Autobus do Warszawy – ostatni dzwonek
Już za kilka miesięcy podróżnych dojeżdżających z Pruszkowa do Warszawy czeka armagedon. Potrwa… jakieś 7 lat. Tak, to nie pomyłka. Dla władz Pruszkowa to ostatni moment, żeby załatwić autobus do Warszawy, który choć trochę uniezależni nas od kaprysów kolejarzy.
Pociągi i SKM-ki z Pruszkowa do Warszawy kursują nie jak dziś co około 10 minut w szczycie, ale raz na 20–30 minut. Część kończy trasę we Włochach. Niektóre za Włochami skręcają na tzw. linię obwodową i jadą przez Wolę do Dworca Gdańskiego, gdzie co prawda można przesiąść się do metra, ale poranna podróż do pracy i tak wydłuża się nawet o pół godziny. Część składów z Pruszkowa dociera do Dworca Zachodniego, ale kawałek dalej kończy trasę na nowo otwartym Dworcu Głównym. A może lepiej przesiąść się do WKD? Kolejka nie dojeżdża już do centrum Warszawy – kończy trasę na przystanku Warszawa Reduta Ordona, a w najlepszym razie na tymczasowym peroniku przed Dworcem Zachodnim. I do tego kursuje znacznie rzadziej niż dziś. To nie jest scenariusz science-fiction. Tak naprawdę będzie wyglądała organizacja ruchu kolejowego. Pierwsze utrudnienia odczujemy już w połowie przyszłego roku.
Spółka PKP Polskie Linie Kolejowe zaplanowała dwie gigantyczne inwestycje. Pierwszą będzie przebudowa, a właściwie budowa od zera nowego Dworca Zachodniego. Prace wystartują w pierwszej połowie 2020 roku, a zakończą na przełomie 2022 i 2023. Niezależnie od tego w 2022 albo 2023 roku ma się rozpocząć przebudowa całej linii średnicowej pomiędzy dworcami Zachodnim i Wschodnim. Potrwa do 2027 roku. Jeśli oczywiście wszystko pójdzie z planem – na polskiej kolei wielomiesięczne opóźnienia inwestycji to przecież standard.
Dlaczego te prace zdezorganizują, a chwilami wręcz sparaliżują ruch kolejowy? W przypadku Zachodniego pod torami, równolegle do obecnego tunelu dla pasażerów, z którego wchodzi się na perony, budowany będzie tunel dla tramwajów. Inwestycję finansuje miasto Warszawa. To fragment projektowanej, całkowicie nowej linii z Woli, pod Dworcem Zachodnim i dalej na południe – przez Pole Mokotowskie do ulicy Puławskiej, aż do Wilanowa. Przy Dworcu Zachodnim powstaną dwa podziemne przystanki tramwajowe: w okolicach dzisiejszego dworca (tam gdzie działa McDonald’s) i po drugiej stronie torów kolejowych w rejonie peronu 8 na linii obwodowej. Kopanie tunelu oznacza rozebranie torów WKD i kolejowych. Ruch pociągów będzie możliwy, ale zostanie drastycznie ograniczony.
Jednocześnie z budową tunelu tramwajowego spółka PKP PLK całkowicie przebuduje wszystkie perony i cały układ torowy. Po skończeniu prac Zachodni ma być najnowocześniejszym i najpiękniejszym dworcem w Polsce, z częściowo zadaszonymi peronami.
Z kolei remont trasy średnicowej, który ma wystartować w 2022 albo 2023 roku i potrwa co najmniej cztery lata, oznacza całkowite wstrzymywanie ruchu na linii dalekobieżnej (pociągi będą wtedy kursować przez Warszawę Śródmieście) oraz na podmiejskiej (wtedy pojadą przez Dworzec Centralny). Taka organizacja ruchu nie jest jeszcze pewna, ale jest najbardziej prawdopodobna (kolejarze mieli nawet pomysł, żeby linię średnicową całkowicie zamknąć, ale nie zgodziły się na to władze Warszawy). Ciekawostką jest to, że na linii podmiejskiej zlikwidowany zostanie obecny Dworzec Powiśle, w zamian powstaną dwie nowe stacje: pod rondem de Gaulle’a oraz w rejonie Wisłostrady.
Co prawda, żeby zminimalizować paraliż, kolejarze kończą właśnie odbudowę Dworca Głównego koło placu Zawiszy i tam kierowana będzie spora część pociągów z i do Pruszkowa, ale dojadą tam tylko te, które… przebiją się przez przebudowywany Zachodni. Jak by na to nie patrzeć, czeka nas 7 lat zgrzytania zębami.
Oczywiście, tak jak dwa lata temu, gdy ruszał remont linii kolejowej z Grodziska Mazowieckiego przez Pruszków do Warszawy, zarówno Koleje Mazowieckie, jak i SKM będą uruchamiać zastępcze linie autobusowe, ale obaj przewoźnicy zawsze robią z nimi co chcą – a to uruchamiają kursy na parę tygodni, a potem zawieszają, a to zmieniają rozkłady, albo puszczają autobusy tylko w dni robocze itp. Dokładnie tak było zeszłej jesieni z linią ZS1.
Dla Pawła Makucha, sprawa linii autobusowej do Warszawy nie jest już tylko kwestią honorowego wywiązania się z obietnic, ale zaważy na jego popularności i może w dużym stopniu zadecydować o reelekcji w 2023 roku.
Jest tylko jeden sposób, żeby zminimalizować trudności i w jakimś stopniu uniezależnić się od kaprysów KM i SKM: jak najszybciej, najlepiej od początku przyszłego roku, uruchomić linię autobusową z Pruszkowa do Dworca Zachodniego. Współfinansowaną przez warszawski Zarząd Transportu Miejskiego oraz miasto Pruszków. To współfinansowanie pozwoliłoby urzędowi miasta współdecydować o rozkładzie i częstotliwości kursów. Linię można by dowolnie modyfikować, na przykład dokładając kursy finansowane wyłącznie przez ZTM w razie maksymalnych utrudnień na linii kolejowej. Ale funkcjonowałaby ona cały czas, nie byłaby regularnie zawieszana i odwieszana i pozwoliłaby mieszkańcom Pruszkowa na bieżąco dopasowywać sobie godziny odjazdów, aby dojechać rano do pracy na czas. Pamiętajmy też, że podczas prac modernizacyjnych na kolei rozkład jazdy pociągów tak naprawdę staje się fikcją, opóźnienia sięgające 20 czy 30 minut stają się codziennością. Autobusy byłyby więc istotnym supportem dla niewydolnej kolei.
Lada dzień Urząd Miasta Pruszkowa ujawni wyniki ankiety, która od kilku miesięcy prowadzona była na stronie internetowej i dotyczyła proponowanego przebiegu nowej linii autobusowej do stolicy. Na październik prezydent Paweł Makuch zapowiedział spotkanie z mieszkańcami w tej sprawie. W niedawnej rozmowie deklarował, że uruchomienie autobusów jest pewne. Na spotkaniu warto, żeby określił przybliżoną datę, choć optymalny wydaje się styczeń 2020 r.
Dla Pawła Makucha, w obliczu zbliżających się ogromnych utrudnień na kolei, sprawa linii autobusowej do Warszawy nie jest już tylko kwestią honorowego wywiązania się z obietnic, ale zaważy na jego popularności i może w dużym stopniu zadecydować o reelekcji w 2023 roku. Ostatnie miesiące urzędowania Jana Starzyńskiego były przykładem niemocy w negocjacjach z ZTM w sprawie utrzymania linii ZP, ten brak skuteczności miał wpływ na ostateczny wynik wyborczy. W przypadku Pawła Makucha będzie dokładnie tak samo – najbliższe wybory samorządowe odbędą się przecież w apogeum kolejowego armagedonu.