Edgar Czop opuszcza Pruszków, mówi o rozczarowaniu i braku perspektyw dla siebie
O swojej decyzji poinformował na filmie opublikowanym na fejsbukowym profilu Pruszków 2.0. „Nie zamierzam kandydować na radnego Pruszkowa w nadchodzących wyborach. Po pięciu i pół roku nie jest w stanie fizycznym i psychicznym dalej łączyć pracy i obowiązków radnego na satysfakcjonującym mnie poziomie” – mówi. „Nie ukrywam, że jestem głęboko rozczarowany poziomem debaty publicznej w Pruszkowie pomiędzy władzą uchwałodawczą i wykonawczą” – dodaje.
Twierdzi też, że w mieście nie ma ugrupowania ani partii, które odzwierciedlałyby jego poglądy. „Zamierzam na stałe opuścić Pruszków i zakończyć działalność we wszystkich lokalnych strukturach, w których jestem zaangażowany (…). Czas na zmiany. Ja postanowiłem, że te zmiany będą dla mnie dobre” – kwituje.
Edgar Czop do Rady Miasta Pruszkowa dostał się w 2018 roku z listy Koalicji Obywatelskiej. To nie tylko indywidualista, ale i idealista. Weganin, antyklerykał i ekolog. Ta ostatnia cecha stała się jego znakiem rozpoznawczym. Krytykował inwestycje miejskie, którym towarzyszyła wycinka drzew. Kiedy radni przegłosowali dosypanie powiatowi pieniędzy na budowę łącznika ulic Sienkiewicza i Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, co oznaczało likwidację zielonego skweru przy dworcu PKP, na znak protestu opuścił klub KO i dalej działał jako radny niezależny.
Wiosną 2022 roku, już po feralnym głosowaniu, pisał na swoim profilu: „W wideo znajdziecie moje dość smutne podsumowanie LVI nadzwyczajnej Sesji Rady Miasta Pruszkowa. Dlaczego smutne? Ponieważ pod piłę idzie 29 drzew, które zaleje beton w celu stworzenia nieprzeliczonego i nieusprawniającego infrastruktury w Pruszkowie łącznika ul. Sienkiewicza i Zimińskiej-Sygietyńskiej. Wyborna decyzja #Powiat Pruszkowski, przyszłe pokolenia będą wdzięczne za życie w zatrutym szarym mieście. Zastanawiam się jak to ubierzecie PR-owo”.
Czopa wręcz obsesyjnie nie znosili sympatycy prawej strony sceny politycznej, do tego stopnia, że na początku kadencji przejrzeli jego prywatny profil na Facebooku, powyciągali z niego zdjęcia, opublikowali na kilku grupach dyskusyjnych i oskarżyli o satanizm. Czop wyjaśniał, że mroczne zdjęcia pochodziły z sesji artystycznych oraz Halloween. Próba kompromitacji ostatecznie się nie powiodła, przeciwnie, radny raczej zyskał zwolenników, niż ich stracił.
Nazywany był buntownikiem, podobnie jak Anna Maria-Szczepaniak, którą usunięto z klubu PiS za głosowania niezgodne z linią partii i wbrew dyspozycjom wiceprezydenta Konrada Sipiery. Oboje z upływem czasu redukowali jednak swoją aktywność, a Szczepaniak zniknęła niemal całkowicie.
Co warto podkreślić, Edgar Czop to jedyny pruszkowski radny nie tylko znakomicie poruszający się w świecie mediów społecznościowych, ale też regularnie zamieszczający relacje z posiedzeń komisji i sesji rady, okraszone komentarzem. To trochę dziwne, że z 23 radnych zaledwie jeden utrzymuje taki kontakt z mieszkańcami i przekazuje bieżące informacje, ale w Pruszkowie w tej kadencji tak jest. Na tle rady zdominowanej przez dinozaurów Czop wręcz błyszczał.
Zgodził się na krótką rozmowę. Rozmawiamy niedługo po tym, jak poinformował, że nie będzie kandydował w kwietniowych wyborach.
Sławomir Bukowski: W nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych mówi pan o rozczarowaniu. Co konkretnie pana rozczarowało?
Edgar Czop: To złożone zagadnienie, składa się na nie wiele małych elementów. Większość wynika z polityki Pawła Makucha i jego zastępcy Konrada Sipiery. Zacznę od nieprzemyślanych i szkodliwych decyzji, które były w tej kadencji podejmowane. Z tych najgłośniejszych to budowa łącznika ulic Sienkiewicza i Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, wycięcie szpaleru drzew przy alei Wojska Polskiego, wybudowanie ogromnego placu zabaw w parku Kościuszki, który zniszczył kulturę wizualną tego miejsca.
Indolencja tej władzy przejawia się w wielu aspektach, na przykład poprzez fatalne przygotowywanie kluczowych dokumentów miasta – projektów budżetu i wieloletniej prognozy finansowej. Do tego dochodzi przyzwolenie na niszczenie lokali komunalnych, brak działań w sprawie pękającej kamienicy przy Ołówkowej 15. Tolerowanie budowy nowych budynków przez deweloperów bez poszanowania przyrody i infrastruktury miasta. Problemy z retencją wody w parku Potulickich. Brak ochrony dzikiej przyrody, brak działań w sprawie budynku przy ulicy Pawiej. Organizowanie imprez miejskich w parku Potulickich. Tak zwana rewitalizacja Utraty.
