Kładka na Majowej stała się lokalną atrakcją
– Mamo, jedziemy windą! – kilkulatek ciągnie kobietę za rękę. – Nie, bo jeszcze się zatnie, idziemy schodami – odpowiada mamo. – Ale ja chcę windą! – mały nie odpuszcza. W końcu wsiadają. Po drugiej stronie kładki dyskusji już nie ma. Oboje wchodzą do windy i zjeżdżają na dół. Na dole mijają dwóch rowerzystów, ojca z synem. Obaj, a jakże, z rowerami ładują się do windy, chociaż wygodniej dla nich byłoby nadłożyć sto metrów i przejechać pod torami kolejowymi przy Utracie. Gdy wysiadają na górze, chłopak mówi do ojca: – Czegoś takiego jeszcze w Pruszkowie nie było.
Faktycznie, nowa kładka nie przypomina tej, która od lat 80. pozwalała mieszkańcom Żbikowa i Tworek przeprawiać się przez tory. Przyjechałem na Majową w niedzielę specjalnie, żeby się jej przyjrzeć, poszukać słabych stron. Pierwsze wrażenie – korzystne. Urzędnicy z Kraszewskiego widać, że przypilnowali wykonawcę i niedoróbki ciężko znaleźć. Poszczególne elementy konstrukcji dopasowane, wszystko ładnie się schodzi, betonowa nawierzchnia bez łat i śladów poprawek, krawędzie schodów sfazowane, żeby piesi się nie potykali, a jednocześnie żeby zminimalizować ryzyko wykruszeń. Windy ruszają płynnie i jadą bezszelestnie jak w nowoczesnym biurowcu, w kabinach czyściutko. Trzeba jedynie uważać, bo drzwi wewnątrz znajdują się po obu stronach i otwierają naprzemiennie. Hitem są umieszczone w kabinach reprodukcje historycznych zdjęć Pruszkowa. W niedzielę, choć miasto generalnie świeciło pustkami, z kładki non-stop korzystali piesi – część sprawiała wrażenie, że przyszła po to tylko, żeby ją zobaczyć i pooglądać fotografie.
A co, jeśli winda się zepsuje? I to jest właśnie słaba strona kładki. Alternatywą dla windy są schody, co w przypadku matki z wózkiem może okazać się przeszkodą nie do pokonania. Nie zbudowano płynnych wjazdów na górę dla rowerzystów i osób z wózkami, jakie możemy zobaczyć przy nowoczesnych kładkach na przykład nad trasami szybkiego ruchu. Po pierwsze dlatego, że koszty budowy solidnie by wzrosły, po drugie, takie kładki z wjazdami mają monstrualne rozmiary i nie grzeszą estetyką, stając się tematem memów. W Pruszkowie cała nadzieja więc w windach i ich niezawodności. W kabinach zainstalowano monitoring, na zewnątrz szybów również, który miejmy nadzieję odstraszy wandali. Warto jeszcze dodać, że kładka nocą jest oświetlona – źródła światła ukryto w metalowych konstrukcjach w kształcie odwróconej litery „u”.
Nowoczesna budowla mocno kontrastuje z zaniedbanym otoczeniem od strony ul. Majowej. Do kładki prowadzą połamane chodniki, pokryta dziurami nawierzchnia ulicy dosłownie woła o remont. Na wymianę chodnika biegnącego wzdłuż torów kolejowych trzeba będzie jednak poczekać. W pierwszej kolejności musi zostać przebudowany wiadukt, a w rzeczywistości rozebrany i postawiony od nowa (tak naprawdę, zastąpią go dwa wiadukty). Prace rozpoczną się w perspektywie trzech, czterech najbliższych lat i będą wiązały się z zamknięciem chodnika wzdłuż torów kolejowych. Dopiero gdy wiadukt będzie gotowy, przyjdzie czas na poprawianie infrastruktury pod nim.
Budowa kładki przy ul. Majowej kosztowała niecałe 3 mln zł.