Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Chcecie zobaczyć fuszerkę? Przejedźcie się Krętą

Sławomir BUKOWSKI
O wątpliwej jakości ścieżki rowerowej w Tworach przekonałem się naocznie. To zdumiewające, że wykonawca budowy otrzymał za to pieniądze.
Ulica Kręta w Pruszkowie
Ilustracja: Ulica Kręta w Pruszkowie

„Mnie podoba się nawet ścieżka rowerowa przy domu Arka G.” – napisałem kilka dni temu pod jedną z dyskusji dotyczącej planów rozbudowy infrastruktury rowerowej w Pruszkowie. To była z mojej strony ewidentna zaczepka obliczona na wywołanie wilka z lasu. Nie zawiodłem się. Arkadiusz Gębicz zaraz zapytał, czy wiem o czym piszę. A Jan Słupski, który z Gębiczem założył stowarzyszenie "Za Pruszków!", uderzył merytorycznie: „Co sądzisz o jakości wykonania?”.

Ścieżkę oglądałem do tej pory wyłącznie z okien kolejki WKD, wydawała się przyjemna, ale żeby móc napisać coś konkretnie, trzeba nią przejechać tam i nazad. Wsiadłem więc na rower i pojechałem z nastawieniem, że ścieżka na pewno jak każda inna – równa, asfaltowa i wygodna. „Napiszę potem Gębiczowi, żeby wreszcie przestał przesadzać” – myślałem sobie z satysfakcją graniczącą z poczuciem wyższości.

Popedałowałem Lipową, minąłem studnię oligoceńską, dalej utwardzoną drogą, pokonałem mostek nad Utratą. Za nim, a jakże, zaczyna się elegancka ścieżka. Prowadzi najpierw przy nasypie kolejki, oddzielona pasem zieleni od ulicy Krętej. Ale jakieś sto metrów dalej nagle przecina Krętą i zamienia się w ciąg pieszo-rowerowy po lewej stronie. Jadę, mijam jakiś słupek stojący przy krawędzi, o który nocą można zahaczyć pedałem. Dojeżdżam do krzyżówki z Węglową. Robię bum. To znaczy nie spadam z siodełka, ale rower zeskakuje z krawężnika, którego nie powinno tam być. Jadę jeszcze kawałek i co? I… koniec ścieżki. Trzeba znowu przeciąć Krętą i poruszać się dalej prawą stroną jezdni. No to jadę, szukam, ścieżki nie ma. To chyba koniec.

Zawracam do Węglowej, schodzę z roweru i zaczynam podziwiać dzieło. Wygląda cudacznie. Nierówno wbetonowany krawężnik, po prawej stronie stoi słup, obok niego, jeszcze bardziej na prawo, ewidentnie budowlańcom zabrakło asfaltu i nie chciało im się już po niego jechać – położyli więc betonowe kostki, które pasują tam jak pięść do nosa. Na lewo od słupa im dalej, tym bardziej wjazd na ścieżkę wymaga „podbicia” roweru. Z pojęciem „wypoziomować” wykonawcy najwidoczniej nigdy w swojej karierze zawodowej się nie spotkali. Fuszerka aż miło.

Wsiadam na rower i jadę już powoli. Po prawej znów widzę ten słupek, co stoi za blisko. Po lewej między ścieżką a jezdnią wysypany nierówno pas kamieni. Raz ich więcej, raz mniej. Jezdnia Krętej spękana, nierówna, woła o remont. Estetyka całości taka, że aż oczy bolą.

Pokonuję 350-metrowy odcinek kilka razy w tę i z powrotem, żeby się upewnić, że dobrze widzę. Spędzam tam ze 20 minut. Przez ten czas Krętą przejeżdżają raptem trzy samochody – a jest piątkowe popołudnie, kiedy ruch zapewne jest największy. Zaczynam coraz bardziej rozumieć Gębicza twierdzącego, że budowa ścieżki w tym miejscu była pozbawiona sensu, że jest przejawem marnotrawstwa publicznych pieniędzy. Co ciekawe, rowerzyści nadjeżdżający od strony parku Potulickich i pedałujący w kierunku Tworek w większości w ogóle na ścieżkę nie wjeżdżają – bo po pierwsze, jaki jest sens dwukrotnie przecinać Krętą, po drugie, zeskok z krawężnika do przyjemnych nie należy, a po trzecie, na Krętej niemal nie ma ruchu.

– A nie mówiłem? – triumfuje Arek Gębicz, kiedy informuję go o wynikach moich obserwacji. – Zamiast wydawać pół miliona na coś, co nie spełnia swojej roli i w ogóle pozbawione jest logiki, można było na przykład zbudować trasę wzdłuż Utraty w kierunku jazu, gdzie są wyjątkowo piękne tereny do rekreacyjnej jazdy.

Przyznaję mu rację. Zachodzę w głowę, jak urzędnicy z Pruszkowa odebrali prace, które rażą bylejakością. Przypomina mi się rok 2014, kiedy w Warszawie oddana została Świętokrzyska po wybudowaniu metra. Na odcinku między Marszałkowską a Nowym Światem powstała elegancka ścieżka dla rowerów. Ale cykliści zaczęli się skarżyć, że na wjazdach i zjazdach na przecinające Świętokrzyską ulice krawężniki mają 3–4 cm wysokości i jazda jest niekomfortowa. Krytyka była tak zmasowana, że ścieżkę oficjalnie uznano za bubel, a Zarząd Dróg Miejskich zobligował wykonawcę do poprawek. Po kilku tygodniach wszystko już było, jak trzeba. Krawężniki miały nie więcej niż 1 cm, a jakość prac okazała się taka, że mucha nie siada – w ogóle nie było widać, że ktoś tam dłubał.

No ale Pruszków to nie Warszawa, może urzędnikom miejskim nie chciało się jechać na odległą Krętą oceniać jakości prac, może tak jak wcześniej ja zachwycili się urodą ścieżki z okien WKD?

W drodze powrotnej zrobiłem małą rundę przez miasto. Przejechałem ulicami Andrzeja, Ewy, przeciąłem tory kolejki, wjechałem na Kraszewskiego. Przed skrzyżowaniem z Lipową zaczyna się nowiutka ścieżka, oddana rok temu. Odbija płynnie w prawo, wystarczy na nią wjechać. Ale żeby to zrobić, znów trzeba „wskoczyć” rowerem na kilkucentymetrowy krawężnik. Ponieważ operację należy wykonać pod małym kątem, należy albo zsiąść z roweru i go wprowadzić, albo odbić w kierunku środka jezdni, a następnie skręcić ostro w prawo i pokonać krawężnik pod kątem zbliżonym do 90 stopni. Inaczej można zaliczyć wywrotkę. Znów zastanawiam się, jak to możliwe, że bubel został zaakceptowany przez miasto i zapłacony. To raptem 100 metrów od urzędu. A może wszystkie inwestycje drogowe urzędnicy odbierają zaocznie, zza biurek?

Zaczynam już rozumieć, dlaczego równolegle z budową tunelu pod torami na Gąsinie nie wyremontowano ulicy Działkowej. Dziś nie ma tam chodników ani przejść dla pieszych, mieszkańcy na zakupy do Biedronki, która jest w centrum handlowym Atut, chodzą po piachu, albo błocie – zależnie od pogody. Podejrzewam, że wykonawca tunelu powiedział urzędnikom, że chodniki są, a oni uwierzyli. Po co jechać sprawdzać? Z Kraszewskiego do Biedronki w Atucie jest jeszcze dalej niż na Krętą. To już niemal zagranica.

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: