Arkadiusz Gębicz zawiesza aktywność, ale ludzie z komitetu Pruszków – Dobro Wspólne chcą działać dalej
Arkadiusz Gębicz, założyciel i prezes stowarzyszenia Za Pruszków!, lider komitetu wyborczego Pruszków – Dobro Wspólne, nigdy nie krył, że gra, którą toczy, jest o wszystko. Albo prezydentura i własny klub w radzie miasta, albo wycofanie się z publicznej działalności. – Nie chcę zajmować się załatwianiem drobnych spraw, ja chcę wdrożyć nową strategię zarządzania miastem. Pruszków potrzebuje rewolucji – mówił w prywatnych rozmowach. – Jeśli przegram to znikam, nie interesuje mnie wyłącznie recenzowanie urzędu z pozycji mieszkańca. Jak nie zostanę prezydentem, będzie mi wszystko jedno, kto zasiądzie na tym fotelu, czy Makuch, czy Landowski, czy Bąk, czy ktokolwiek inny, bo tu nic kompletnie się nie zmieni.
W te deklaracje mało kto wierzył, traktowano je jako typowy dla Gębicza folklor retoryczny. Ale dziś, po przegranej, Gębicz zrobił dokładnie to, co zapowiadał. Na swoim oficjalnym profilu zamieścił post zatytułowany „Pożegnanie”. Napisał, że po prawie sześciu latach udziału w samorządowym życiu Pruszkowa żegna się – z przeświadczeniem ciekawie spędzonego czasu. „Pora zrealizować zapowiedzi i deklaracje złożone przed wyborami. Znikam zatem ze społecznego życia Pruszkowa i okolic. Oczywiście znikam w poczuciu niedosytu, bo szczerze wierzyłem w dobry wynik KWW Pruszków – Dobro Wspólne”. Usuwa też swoje zdjęcie profilowe.
Kiedy rozmawiamy telefonicznie, Gębicz jest na urlopie za granicą. Nie chce dyskutować o swojej decyzji, mówi że jest ostateczna i nie podlega negocjacjom. Oczywiście, nie wyprowadzi się z Pruszkowa, utrzyma kontakt z przyjaciółmi i ekipą, którą zebrał. Może służyć radą i pomocą, jeśli ktoś go poprosi, ale nie będzie słać wniosków do urzędu miasta czy zabierać głosu na sesjach rady miasta. – Nie ma dla mnie znaczenia, czy w drugiej turze wygra Makuch czy Bąk – słyszę jego tradycyjny tekst.
Rozmowy z ludźmi skupionymi w komitecie Pruszków – Dobro Wspólne są podobne, pobrzmiewa w nich złość na rozstrzygnięcie wyborcze, a poczucie rozczarowania jest ogromne.
– To był duży cios. Zrobiliśmy kawał roboty, mieliśmy solidny program, tymczasem okazało się, że on w ogóle nie jest istotny, bo liczy się partyjne logo – mówi aktywistka ekologiczna Anna Gawryś. – Wynik wyborów jest tym bardziej przykry, że fragmenty naszego programu, który opublikowaliśmy bardzo wcześnie, odnajdowaliśmy potem u innych kandydatów. Ogólnie jest mi smutno.
W przeciwieństwie do dotychczasowego lidera Gawryś nie zamierza się wycofywać. – Chcę sfinalizować projekt stworzenia Parku Krajobrazowego „Nad Utratą i Raszynką”, na pewno tego przypilnuję. Działam w Społecznym Komitecie Ochrony Falent. Właśnie wybieram się do Krakowa na konferencję organizowaną przez Fundację Sendzimira dla zielonych liderów, będziemy dyskutować o zielonych pierścieniach wokół miast. Mam zamiar robić swoje – deklaruje.
Aktywność społeczną zamierza też kontynuować prawnik Jakub Dorosz-Kruczyński. – Jest kilka spraw w Pruszkowie do przeprowadzenia od strony prawnej, trzeba się tym zająć – mówi ogólnikowo. – Na pewno będę wspierać naszego radnego Bartka Brzezińskiego.
Powraca do wyborów, ale stara się w nich szukać dobrych stron. – Oczywiście, że nasze apetyty były większe, ale ja wyniku nie uważam za zły. Jest przyzwoity, włożyliśmy nogę między drzwi, zdobyliśmy poparcie powyżej 10 proc., więcej niż komitet Pawła Makucha. To cieszy – mówi Dorosz-Kruczyński.
Aktywiści, wciąż na mieście nazywani „ludźmi Gębicza”, zaczynają powoli organizować się w rzeczywistości, która ich zaskoczyła. Rozważają powołanie nowego stowarzyszenia, z nowym liderem, którym zgodnie przyznają, powinien zostać Bartosz Brzeziński. Jego nazwisko przewija się we wszystkich rozmowach – to zrozumiałe, lubiany maliszanin zdobył w okręgu nr 2 ponad pół tysiąca głosów, co pozwoliło zyskać mandat w radzie miasta.
W czwartek na facebookowym profilu komitetu Pruszków – Dobro Wspólne pojawił się nawet post sygnalizujący, że Brzeziński mógłby być twarzą starego-nowego ruchu. „Mieszkańcy Pruszkowa dokonali wyboru, który wnosi świeżą energię i nową perspektywę do naszej lokalnej polityki. Jako osoba głęboko zaangażowana w życie lokalne, Bartosz Brzeziński już od lat aktywnie przyczynia się do rozwoju i wzmacniania naszej społeczności. Jego nieustanne zaangażowanie w projekty społeczne i gotowość do podjęcia nowych wyzwań czynią go idealnym kandydatem do wprowadzenia nowych pomysłów i inicjatyw w naszym mieście (…) reprezentuje te wartości, które wspólnie uznajemy za kluczowe dla przyszłości Pruszkowa: innowacyjność, dbałość o środowisko i dobro wszystkich mieszkańców”.
Oczywiście, we wszystkich rozmowach pojawia się też nazwisko Gębicza. Mimo wszystko ludzie nie dowierzają, że można z dnia na dzień schować się w domu, zająć swoim biznesem i zostawić to, w co włożyło się tyle serca. Rzecz jasna, zgodnie z porzekadłem można rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, ale przecież Gębicz nigdzie się nie wybiera. A z aktywnością społeczną jest jak z polityką – wciąga jak narkotyk. Odwyk bywa niemożliwy.