I wreszcie brak komunikacji z radnymi. Musieliśmy dosłownie wydzierać informacje i dokumenty z urzędu miasta, które są nam niezbędne do efektywnej pracy. Nie jest tak, że my ich potrzebujemy dla satysfakcji czy rozgłosu, tylko po to, by wywiązać się obowiązków wynikających ze sprawowania mandatu. Oburzało mnie też niepojawianie się prezydenta na posiedzeniach komisji, spóźnianie się czy wychodzenie z sesji rady miasta.
Konstruktywnej współpracy nie było nawet pomiędzy Pruszkowem a innymi gminami. Przykładem spór o ulicę Działkową z Brwinowem i konflikt z burmistrzem Arkadiuszem Kosińskim, brak współdziałania z gminą Michałowice w sprawie utworzenia parku krajobrazowego. Tych tematów jest naprawdę bardzo, bardzo dużo, nakreśliłem tylko horyzont tego, co się w Pruszkowie w tej kadencji działo.
Radni nie byli w stanie przeciwstawić się takiemu stylowi uprawiania polityki? Pozycja prezydenta jest na tyle silna, że niewiele mogą zrobić dysponując instrumentami przewidzianymi w ustawie o samorządzie gminnym?
Edgar Czop: W pańskim pytaniu jest zawarta odpowiedź. Rada pełni funkcję uchwałodawczą i kontrolną, nie ma możliwości bezpośredniego wpływania na władzę wykonawczą. W wielu przypadkach mogliśmy jedynie wystosowywać apele czy nagłaśniać problemy – i to wszystko. Zresztą jako członek rady nieraz czułem się osamotniony w swoich działaniach, nie mogłem znaleźć większości, która by poszła w tym samym kierunku, co ja. Ale to osobny temat.
Zraził się pan do samorządności w Pruszkowie czy do samorządności jako takiej?
Edgar Czop: Na pewno zraziłem się do samorządności w Pruszkowie. Wymieniłem tylko rzeczy negatywne, oczywiście sporo było wydarzeń mających dla miasta wartość dodaną, a które dla mnie stanowiły dobre doświadczenie. Na samorządność patrzę szeroko i pozytywnie, bo są gminy, w których radni odczuwają satysfakcję z podejmowanych działań, widzą, że ich decyzje zmieniają otoczenie i procentują, są konstruktywne dla przyszłych pokoleń.
W kwietniowych wyborach nie wystartuje pan ani w Pruszkowie, ani w żadnym innym mieście?
Edgar Czop: Zdecydowanie nie. W moim przypadku przeszkodą jest absorbująca praca zawodowa i plany życiowe. Bycie radnym to zajęcie dla osób, które mają więcej czasu i więcej determinacji w podejmowaniu działań, które w przypadku Pruszkowa okazywały się uderzaniem grochem o ścianę.
W tej chwili mamy czterech potencjalnych kandydatów na prezydenta Pruszkowa w nadchodzących wyborach: Pawła Makucha, Piotra Bąka, Arkadiusza Gębicza i Michała Landowskiego. Który z nich jest panu najbliższy?
Edgar Czop: Oprócz Pawła Makucha doceniam trzech pozostałych za to, że miałem przyjemność z nimi współpracować na różnych płaszczyznach. Niemniej jednak na żadnego nie mógłbym zagłosować z pełnym przekonaniem. To wynika z rozbieżności poglądów i wizji funkcjonowania miasta. Jako lewicowy działacz nurtu socjaldemokracji oczekuję czegoś, czego ci panowie nie są w stanie mi zagwarantować. Poza tym każdy z nich ma cechę lub cechy w mojej ocenie negatywne, które uwarunkują kształt przyszłej administracji i przełożą się na jakość sprawowania władzy wykonawczej. Ale pana prezydenta Makucha nie jestem w stanie poprzeć w żaden sposób, nie darzę go sympatią przez doświadczenia z mijającej kadencji.
Czyli zmiana na stanowisku prezydenta Pruszkowa jest wskazana?
Edgar Czop: Jest wskazana, na pewno Paweł Makuch nie powinien być dłużej prezydentem. Ale też mam problem, czy powinien to być reprezentant Koalicji Obywatelskiej Piotrek Bąk, czy Arek Gębicz reprezentujący wojujące stowarzyszenie Za Pruszków!, czy Michał Landowski powiązany ściśle z powiatem i jego interesami. Decyzję pozostawiam mieszkańcom, bo żadna z wymienionych osób nie budzi w pełni mojego zaufania.
Tak negatywna ocena nie powiększy grona pańskich przyjaciół, może raczej przysporzyć wrogów.
Edgar Czop: Mam przyjaciół, którzy są ze mną na dobre i na złe mimo formułowanych przeze mnie opinii. Na pewno żaden z czwórki polityków, o których rozmawiamy, nie zostanie moim przyjacielem i do tego nie dążę, oceniam ich chłodno.