ocieramy się o dysonas poznawczy. Doskonale wiemy, że po Pruszkowie nikt nie biega w kominiarce na głowie i z bronią w ręku (choć słyszałem, że takie sceny okazjonalnie rozgrywają się w Warszawie). Tym bardziej zaskakującym i tym bardziej krzywdzącym jest każdy przypadek, w którym ktoś publicznie próbuje opowiadać o nas zgodnie ze swoimi wyobrażeniami, aniżeli zgodnie z prawdą.
Rozumiem doskonale, że potrzebowała Pani mocnego (albo może: "motznego"?) sformułowania na rzecz mało wyrafinowanej, politycznej egzaltacji. Rozumiem, że umiarkowanie w obchodzeniu się ze słowem może nie być najmodniejsze na warszawskich salonach. Niewiele zważam na to, kogo z warszawskich polityków w swoim wywiadzie chciała Pani poprzeć, a komu dokopać - to sprawa drugo- albo i trzeciorzędna. Nie pojmuję zwyczajnie, dlaczego w tym celu musiała Pani przy okazji kopnąć również Pruszków.
Jak może Pani naprawić swój błąd?
Musi Pani zrozumieć, że w Pruszkowie żyje wiele osób, które zadedykowało temu miastu swoje życie. I musi to Pani uszanować. Codziennie w pocie czoła pracujemy na to, żeby przeklęte odium w końcu zniknęło. Żeby o Pruszkowie mówiło się w każdym innym kontekście, byle nie w związku ze słowem na "m".
Chcielibyśmy wreszcie przestać odpowiadać na zaczepki odnoszące się do czasów, w których nie byłem nawet nastolatkiem. Musi Pani wiedzieć, że słowne wybryki celebrytów, takich jak Pani czy Pan Najman (o historii jego wybryku można przeczytać tutaj), bynajmniej nie pomagają, a dużo niszczą. Bo tak już niestety jest, że "palnięcie" instagramowej celebrytki ma większe dotarcie i wywiera większy wpływ na zbiorową wyobraźnię, niż choćby cała bibliografia światłych książek o Pruszkowie.
Mając to na uwadze, chciałbym zaprosić Panią do Pruszkowa. Wspólnie poszukamy tych "bandziorów". Zajrzymy do każdego domu i pod każda wycieraczkę - może gdzieś się znajdą. A jak nawet się znajdą (w co szczerze wątpię), to zobaczymy, czy ktoś na ulicy faktycznie będzie im się kłaniał.
Po drodze jednak, mam nadzieję, oprowadzimy Panią, wspólnie z redakcją, po naszym rodzinnym mieście. Tym prawdziwym, nie tym z Pani wypowiedzi. Pokażemy Pani Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego. Opowiemy historię Parku Sokoła i Parku Potulickich. Pokażemy okazałe, pruszkowskie pałace i pofabryczne, industrialne "ostańce". Zjemy w Restauracji "Ucieranie treści" - opowiemy skąd wzięła się jej nazwa i dlaczego to takie ważne. Zajrzymy nawet do tych "groźnych i niebezpiecznych" ulic, którymi przechadzam się niemal codziennie i jak do tej pory nie spotkało mnie na nich nic poza uprzejmością i życzliwością jej mieszkańców.
W ten sposób, mam nadzieję, zdołamy przekonać Panią, jak bardzo się Pani co do nas myliła. A przy odrobinie szczęścia, gdyby okazało się, że choć trochę poczuwa się Pani do odpowiedzialności za swoje słowa, być może nawet postanowi to Pani ogłosić światu. Czyniąc go przy okazji odrobinę lepszym.
Pozostaję do Pani dyspozycji,
Konstanty Chodkowski
Redaktor Naczelny zpruszkowa.pl