3 rzeczy, które Pruszków mógłby zrobić dla sławy i pieniędzy
Już w tę sobotę odbędzie się pierwsza impreza z długiej listy letnich pruszkowskich eventów – Dni Pruszkowa. Potem będzie jeszcze kilka innych widowisk, a na koniec “Żegnaj lato na rok…” i… żegnajcie mieszkańcy na rok, do zobaczenia dopiero na kolejnych Dniach Pruszkowa… w przyszłym roku.
W Pruszkowie od zawsze odbywało się wiele koncertów, tak jest do dziś. Pamiętam, że kiedyś większość z nich (albo nawet i wszystkie, niech mnie ktoś starszy poprawi) odbywały się na zniczu. Pruszków to koncerty, koncerty i koncerty. Czasem dla odmiany między tymi koncertami jest jakiś inny koncert, a gdy już wszyscy się nakoncertują, to tak w ramach odpoczynku od koncertów miasto organizuje jeszcze jeden koncert.
Rzecz jasna aranżowanie imprez, gdy pogoda dopisuje, jest rzeczą absolutnie pozytywną i potrzebną, miasto nie może jednak zapominać o drugiej połowie roku, mieszkańcy nie udają się wtedy na sen zimowy – oni czuwają i dalej potrzebują rozrywki (omijam temat imprezy sylwestrowej, która jest w Pruszkowie bardzo mała).
Oto trzy dosyć rozsądne propozycje cyklicznych eventów, które mogłyby odbywać się w naszym mieście w pomiędzy październikiem a kwietniem. Te imprezy nie tylko rozerwałyby mieszkańców w czasie jesienno-zimowej depresji, ale także przyciągałyby ludzi z całej Polski, a nie tylko z okolicznych gmin:
1. Maraton/półmaraton
Kto lubi biegać? Widzę las rąk i nieco większą łąkę nóg. Wieczorami po ulicach i parkach biega naprawdę wielu pruszkowiaków, sam należę do tego grona. Imprezy biegowe cieszą się w Polsce coraz większą popularnością – organizują je tak największe metropolie, jak i najmniejsze mieściny. Co prawda w Pruszkowie co sobotę odbywa się 5-kilometrowy Parkrun oraz czasem coś większego (raczej bardzo czasem), ale są to imprezy docelowo tylko dla nas – pruszkowiaków (plus brwinowiaków, piastowiaków, komorowczaków, podkowian leśnych itd.). Czemu by nie zorganizować biegu nastawionego na uczestników z całej Polski, biegu na naprawdę poważny dystans? Wytyczanie trasy maratonu (od biedy półmaratonu) nie byłoby raczej aż tak wielkim problemem, ale muszę przyznać – byłoby naprawdę kręto (pomijam kwestie ruchu samochodowego, takie imprezy odbywają się w weekend). Można postarać się o kilku dużych sponsorów (w Pruszkowie nie brakuje poważnych inwestorów, fabryk czy dużych firm).
Co z tego będziemy mieć? Dobry event, który przyciągnie nie tylko zapaleńców z naszego miasta, nie tylko z powiatu, ale być może z całego województwa i całej Polski! Jest także szansa, że pojawi się jakiś Kenijczyk i pobije rekord świata w biegu maratońskim schodząc poniżej dwóch godzin, a to wszystko u nas, w Pruszkowie!
2. Festiwal filmowy (kino offowe, filmy amatorskie, krótkometrażówki)
Na comiesięcznych spotkaniach Pruszkowskiego Klubu Filmowego zbiera się naprawdę wielu pruszkowiaków. Naprawdę cieszy fakt, że jest w naszym mieście tak wielu miłośników X muzy, którzy nie tylko chcą obejrzeć coś ambitniejszego, czego nie puszczają w mulitpleksach, ale także zostają po seansie i dyskutują na temat ujrzanego obrazu. Łącząc siły PKF i Biura Promocji Pruszkowa mógłby powstać festiwal filmowy z prawdziwego zdarzenia, który przyciągnąłby zapaleńców z całej Polski, a Pruszków na jeden dzień stałby się jej filmową stolicą. Co więcej, czerpiąc z historii naszego miasta, nasz festiwal mógłby być “festiwalem filmów gangsterskich” – to by było coś! Ktoś skazuje to na porażkę? Że niby Pruszków jest na to za mały? Pruszków nie posiada tradycji filmowej? Przytoczę historię festiwalu Solanin odbywającego się od 2009 roku w Nowej Soli (pozycja obowiązkowa na mapie polskich festiwali filmowych. Co ciekawe, w jury Solanina często zasiadają ikony polskiego kina, jak np. Jerzy Stuhr). Na ich stronie przeczytamy: “Solanin Film Festiwal startuje i jest doskonałym przykładem, ile potrafi zdziałać ludzka siła determinacji, by niematerialną ideę przekształcić w prawdziwe święto kina w niedużym przecież mieście, które takiej tradycji nie posiadało.” Nowa Sól to miasto z 40 tysiącami mieszkańców, Pruszków ma ich 60.
Coś jeszcze? Przytoczę przykład Kalisza Pomorskiego (miasto z lekko ponad czterema tysiącami mieszkańców), który postanowił zorganizować w tym roku pierwszą edycję swojego festiwali filmowego, który nazwał “Kaliszfornia”! Można? Można!
Fajnie by było za dwadzieścia lat zobaczyć, jak cała Polska zapomina o Oscarach, zapomina o Cannes, zapomina o BAFTA, Złotych Globach etc. i skupia się na tym, kto dostanie w tym roku statuetkę Złotego Żbika w kategorii najlepszego filmu.
3. Konwent miłośników fantastyki
Każdy kojarzy Copernicon albo Pyrkon – to przecież imprezy na skalę kraju. Niektórzy kojarzą także Brwikon – naszą “podwórkową” wersję owych konwentów. Brwikon zaliczył 3 udane edycje, z których każda kolejna cieszyła się jeszcze większą popularnością od poprzedniej. Inicjatywa z niewiadomych względów obumarła i do dziś nie doczekała się kontynuacji. Czemu by nie przejąć schedy po brwinowskim konwencie i nie przystąpić do organizacji Pruszkonu? Byłaby to kolejna impreza na mapie konwentów, której nie mógłby przegapić żaden fan fantastyki, nawet sam Janusz Korwin-Thanos-Mikke (który ma w zwyczaju takowe konwenty odwiedzać).
Biuro Promocji miasta (to nie tajemnica) ma duży budżet, którym, wydaje mi się, nie za bardzo umie dysponować. Koncerty to fajna sprawa, to prawda, jednak nie samymi koncertami i nie tylko latem pruszkowiak żyje. Zaniedbywanie tej chłodniejszej połowy roku nie przyniesie miastu żadnych korzyści.
P.S. Nie zapomniałem o kinie letnim, nie zapomniałem o kajakach w Potuliku, nie zapomniałem o nightskatingu – po prostu najlepsze zostawiłem na koniec. To są najbardziej sensowne eventy, jakie to miasto na razie organizuje, naprawdę.