Dlaczego próbowano nam zepsuć park Sokoła?
Od wielu lat nie mogę oprzeć się wrażeniu, że do realizacji w Pruszkowie trafiają projekty… zwyczajnie słabe. Mam tu na myśli inwestycje finansowane przez miasto. Przedsięwzięcia okazują się niedopracowane, nieprzemyślane, wręcz wybrakowane. Gdy widzimy efekt finalny, na poprawki zazwyczaj jest za późno – okazują się zbyt kosztowne. Przykładem może być jeden z większych projektów ostatnich lat: zakończona w 2010 roku rewitalizacja parku Sokoła, której efekty widzimy dzisiaj jak na dłoni i oglądać będziemy przez kolejne dziesięciolecia.
Świadomie piszę park Sokoła, bo oficjalna nazwa Kościuszki jakoś nie przechodzi mi przez gardło, poza tym nie znam nikogo, kto w potocznych rozmowach by jej używał. Gdy raz do kogoś powiedziałem, że idę do parku Kościuszki, to myślał, że jadę do Warszawy. W sumie – może by do historycznej, zwyczajowej nazwy, powrócić w oficjalnym nazewnictwie? Ale nie o tym będzie dziś mowa.
Kojarzycie altanę wybudowaną kilka lat temu przy okazji rewitalizacji parku? Stoi przy głównej alei (i jest na moim zdjęciu). Kiedy ruszyła budowa, z niecierpliwością czekałem na zakończenie prac. Podpatrywałem robotników krzątających się z deskami. Wyobrażałem sobie solidną dębowa ławę z siedziskami po obu stronach, gdzie matki mogłyby położyć śniadanie dla swoich pociech, a ojcowie postawić szklankę (oczywiście z sokiem). Ale pewnego dnia robotnicy… zniknęli. Zastanawiałem się: przerwa? Strajk? Wykonawca zbankrutował zostawiając niedokończone dzieło? Aż w końcu, po paru miesiącach, zrozumiałem. Ten szkielet, który stanął, to finalna postać. Zagroda z daszkiem. Ale do czego? Do ochrony przed deszczem w razie nawałnicy? Mogłoby tak być, wszak znajdują się tam dwie ławeczki. Ale obie stoją tuż przy krawędzi. Więc gdy pada, to deszcz leje się albo na plecy, albo na kolana – zależy w którą stronę usiąść. No więc komu i do czego altana ma służyć? Jedyni jej użytkownicy to dziś wyrośnięta młodzież, która po zapadnięciu zmroku lubi tam siedzieć i nawadniać organizmy. Pod daszkiem jest jakby przytulniej, niż na pobliskich ławeczkach.
Czy altana to punktowa wpadka? Przecież kilka rzeczy bez wątpienia się udało. Powstały bardzo ładne placyki zabaw dla małych dzieci. Urządzenia, jakie tam stanęły, prezentują wysoki europejski standard, identyczne można zobaczyć w Madrycie czy Paryżu. Ale… co ze starszymi dziećmi? Dlaczego nie zbudowano wysokiego linarium takiego jak na osiedlu Niedźwiadek czy na Kępie Potockiej w Warszawie, albo jak w parku w pobliżu dworca PKP w Grodzisku Mazowieckim?
Przy głównej alei powstało boisko do koszykówki, ogrodzone siatką. Super pomysł. Tylko szkoda, że poszczególne poziomy siatki zainstalowano byle jak, powiązano, podrutowano. Aby były. Bylejakość do kwadratu. Wystarczy podejść i obejrzeć.
A teraz alejki. Rewitalizacja parku została podzielona na dwa etapy. W pierwszym zajęto się otoczeniem pałacyku. Asfalt na alejkach zastąpiła szara, prymitywna betonowa kostka. Idealna do wyłożenia parkingu przed centrum handlowym. Dlaczego nie użyto kamiennych płyt, na przykład granitowych? Albo kamiennej kostki? Przecież park Sokoła to zabytek – czy nie zasługuje na szlachetny materiał? Żeby było ciekawiej, w drugim etapie rewitalizacji w części bliżej alei Niepodległości alejki wyłożono nawierzchnią mineralną. Wytrzymała kilka miesięcy, potem zaczęła kruszeć. Dziury wyrastały jedna obok drugiej. W akcie desperacji urząd miasta zlecił w końcu wymianę nawierzchni na betonową – identyczną jak bliżej pałacyku, idealną na parking. No i spacerując dziś po parku mamy pod nogami a to szarą kostkę, a to czerwoną, a to resztki nawierzchni mineralnej. Obecne władze zleciły dobudowanie jeszcze jednej alejki. Szarej kostki jeszcze przybyło. Paskudztwo.
