Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona Logo spotify - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Jaz działa, stawy w parku Potulickich są pełne wody. Czy to koniec wieloletniej walki mieszkańców?

Sławomir BUKOWSKI
Budowla na Utracie pozwala regulować zasilanie całego układu hydrologicznego parku. Rok 2025 przyniesie odpowiedź na kluczowe pytanie, kto miał w tym sporze rację: mieszkańcy, czy urząd miasta?
Jaz Na Utracie
Ilustracja: Jaz Na Utracie

Wody Polskie naprawiły jaz. Już można kierować odpowiedni strumień do kanału nazywanego doprowadzalnikiem i w ten sposób utrzymywać poziom lustra wody w stawach w parku Potulickich na optymalnym poziomie. Optymalnym, czyli umożliwiających zachowanie życia biologicznego przez cały rok.

Układ hydrologiczny parku jest inteligentny, oprócz jazu tworzą go mnich na dużym stawie oraz kanał rezerwowy zapobiegający przelaniu się. Ten ostatni zaczyna się tuż przed pierwszym stawem patrząc od strony torów WKD i napełnia tylko, gdy doprowadzalnikiem dopływa więcej wody niż potrzeba. Z kolei mnich pozwala regulować wypływ z dużego stawu do Utraty. Całość pracuje w trybie ciągłym, utrzymując przepływ i przewietrzanie stawów. Woda jest dobrze natleniona, dzięki czemu ryby w parkowych stawach mają się naprawdę dobrze. Jak dobrze, niech świadczy to, że największe karpie wyławiane przez wędkarzy mają 18–19 kg. To prawdziwe monstra. Są cenne, po złowieniu i zważeniu odzyskują wolność.

Dlaczego rok 2025 będzie kluczowy? Bo przyniesie odpowiedź na pytanie, kto miał rację w sporze mieszkańców z urzędem miasta. W poprzedniej kadencji, w okresach suszy, stawy wysychały, poziom wody obniżał się tak bardzo, że dochodziło do śnięcia ryb. Narracja urzędu brzmiała wciąż tak samo: jest susza, więc musi być sucho, taki mamy klimat. Mieszkańcy zaangażowani w ratowanie parku odpowiadali: Utrata ani razu nie wyschła całkowicie, wystarczyłoby naprawić jaz, by parkowe stawy były zasilane non-stop.

Dopóki Utrata nie wyschnie, stawy przetrwają

Niedziela 26 stycznia. Udajemy się do jazu z członkiem Polskiego Związku Wędkarskiego (PZW), mieszkańcem Pruszkowa. To człowiek od lat zaangażowany w walkę o układ hydrologiczny parku. Nie chce, by jego nazwisko pojawiało się publicznie.

– Roboty budowlane są skończone, jaz działa, możemy go regulować w zależności od poziomu wody w Utracie i stawach – mówi. Zgodnie z porozumieniem między miastem Pruszków a PZW to właśnie PZW odpowiada za utrzymanie poziomu lustra wody w parku. – Wody w tej chwili jest nawet za dużo, nieco zwiększymy jej wypływ na mnichu na dużym stawie – mówi.

Czy latem jaz umożliwi kierowanie nawet całego strumienia wody z Utraty do stawów? – Jak najbardziej. Dopóki rzeka nie wyschnie, stawy będą zasilane. Możemy nawet zamknąć wypływ z dużego stawu, aby jak najdłużej utrzymać poziom – odpowiada.

Firma naprawiająca jaz na zlecenie Wód Polskich przy okazji robót narobiła sporo szkód, teren nad rzeką rozjechała ciężkim sprzętem. Zdjęcia zdewastowanych ścieżek obiegły kilka tygodni temu miasto prowokując pytanie: kto na to pozwolił? Urząd miasta tym razem zareagował szybko, wysyłając na miejsce swoich inspektorów. „Jako Miasto Pruszków uczestniczyliśmy wspólnie z Wodami Polskimi oraz wykonawcą remontu jazu w spisaniu protokół dotyczącym przywrócenia terenu w sąsiedztwie prowadzonych prac budowlanych do właściwego stanu oraz do odtworzenia zniszczonej roślinności w uzgodnieniu z urzędem miasta. Termin realizacji prac naprawczych został wyznaczony do 30 kwietnia br., a powyższe obowiązki spoczywają na wykonawcy” – napisał prezydent Pruszkowa Piotr Bąk w odpowiedzi na przesłane mu pytania.

