Jak upokorzyć mieszkańca Pruszkowa
Powiedzieć, że Arkadiusz Gębicz, prezes stowarzyszenia Za Pruszków!, nie jest lubiany przez radnych i urzędników, to nic nie powiedzieć. Ci ostatni zrobili jednak zdecydowany krok naprzód – postanowili demonstracyjnie go zignorować i upokorzyć.
W poniedziałek Gębicz na Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska pokazywał nieprawidłowości, do jakich – jego zdaniem – doszło w ub. roku podczas odmulania kanałów doprowadzających wodę do stawów w parku Potulickich. Przygotował prezentację ze zdjęciami, filmami, fragmentami umowy i aneksów do niej, podpisanych przez Urząd Miasta Pruszkowa oraz firmę Global Adver Bulding. Oskarżył firmę o symulowanie prac, a urząd miasta o zapłacenie za roboty, które de facto nie zostały wykonane. Pokazywał zdjęcia, z których wynikało, że firma wybrała tylko niewielką ilość osadów. Do tego składowała urobek łamiąc przepisy o ochronie przyrody – niektóre osady trafiły do kanałku nazywanego doprowadzalnikiem B, ale ponieważ nie został on właściwie uszczelniony, częściowo spłynęły do Utraty. Gębicz prezentował też dokumenty, z których miało wynikać, że właściciel formy wyspecjalizował się w handlu mięsem, ale nie w prowadzeniu prac melioracyjnych.
– To była klasyczna zmowa przetargowa. Oskarżam firmę Global Adver Bulding i urzędników miasta Pruszkowa, że zmówili się, że nie wykonując pracy dadzą zarobić przedsiębiorcy – mówił Arkadiusz Gębicz. Jego zdaniem nawet referencje przedstawione przez firmę, gdy startowała w przetargu, zostały sfałszowane.
Z jaką reakcją spotkały się zarzuty społecznika? W sumie, z żadną. Prezydent Pruszkowa Paweł Makuch, wiceprezydent Konrad Sipiera oraz naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Elżbieta Jakubczak-Garczyńska nie przyszli na obrady komisji. Spośród radnych zainteresowanie przejawił jedynie przewodniczący Karol Chlebiński (SPP), który polemizował z Gębiczem odczytując mu fragmenty informacji przygotowanej na komisję przez naczelnik Garczyńską. Pozostali radni – Piotr Bąk i Dorota Kossakowska (oboje z KO), Olgierd Lewan, Józef Osiński (obaj z SPP), Jakub Kotelecki i Andrzej Kurzela (niezrzeszeni) nie wzięli udziału w dyskusji. Chociaż... Józef Osiński zabrał głos, i to dwukrotnie. Raz gdy przerwał Gębiczowi, że mówi za długo, a drugi, gdy poradził Gębiczowi, żeby kupił sobie lepszy telefon, to będzie lepiej słyszalny, gdy wdzwania się na obrady komisji.
Stanęło na tym, że Gębicz ma przesłać swoją prezentację radnym i przygotować pytania, które przekazane zostaną prezydentowi Pruszkowa z prośbą o udzielenie odpowiedzi.
Komentarz autora:
Nie jestem specjalnym fanem radykalnego w swoich poglądach i niewyparzonego w osądach Arka Gębicza. Ale lekceważenie prezentowane przez prezydenta Pruszkowa wobec – bez wątpienia – bardzo ciężkich zarzutów stawianych przez społecznika, staje się coraz bardziej zdumiewające. Z takim samym lekceważeniem prezydent podchodził do prac komisji doraźnej ds. problemów hydrologicznych – mimo zaproszeń kierowanych do niego przez przewodniczącą Annę-Marię Szczepaniak nie pojawił się na obradach ani razu.
Na przepełnione ignorancją podejście prezydenta do mieszkańców walczących o dobro zabytkowego parku Potulickich (w tym gronie jest przecież nie tylko Arkadiusz Gębicz) nakłada się brak zainteresowania parkiem ze strony większości pruszkowskich radnych. Dysponując całym zestawem narzędzi kontrolnych, w jakie wyposażyła ich ustawa o samorządzie gminnym, nie podejmują prób załatwienia problemu, który jest banalnie prosty: wyczyścić kanały doprowadzające wodę do stawów i naprawić zepsuty jaz na Utracie.
Symbolem obecnej, powoli zmierzającej do końca kadencji władz samorządowych Pruszkowa – zarówno radnych, jak prezydenta – stał się dziś cuchnący szlam zalegający w parkowych kanałach i mały zepsuty jaz na małej rzece. Ciekawe, co obiecają nam w kampanii wyborczej, która wkrótce zacznie się rozkręcać. Bo że świetnie umościli się na wygodnych stanowiskach i nie zamierzają z nich rezygnować, nie ulega najmniejszej wątpliwości.