Jak spieprzyć drogę, to tylko w Pruszkowie
Przepraszam za mocne słowo użyte w tytule, ale to najcelniejsze i mimo wszystko łagodne określenie podejścia urzędników do inwestycji drogowych. To nie jest nowa przypadłość, która pojawiła się po zmianie władzy w 2018 roku. To permanentny stan urzędniczej świadomości, objawiającej się wyjątkowo nonszalanckim wywiązywaniem się ze swoich obowiązków.
W zeszłym tygodniu na portalu zpruszkowa.pl pokazaliśmy na filmie przebudowaną osiedlową uliczkę Rozbrat na Bąkach. I to nie my, dziennikarze, oceniliśmy to, co tam powstało. Zrobili to sami mieszkańcy, którzy dziwnym trafem nie są szczęśliwi z nowiutkich chodników i pasa równego asfaltu pod oknami. Okazuje się, że urząd miasta podszedł do sprawy z rozmachem. Wywłaszczył ludzi z fragmentu ogrodów, pod nóż poszły zasadzone tam i pielęgnowane pieczołowicie krzewy. Wybudował szeroką ulicę – z wysepką na przejściu dla pieszych – złośliwie określaną dziś jako “5th Avenue”. Tak dużą, że zmniejszyła się liczba miejsc parkingowych (sic!). Powstało morze asfaltu i betonu tam, gdzie wystarczyłaby może połowa tego, bo ruch jest znikomy. Nie mówiąc o kosztach inwestycji, która mogłaby być tańsza – urzędnicy widocznie wyszli z założenia, że Pruszków to bogate miasto, a kto bogatemu zabroni. Żeby było ciekawiej, ulicę wybudowano tak, że różnica poziomów chodnika i posesji sięga 30 centymetrów, co wymusza poprawianie ogrodzeń (oczywiście już na koszt mieszkańców, nie miasta).
Inwestycja na Bąkach to Pruszków w pigułce, bo świetnie pokazuje podejście urzędników do inwestycji drogowych. Przykładów jest sporo. Choćby ulica Stalowa, która po remoncie okazała się szarą betonową arterią z wąskimi chodnikami zastawionymi po obu stronach przez parkujące bezładnie samochody. Piesi przeciskają się między autami, matki z wózkami zjeżdżają z chodników na ulicę, autobusy jadą slalomem. Oczywiście, winę można próbować zrzucać na kierowców, którzy stawiają auta nie dbając o zachowanie odpowiednich odległości. Ale w rzeczywistości winę ponosi urząd miasta, gdzie wyciągnięto z szuflady stary, zrobiony po taniości projekt, zakładający wybetonowanie ulicy pod sznurek.
O budowie ścieżek rowerowych w Pruszkowie napisano już tyle, że powstałaby książka. Na Lipowej projektant wyrysował sobie na mapie równą kreskę, najwidoczniej nie sprawdzając, że coś tam rośnie. Robotnicy wyrżnęli więc 30-letni żywopłot i drzewo. Wściekłość mieszkańców pobliskich bloków jest całkowicie uzasadniona, bo można było puścić ścieżkę wydzielonym pasem ulicy. Na alei Wojska Polskiego robotnicy spychaczem poharatali korzenie lip i dopiero alarmistyczne posty i zdjęcia w mediach społecznościowych spowodowały, że nadzór nad inwestycją zadziałał: prace przerwano, a pnie drzew zabezpieczono. Jakość ścieżek rowerowych oddanych do użytku również od lat daleka jest od zadowalającej. Uskoki, niewypoziomowane zjazdy. Swego czasu opisaliśmy, jak na Krętej rowerzyści spadają rowerami z krawężnika na ulicę – dopiero po naszym artykule fuszerka została naprawiona. Pytanie, jakim cudem wcześniej byle jak zrobione prace zostały odebrane i zapłacone?
