Komu zaszkodzi sprawa Widery?
Spisek nielicznej grupki frustratów, awantura wywołana przez zwolenników poprzedniego dyrektora szkoły, atak nieprzychylnych mediów szukających sensacji w niewłaściwym obozie politycznym – tak w skrócie można opisać reakcję zwolenników i przyjaciół Małgorzaty Widery na konflikt w michałowickiej szkole podstawowej, zakończony dymisją budzącej kontrowersje dyrektorki. I jednocześnie ich głębokie milczenie na zarzuty, że dyrektorka pozatrudniała w szkole koleżanki z rady miasta oraz brata radnego powiatu pruszkowskiego. „Uparliście się na Widerę a nie widzicie nepotyzmu w innych miejscach” – piszą zaprzyjaźnione z nią nauczycielki. W jakich miejscach, pytamy? „Jak poszukacie to znajdziecie” – pada ogólnikowa odpowiedź.
W czwartek 30 września Rada Miasta Pruszkowa będzie ostatecznie głosować wniosek piątki radnych PiS o usunięcie Małgorzaty Widery ze stanowiska przewodniczącej Komisji Oświaty, Kultury i Sportu. Wynik jest oczywisty – wniosek przepadnie, Widera stanowisko zachowa i dotrwa na nim zapewne do końca kadencji. O ile jednak sprawa w krótkiej perspektywie znajdzie dla niej szczęśliwy finał, o tyle może powrócić w kampanii wyborczej w 2023 roku i odegrać rolę – choć trudno dziś wyrokować, jak dużą.
Wybory samorządowe za dwa lata będą inne niż poprzednie. Do walki stanie znacznie większa liczba kandydatów. Listy wystawią ugrupowania dziś w pruszkowskiej polityce nieobecne. I nie chodzi tylko o lokalne ugrupowania, choćby to związane ze stowarzyszeniem Za Pruszków! kierowanym przez społecznika Arka Gębicza. Komitety planują wystawić też partie polityczne: Lewica oraz Polska 2050 Szymona Hołowni. Z Lewicą do wyborów zapewne pójdzie radny Edgar Czop, któremu w klubie KO jest trochę ciasno i nie do końca potrafi się w nim odnaleźć ze swymi mocno lewicowymi poglądami. Zarówno Lewica, jak i Polska 2050 będą miały czyste konta, podobnie jak kandydaci z komitetu Za Pruszków!, a może i jeszcze innych. Im większa liczba kandydatów, tym bardziej zacięta walka i tym wyraźniej trzeba odróżnić się od konkurentów. Na celowniku znajdą się więc ugrupowania do tej pory w pruszkowskim samorządzie aktywne. W tym – Platforma Obywatelska, skrywająca się w tej kadencji pod szyldem Koalicji Obywatelskiej. Platforma mająca na koncie prowokujące pytania o etykę zachowania radnych Małgorzaty Widery i Doroty Kossakowskiej (Widera zatrudniła Kossakowską w kierowanej przez siebie szkole) – obie panie co prawda wielokrotnie podkreślały, że do PO nie należą, ale jako członkinie klubu radnych Koalicji Obywatelskiej na wizerunek Platformy cały czas pracują.
Można oczywiście postawić tezę, że sprawa Widery do 2023 roku pójdzie w zapomnienie na tyle, że Platforma jej skutków nie odczuje, tym bardziej że przy urnach wyborcy kierują się nie tylko nazwiskami, ale przede wszystkim sympatiami politycznymi, jednak obok wyborów do rady miasta odbywają się wybory prezydenta – silnie spersonalizowane. A w nich głosuje się na konkretnego człowieka, nie na listę. I w tym przypadku sprawa Widery może mieć konkretne skutki i odcisnąć piętno na wyniku kandydata PO. Jeśli swoje zapowiedzi spełni Piotr Bąk i powtórnie przystąpi do walki o najwyższy urząd w Pruszkowie, może być zmuszony odpierać zarzuty o tolerowanie kumoterstwa we własnym klubie. I tylko od przyjętej wówczas przez niego strategii i retoryki kampanijnej będzie zależało, czy i jak dużo punktów straci. A każdy punkt może być na miarę zwycięstwa.
Trudno dziś podejmować próbę szacowania szans samej Małgorzaty Widery w wyborach w 2023 roku, o ile w ogóle zdecyduje się jeszcze kandydować do rady miasta. Środowisko nauczycielskie jest w jej sprawie mocno podzielone. Zwolennicy głośno wyrażają poparcie dzwoniąc na posiedzenie komisji rady miasta, atakują portal zpruszkowa.pl oskarżeniami, że jest sterowany przez PiS, a publikacje o Widerze przez kogoś zlecane i opłacane; przeciwnicy radnej, jeśli już cokolwiek piszą, proszą o zachowanie anonimowości, a na publicznych forach dyskusyjnych skrywają się pod fałszywymi profilami. Małgorzata Widera przyjęła dobrze odbieraną w Pruszkowie strategię prezentowania się w roli ofiary spisków i złych ludzi, w tym momencie dla niej korzystną – prestiżowego stanowiska w radzie miasta nie straci. Jednak za dwa lata jej sprawa może przełożyć się na notowania Piotra Bąka. I to on może być wtedy w Pruszkowie największym przegranym.