Rozjechany TerenZniszczony przez firmę budowlaną brzeg rzeki

Prezydent poinformował też, doprowadzalnik (na odcinku od Utraty do wysokości garaży w sąsiedztwie torów WKD) oraz przepust na całej długości od garaży łącznie z przebiegiem pod torami WKD przy okazji naprawy jazu zostały wyczyszczone. „Ponadto przepust pod torami WKD został poddany procesowi kamerowania w celu ustalenia lub wykluczenia istniejących w nim ewentualnych przeszkód w swobodnym przepływie wody. Nieprawidłowości nie stwierdzono” – napisał Piotr Bąk.

– Tak, prace zrobiono naprawdę dobrze, przepust jest czysty, woda płynie bez przeszkód – przyznaje nasz rozmówca z PZW. – Na doprowadzalniku nie ma już bobrów. Kilka z nich na zlecenie urzędu miasto schwytano i wywieziono, parę przeniosło się na małe stawy w rejonie studni oligoceńskiej.

DoprowadzalnikDoprowadzalnik na odcinku między torami WKD a ścieżką rowerową

Mieszkańcy walczyli, politycy próbowali zbijać kapitał

Walka mieszkańców o stawy w parku Potulickich trwała 6 lat. Jej głównym celem była właśnie naprawa jazu. Bohaterów tej walki było wielu, najbardziej znani to oczywiście aktywista Arkadiusz Gębicz, mieszkaniec Malich Bartosz Brzeziński (dziś radny), prawnik Jakub Dorosz-Kruczyński, mieszkanka Malich i w poprzedniej kadencji radna, zarazem przewodnicząca doraźnej komisji ds. jazu Anna-Maria Szczepaniak.

Była też grupa mieszkańców chcących pozostać –  jak nasz rozmówca z PZW – anonimowymi. To oni wraz z Gębiczem, w dniach największej suszy, ręcznie, wiadrami i łopatami udrażniali doprowadzalnik, aby umożliwić cyrkulację wody. To oni zapobiegli śmierci ryb w stawach, bo urząd miasta pod rządami Pawła Makucha zajęty był przede wszystkim udowadnianiem, że mieszkańcy nie mają pojęcia o hydrologii, suszy, odmulaniu kanałów, nie mają kompetencji nawet by się na te tematy wypowiadać.

OdmulanieRok 2022. Mieszkańcy nie mogąc doczekać się reakcji władz Pruszkowa sami czyszczą doprowadzalnik

Antybohaterami tej historii, oprócz ówczesnych władz Pruszkowa, była niestety też część radnych, zajętych prowadzeniem partyjnych walk i budowaniem swojej popularności. Dość wymienić takie postacie jak Olgierd Lewan czy Józef Osiński, członków komisji ds. jazu. Lewan zasłynął tym, że objął stanowisko przewodniczącego komisji, choć Statut Miasta Pruszkowa mu tego zabraniał (Lewan przewodniczył już innej komisji). Gdy łamanie prawa mu wytknięto – zrezygnował i podjął starania, żeby statut zmienić tak, by każdy radny mógł kierować jednocześnie dwiema komisji. Tworzenie przepisów „pod siebie” zyskało wtedy określenie: „lewanowanie prawa”. Z kolei Osiński potrafił zerwać obrady komisji i wyjść, bo zdenerwowało go… przybycie mieszkańców i to, że ośmielali się zabierać głos (sic!). Zdarzyło się nawet, że na posiedzenie komisji zwołane przez jej przewodniczącą Annę-Marię Szczepaniak przyszła… tylko ona, bo reszta członków, oprócz wymienionych także Jakub Kotelecki czy Dorota Kossakowska, nie znalazła czasu, by się pojawić nawet w trybie zdalnym.