Przykładów inwestycji z bardziej odległej przeszłości, których jakość urąga logice, też nie brakuje. Dla mnie szczytem bubla jest ulica Niecała na odcinku od Bolesława Prusa do Wojska Polskiego, przebudowana tak, że na chodnikach dla pieszych stoją dziś samochody, a środkiem wędrują piesi i lawirują auta szukające miejsca do zaparkowania. To wręcz podręcznikowy przykład, jak nie modernizować miejskich ulic. Podczas budowy Centrum Dziedzictwa Kulturowego zapomniano, że do obiektu trzeba jakość dojechać i z niego wyjechać. W efekcie wyjazd jest tylko… w kierunku Warszawy i Tworek. Przystanku dla autobusów miejskich – nie ma. Podczas przebudowy ulicy Kraszewskiego przy WKD zrobiono dwie zatoczki: bardzo długą dla taksówek i krótką dla autobusów. Ta pierwsza jest niemal pusta, na drugiej muszą dziś pomieścić się autobusy aż pięciu linii. Gdy mówimy o komunikacji miejskiej, to pętla na osiedlu Staszica jest świetnym miejscem do obserwacji ludzi przebiegających przed autobusami, kierowców wysadzających ludzi na trawnik albo zabierających ze środka ulicy. Miejsce jest na jeden autobus, a chwilami podjeżdżają trzy. W poprzedniej kadencji szczytem bezmyślności było zaś wybudowanie tunelu pod torami na Gąsinie i pomysł wpuszczenia ruchu na dziurawą, pozbawioną chodników Działkową. Modernizacja Działkowej trwa dopiero teraz, choć przecież obie inwestycje (tunel i ulica) powinny zostać zsynchronizowane.
Dlaczego z jakością inwestycji drogowych w Pruszkowie jest tak słabo? Przyczyn z pewnością jest wiele. Wśród nich może być niechęć urzędników do sprawowania skutecznego nadzoru nad pracami, niewystarczające przygotowanie merytoryczne, nieumiejętność podpatrywania rozwiązań wprowadzanych w innych miastach, może nawet niechęć do podnoszenia kwalifikacji. Podczas gdy inne miasta wprowadzają standardy budowy ścieżek rowerowych – opasłe opracowania pokazujące w detalach, jak taka ścieżka powinna wyglądać – u nas problemem jest wypoziomowanie krawężnika przy zjeździe na jezdnię. Gdy inni budują woonerfy… przepraszam, to dla naszych urzędników pewnie za trudne słowo, nawet nie będę rozwijał tego pojęcia. Podobnie ze strefą Tempo-30, o którą bezskutecznie upomina się społecznik Arek Gębicz. Aby taką strefę wprowadzić, trzeba najpierw dysponować profesjonalną analizą pokazującą, które ulice powinny się w niej znaleźć. Żeby analizę zamówić, trzeba znać jej cele, specyfikę. To z kolei wymagałoby wizyt studyjnych w miastach, które Tempo-30 już mają. Ale jak mówić o wyjazdach na przykład do Katowic, skoro urzędnicy nie widzą, że drogowcy niszczą żywopłot i wycinają drzewo na Lipowej, dwieście metrów od urzędu, w którym pracują?
Na szczęście w Pruszkowie widać światełko w tunelu. A są nim… mieszkańcy, analizujący dziś każdą oddawaną inwestycję, bezlitośnie tropiący fuszerki, które następnie pokazują na zdjęciach w mediach społecznościowych. Owszem, kontrola społeczna jest potrzebna i skuteczna, tyle że pożarom należy zapobiegać, a nie je gasić.
W takiej sytuacji na barki mieszkańców spadnie wkrótce trudne i odpowiedzialne zadanie. Za kilkanaście miesięcy powinniśmy poznać projekty przebudowy Kościuszki i 3 Maja – dwóch reprezentacyjnych ulic Pruszkowa. Urząd miasta nie posłuchał wskazówek, nie zdecydował się ogłosić konkursu na koncepcję obu inwestycji ze wsparciem specjalistów ze Stowarzyszenia Architektów Polskich. Projektantów wyłonił w zwykłych przetargach, w których najważniejsza była niska cena. Wygrały małe, lokalne pracownie. Co wymyślą? Czy szczytem kreatywności będą betonowe donice z żółtymi bratkami? Obym był złym prorokiem. Ale skoro nie można liczyć na urzędników, to ja nadzieję pokładam w mieszkańcach i ich trzeźwej i racjonalnej ocenie projektów, które ujrzą światło dzienne.