Koniec narzekania. W całym parku stoją ławeczki. Gustowne, wygodne. Stanęło dużo koszy na śmieci. Bardzo dobrze. Pojawiły się też nowe latarnie… Z białymi kulistymi kloszami, które non stop są tak brudne, że aż przykro patrzeć. I znów – czy na małej architekturze trzeba było oszczędzać?
Miałem nie narzekać. Okey, przybyły dwie fontanny. Jedna efektowna, przy pałacyku (szkoda że dysze bez przerwy się zatykają i bywa, że latem całymi tygodniami woda ledwie tryska), druga efekciarska, z muzykantami. Moim zdaniem robotnicy się pomylili, bo muzykanci mieli stanąć przy pałacyku – tam mieści się szkoła muzyczna – ale w końcu nie myli się ten, kto nic nie robi.
Przepraszam teraz wszystkich zakochanych w Pruszkowie, ale muszę to napisać. Dla mnie fontanna z muzykantami to przerost formy nad treścią. Woda sika wąskimi strumyczkami prawie nigdy nie trafiając w odpływy. Raz dysze działają, raz nie. Całość jest na podwyższeniu, więc zachęca dzieci, żeby się tam wdrapywały. Ale jest ślisko i pochyło i można spaść, co nie raz, jak sam widziałem, się zdarzyło. Więc można się wdrapywać czy nie? Aaaa…. Jest pozytywka. Nie wiem czy jeszcze działa, ale kiedyś działała. Trzy razy dziennie grała, zawsze to samo. Myślałem że woda będzie tryskać w takt muzyki, ale ani razu nie widziałem, żeby zaprogramowane sekwencje tryskania się zmieniły. Moim zdaniem ta pseudofontanna powinna nazywać się „Sikający muzykanci” i nadaje się co najwyżej, żeby stanąć na uboczu rynku w podlaskiej wiosce (nie obrażając nikogo z Podlasia). Czy Pruszków naprawdę nie zasługuje na więcej?
Podczas obu etapów rewitalizacji parku Sokoła zapomniano o wymianie brzydkiego ogrodzenia przedszkola, które straszy już od dziesięcioleci. Betonowe słupki ledwie trzymają starą siatkę. Ja mam 47 lat, to ogrodzenie na pewno jest starsze ode mnie.
Mógłbym wskazać jeszcze sporo mankamentów. Bezsensowne rozplanowanie stref rekreacyjnych – dlaczego placyk zabaw plus boisko znalazły się tuż przy prywatnych posesjach, gdzie planowano budowę budynków wielorodzinnych? Ja wiem, że ludzie, którzy kupują tam mieszkania, muszą zdawać sobie sprawę z hałasu, na jaki się narażają, ale przecież to wręcz zaproszenie do konfliktów. Można było wszystkie tereny zabawy łącznie z boiskiem umieścić w części bliżej al. Niepodległości oraz ul. Chopina. Projektanci chyba nie sprawdzili też, zanim zasiedli do rysowania, jak wyglądają ciągi komunikacyjne. W efekcie dziś wchodząc do parku od strony ul. Drzymały (na wysokości przychodni) i idąc do Chopina trzeba przejść buciorami albo przejechać rowerem przez miękką nawierzchnię placu zabaw, przyspieszając jej niszczenie. No i jeszcze toaleta. Zdrowy rozsądek każe postawić ją w pobliżu placów zabaw. Ta w Pruszkowie stanęła dokładnie po przeciwnej stronie parku, koło ulicy Kościuszki. Czy ktoś jest w stanie wytłumaczyć, co siedziało w głowach projektantów, gdy to wymyślali? I w głowach urzędników, którzy to akceptowali?
Park Sokoła przemierzam każdego dnia. O poranku rozlega się tam piękny śpiew ptaków, czasem słyszę dzięcioła kującego drewno. W letnie popołudnia place zabaw pełne są roześmianych dzieci. Park żyje – tak jak żył zawsze, także przed „rewitalizacją”, jak żył w czasach PRL, jak będzie żył w następnych pokoleniach. Żałuję jednak, że owa „rewitalizacja” przed paroma laty okazała się małomiasteczkowa, zrobiona byle wyszło tanio.
Mam nadzieję, że teraz, gdy miasto będzie planować remonty reprezentacyjnych ulic, albo kiedyś zdobędzie się na gruntowne porządki w parku Potulickich połączone z częściową chociaż rewitalizacją, to zacznie organizować konkursy architektoniczne pod patronatem Stowarzyszenia Architektów Polskich, zaprosi do jury ekspertów – architektów, urbanistów, ogrodników – którzy pomogą wybrać do realizacji projekty godne Pruszkowa.
Czy park Sokoła to perełka? Moim zdaniem tak – perełka, której na szczęście nie zdołała zniszczyć nawet bardzo nieudana rewitalizacja.