Walka o stawy trwała do ostatnich dni

Rola mieszkańców okazała się nie do przecenienia nawet w ostatnich tygodniach i dniach prac prowadzonych przez Wody Polskie. Robotnicy szli na łatwiznę i wbrew regułom opisanym w dokumentacji przetargowej odcinali dopływ wody do stawów. Mieszkańcy w internecie publikowali zdjęcia pustego doprowadzalnika na całej jego długości oraz niskiego stanu wody w parku. W październiku 2024 roku, gdy woda przestała płynąć, w kałużach doprowadzalnika uwięzione zostały ryby. I znów nie kto inny, tylko mieszkańcy w pierwszej kolejności pospieszyli im na ratunek. Wśród nich była radna Dorota Smak. „Z pomocą cudownej mieszkanki naszego miasta, dwóch wiader, szpadla i plastikowej butelki przerobionej na durszlak do 22 przenosiliśmy rybki do stawu. Było ich tak dużo i tak mało wody, że do rana mogłyby się udusić” – relacjonowała Smak. „Serce pęka gdy widzi się taką zbrodnie na przyrodzie… serce się raduje gdy widzi, że są wokół osoby, które reagują, są chętne do pomocy”.

Gdy w końcu woda została do stawów puszczona, ostatnią odsłonę starań mieszkańców podsumowali Konstanty Chodkowski i Jasiek Ochnio w artykule „Woda do parku wróciła, niesmak pozostał”. „Sprawa ta jak w soczewce skupia wszystkie problemy Pruszkowa. Włodarze zdają się wykazywać kompletny brak inicjatywy za każdym razem, gdy inwestycję na terenie miasta prowadzi ktokolwiek inny, niż oni sami. Jeśli inwestor nie podlega miastu, magistrat przekształca się w biernego obserwatora zastanej rzeczywistości, a urzędnicy i politycy ruszają do roboty zwykle dopiero, gdy mieszkańcy podniosą raban” – napisali.

Czy jaz będzie działał tak jak powinien, czy bezsensowna wojna mieszkańców z urzędem miasta (bezsensowna, bo to urząd ją prowokował swoją biernością, arogancją i reagowaniem post factum) w sprawie parku Potulickich rzeczywiście dobiegła końca – przekonamy się w tym roku. Oby to dla parku był nareszcie dobry rok.

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować:

REDAKCJA POLECA
Mieszkańcy sprawiedliwości 4 znaleźli stalową sztabę blokującą dostęp do węzła c.o. i hydroforni w swoim budynku. Fot.: zpruszkowa.pl Społeczeństwo

[VIDEO] Mieszkańcy przejęli Wspólnotę, teraz zmagają się z deweloperem: "na wejściu do hydroforni zastaliśmy stalową sztangę".

Konstanty CHODKOWSKI, Jasiek OCHNIO

W kwietniu 2024 r. właściciele mieszkań przy ul. Sprawiedliwości 4 przejęli zarząd nad Wspólnotą, którą do tej pory zawiadywał pruszkowski deweloper. Ten nie daje za wygraną i deklaruje, że "wstrzymuje się z opłatami na rzecz wspólnoty do czasu podjęcia merytorycznych rozmów i normalizacji stosunków". W styczniu mieszkańcy odkryli, że wejście do hydroforni zostało zablokowane stalową sztabą.

Jakub Stefaniuk - trener Znicza Basket Pruszków. Fot.: Znicz Basket Pruszków Sport

Jakub Stefaniuk: Pruszków ma potencjał na grę co najmniej w 1. lidze

Łukasz DMOCHOWSKI

Znicz Basket Pruszków zakończył rozgrywki w sezonie 2024/2025 po rundzie zasadniczej. 10. miejsce w ligowej tabeli koszykarskiej drugiej ligi (trzeci poziom rozgrywkowy), z bilansem 13 wygranych i 17 porażek, wystarczyło na utrzymanie ale już nie na awans do fazy play-off. Do krótkiej, "posezonowej" rozmowy zaprosiliśmy trenera pruszkowskich koszykarzy - Jakuba Stefaniuka.