Hejt na Gębicza
Sławomir BUKOWSKI
Letnie popołudnie, park Potulickich. Grupa ośmiu mężczyzn zbiera się przy kanałku doprowadzającym wodę do stawów. Mają wodery, łopaty, szpadle, wiadra ze sznurami. Wśród nich jedna znana twarz – Arek Gębicz, prezes Stowarzyszenia "Za Pruszków!" Pozostali nie chcą o sobie mówić, nie podają nazwisk. Wolą pozostać anonimowi. Możemy tylko napisać, że to funkcjonariusze Społecznej Straży Rybackiej, oficjalnej formacji, której zadaniem jest dbać o prawidłową gospodarkę rybacką na akwenach śródlądowych. Mają służbowe legitymacje. Mają też szereg uprawnień. Na przykład mogą zatrzymać osobę niszczącą ekosystem czy działającą w parku bez zezwolenia. Mogliby więc zatrzymać Gębicza, gdyby robił coś nielegalnie i oddać go w ręce policji. Ale nie zatrzymują – przeciwnie, sami wchodzą do wody. Zgarniają do wiader muł i wyciągają sznurami na brzeg. Ciężka, fizyczna, męska praca. Po godzinie oceniają efekt. Woda płynie.
Dlaczego to robią? Bo nikt inny nie chce. Bo Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Pruszkowa nie troszczy się o park tak jak powinien. Bo radni bojkotują pracę. Bo stawy kolejny raz by wyschły. Bo dziesiątki poduszonych ryb znowu pływałyby do góry brzuchami, a z urzędu miasta wyszedłby komunikat, że jak jest sucho, to w całym kraju wysychają rzeki i jeziora.
– Planowałem zostawić to wszystko, niech zdycha… Skoro miasto nie dba, to trudno – mówi Arek Gębicz. – I co, miałbym satysfakcję i mógłbym westchnąć: a nie mówiłem? Ale komu zrobiłbym krzywdę, prezydentowi? Radnym? Oni wywinęliby się od odpowiedzialności. A ja patrzyłbym, jak umiera najpiękniejszy zakątek Pruszkowa, miejsce moich codziennych spacerów.
Na większe akcje odmulania kanałku stawia się nawet 10 mieszkańców. Pracują godzinę, dwie, porozmawiają, ponarzekają na indolencję urzędników, rozchodzą się. Ale Gębicz często przychodzi sam – z wiadrem, łopatą, grabiami. Czyści przepusty, usuwa liście, rozgarnia muł. Od 29 czerwca, jak sam mówi, robił to jakieś 50 razy. Za darmo. Mimo internetowego hejtu personalnie wymierzonego w niego.
Gębicz przywykł do stwierdzeń, że zajmuje się czymś, o czym nie ma pojęcia, że nie ma kwalifikacji. Ostatnio największych trolli poblokował w internecie, bo są impregnowani na argumenty. – Chwilowo mam spokój, ale niedługo znowu się pojawią, jak pozakładają nowe konta. Nie dadzą mi spokoju. Wtedy ich znowu poblokuję. Taka gra w ciuciubabkę – mówi.
Pierwszy raz akcja społecznego odmulania kanałku miała miejsce 29 czerwca, dwa dni po niesławnym posiedzeniu nadzwyczajnej komisji ds. jazu na Utracie. Obrady formalnie nie doszły do skutku, bo czwórka radnych (Olgierd Lewan, Dorota Kossakowska, Józef Osiński i Jakub Kotelecki) nie stawiła się, oficjalnie z braku czasu, nieoficjalnie, bo tak się umówili. Tego dnia na komisji miał być przedstawiany duży raport przygotowany przez naukowców z SGGW na temat parku Potulickich. Opracowanie to wręcz encyklopedia wiedzy: zawiera dokładny opis układu hydrologicznego, wyniki pomiarów przepływów, analiz fizykokochemicznych osadów, wraz z listą zaleceń, jak dbać o cały układ wodny, jak i czym usuwać muł. Komisja miała nieformalny przebieg, naukowcy na youtubowym kanale Jestem z Pruszkowa odpowiadali na pytania przewodniczącej komisji Anny-Marii Szczepaniak, Gębicza, dziennikarzy i mieszkańców, co zrobić, żeby parkowe stawy regularnie nie wysychały.
[ Przeczytaj również: Naukowcy z SGGW już wiedzą, jak ratować stawy w parku Potulickich ]
– Przy współpracy ze Społeczną Strażą Rybacką robię dokładnie to, co zalecili naukowcy. Podnieśliśmy piętrzenie wody na uszkodzonym jazie, usuwamy muł tam, gdzie się gromadzi, ja osobiście rozszczelniam dwie tamy bobrów. Regulujemy mnicha, czyli urządzenie na dużym stawie spuszczające nadmiar wody do Utraty. Obserwujemy wodowskazy i ustawiamy wszystko tak, żeby woda płynęła i przewietrzała stawy. Proste, logiczne i skuteczne – mówi Gębicz. – Między bajki można włożyć twierdzenia o skutkach suszy, że jak wody w Utracie mało to poziom stawów musi się obniżyć, albo że woda nie płynie kanałkiem, bo ma pod górę. Obliczona przez naukowców różnica poziomów pomiędzy początkiem doprowadzalnika a mnichem to 30 centymetrów. Wystarczy, żeby zapewnić przepływ. Grawitacja działa.
