30 czerwca 2024 r. – to termin naprawienia jazu na Utracie. Czy ta epopeja wreszcie się skończy?
Tym światełkiem jest draft porozumienia między miastem Pruszków a Wodami Polskimi, w którym zapisana została data zakończenia remontu zepsutego od niepamiętnych czasów jazu na Utracie: 30 czerwca 2024 roku. Remont mają przeprowadzić Wody Polskie jako właściciel urządzenia, ale zapłaci za niego w całości Pruszków. No, prawie w całości, bo poniesie 99 proc. kosztów, choć nie więcej 450 tys. zł.
Prezydent Paweł Makuch przyszedł na czwartkową sesję Rady Miasta Pruszkowa z projektem porozumienia i projektem uchwały w sprawie wyrażenia zgody przez radę miasta na poniesienie wskazanych w porozumieniu kosztów. Po długiej dyskusji radni wyrazili zgodę 18 głosami „za” przy dwóch wstrzymujących się (Anny-Marii Szczepaniak oraz Andrzeja Kurzeli). Nikt nie był przeciw.
Dlaczego dyskusja była długa? Bo porozumienie roi się od niedopowiedzeń i wątpliwości. Przede wszystkim, czy 450 tys. złotych wystarczy na naprawę? Skąd ta kwota w ogóle się wzięła? Na jakiej podstawie została oszacowana? A co w sytuacji, gdy naprawa jazu wyjdzie drożej i wykonawca zażąda na przykład 600 tysięcy – kto pokryje różnicę i w jakich proporcjach? Pytania zadawali prezydentowi Anna-Maria Szczepaniak, wiceprzewodniczący rady Piotr Bąk, przewodniczący Krzysztof Biskupski i szef Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Karol Chlebiński.
Jak w większości tego typu przypadków, odpowiedzi Pawła Makucha były ogólnikowe i wymijające – nie ma podstaw do kwestionowania kwoty, do draftu porozumienia wpisały ją Wody Polskie (prezydent przyznał to dopiero po dłuższych naciskach i dopytywaniu), władze Pruszkowa nie protestowały, a jeśli zabraknie pieniędzy… ale dlaczego miałoby zabraknąć? No więc jak zabraknie to porozumienie się aneksuje i prezydent zwróci się do radnych o zwiększenie kwoty. Na pytanie Piotra Bąka, czy Wody Polskie mają w ogóle gotowy projekt remontu jazu, prezydent odparł, że nie ma takiej wiedzy.
Co ciekawe, w projekcie porozumienia występowała „łysa” kwota 450 tys. zł, nie wiadomo, czy to wartość brutto, czy netto. Na wniosek radnego Karola Chlebińskiego do dokumentu dopisano słowo „brutto”.
Mając zgodę radnych na zabezpieczenie pieniędzy w budżecie miasta prezydent może teraz podpisać porozumienie z Wodami Polskimi, a mieszkańcom Pruszkowa pozostaje czekać na szczęśliwy finał tej przydługiej, nudnej i kompromitującej dla władz Pruszkowa epopei. Dlaczego kompromitującej? Bo postronnemu obserwatorowi trudno byłoby uwierzyć, że władze jakiegokolwiek miasta w kraju należącym do Unii Europejskiej nie są w stanie poradzić sobie przez 5 (słownie: pięć) lat z naprawą małego urządzenia na małej rzece. Szkoda już czasu na przytaczanie wszystkich wydarzeń towarzyszącej procedurze zmierzającej do ustalenia, kto jest właścicielem jazu, a więc kto powinien przeprowadzić naprawę (miasto czy Wody Polskie). Przypomnijmy tylko, że prezydent Paweł Makuch wraz z zastępcą Konradem Sipiera ściągnęli nawet do Pruszkowa samego wiceministra infrastruktury (z PiS), aby pomógł rozwiązać konflikt między miastem (którego wiceprezydent jest polityk PiS, zaś prezydenta wspierają radni PiS), a państwowymi Wodami (podległymi bezpośrednio rządowi PiS). Wiceminister jednak nie pomógł, wizyta miała miejsce w marcu 2022 roku, mamy październik 2023, a jaz jak nie działał, tak nie działa.
Ten mały jaz, o który toczy się ta wielka batalia, jest dla Pruszkowa ważny. Spiętrza wodę na Utracie kierując jej część kanałem do stawów w parku Potulickich. Od wielu lat jest jednak zepsuty i nie można regulować jego wysokości. W efekcie Utrata podczas wysokich stanów wody podtapia domy w Malichach powodując szkody.
Zdumieni tą bezradnością w niemrawej walce o naprawę urządzenia, żeby prezydenta jakoś zmobilizować do działania, pruszkowscy radni powołali na początku 2022 roku nadzwyczajną komisję ds. rozwiązywania problemów hydrologicznych, ale nic nie zdziałali. Prezydent z zastępcą bojkotowali jej prace, nie wzięli udziału w ani jednym posiedzeniu, a fakt ściągnięcia do Pruszkowa wiceministra ukryli przed radnymi – poinformowali o nim post factum, gdy ministra już w mieście nie było.
Podsumowując: dziś mamy wreszcie pozytywną informację – do połowy przyszłego roku jaz ma zostać naprawiony. Negatywne informacje są takie, że nie ma żadnych gwarancji, że termin jest realny i zostanie dotrzymany. Pewne jest jedno: trwająca pięć i pół roku kadencja samorządowa okazuje się za krótka, aby ekipa rządząca Pruszkowem była w stanie poradzić sobie z rozwiązaniem drobnego problemu na małej rzeczce.