Społecznik nie zostawia suchej nitki ani na urzędnikach z Kraszewskiego, ani na radnych ze speckomisji ds. jazu na Utracie – poza przewodniczącą Szczepaniak, która nie uprawia polityki i jest autentycznie zainteresowana rozwiązaniem problemów wynikających z awarii jazu. – Może to z mojej strony buta, pycha i chora ambicja, ale ja uważam, że czwórka radnych dlatego storpedowała czerwcowe posiedzenie, bo wiedzieli, że usłyszeliby od naukowców to samo, co ja mówię od dwóch lat. Nie mam wątpliwości, że to radny Lewan wszystkim wysterował, to on namówił pozostałych, żeby nie przyszli na obrady – mówi Gębicz. Gdy upewniam się, że mogę zacytować to co właśnie powiedział, przytakuje: – Tak, biorę odpowiedzialność za swoje słowa, napisz to co powiedziałem o Lewanie – odpowiada.
Presja mieszkańców stała się tak duża, że pruszkowscy radni jednak pochylą się nad opracowaniem SGGW, którym urząd miasta dysponuje od maja, czyli od ponad trzech miesięcy. W poniedziałek 5 września odbędzie się połączone posiedzenie dwóch komisji Rady Miasta Pruszkowa: Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska pod przewodnictwem Karola Chlebińskiego (SPP) oraz nadzwyczajnej ds. jazu na Utracie z przewodniczącą Anną-Marią Szczepaniak (niezrzeszona, kilka tygodni temu została wydalona z klubu PiS za głosowania wbrew linii partyjnej). Na posiedzenie znów zaproszeni zostali naukowcy z SGGW, autorzy opracowania o parku Potulickich, którzy w czerwcu nie posiadali się ze zdumienia, że komisja z ich udziałem została przez grupkę pruszkowskich radnych zbojkotowana (pisaliśmy o tym tutaj i tutaj). Są przychylnie nastawieni, nadal gotowi odpowiadać na pytania, doradzać. Na poniedziałek zaproszeni zostali także: naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska Elżbieta Jakubczak-Garczyńska, prezydent Paweł Makuch oraz wiceprezydent Konrad Sipiera.
Radni tradycyjnie będą rozmawiać w trybie zdalnym, za pośrednictwem systemu telekonferencyjnego ZOOM. Czy dostęp do ZOOM-a dostanie też Arek Gębicz? To pytanie pozostaje otwarte. Społecznik wysłał prośbę zarówno do Anny-Marii Szczepaniak, jak i Karola Chlebińskiego. Na pytanie portalu zpruszkowa.pl, czy wyrazi zgodę, Szczepaniak odpisała: „Nie widzę żadnych przeszkód, żeby prezes stowarzyszenia Za Pruszków! uczestniczył w obradach. Przede wszystkim jest on mieszkańcem naszego miasta, więc już z samego tego faktu jest zaproszony, by współuczestniczyć w życiu Pruszkowa i dyskusji na jego temat. Po drugie, nie wyobrażam sobie, aby osoba, która przeszło dwa lata temu zainicjowała temat jazu, dziś została wykluczona z debaty w tej sprawie. Oczywiście, nie należy zapominać, że pan Gębicz nie sprawuje mandatu radnego i to nie on będzie decydować o dalszych losach jazu, jednak jego głos w tej kwestii z pewnością powinien być wzięty pod uwagę”.
Analogiczne pytanie dostał w czwartek od redakcji zpruszkowa.pl Karol Chlebiński. „Odpiszę w wolnej chwili” – odpowiedział. Do chwili publikacji tego artykułu nie odpisał.
– Założymy się, że nie dostanę ZOOM-a, bo radni się mnie boją? – pyta retorycznie Gębicz. – Dzięki mojej nieobecności to będzie posiedzenie bez trudnych pytań. A wdzwaniać się na obrady nie planuję, bo radni udają wtedy, że nie słyszą moich pytań, nikt nie odpowiada. W tym czasie, gdy oni będą spijać sobie z dzióbków, ja może wezmę łopatę i pójdę popracować do parku. To będzie z pożytkiem dla Pruszkowa.
AKTUALIZACJA!
Po publikacji artykułu wydarzenia przyspieszyły. Pierwsza z redakcją zpruszkowa.pl skontaktowała się Anna-Maria Szczepaniak, przewodnicząca specjalnej komisji ds. jazu na Utracie. Poinformowała, że podjęła rozmowy, aby Arek Gębicz otrzymał dostęp do aplikacji ZOOM i mógł brać udział w poniedziałkowej dyskusji z ekspertami z SGGW na równych prawach z radnymi. Wysłała też mejla do Biura Rady Miasta z wnioskiem o umożliwienie społecznikowi dostępu.
Przed godz. 17 odpowiedział też Karol Chlebiński, przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska. „P. Arek dostanie dostęp do ZOOM-a" – napisał. Społecznik potwierdził nam, że dostał już od radnego Chlebińskiego stosowną informację.