Logo facebook - Ikona Logo instagram - Ikona Logo youtube - Ikona
zpruszkowa.pl logo

Arkadiusz Gębicz: Nie jestem jak Paweł Makuch, zaprezentowałem moich przyszłych zastępców, żeby uciąć spekulacje

Sławomir BUKOWSKI
Pytamy kandydata na prezydenta Pruszkowa m.in. o to, czy potencjalni wiceprezydenci mają jakieś przygotowanie menedżerskie i dlaczego nie wziął udziału w akcji STOP HEJT?
Gębicz Foto
Ilustracja: Gębicz Foto

Najbardziej znany pruszkowski aktywista, prezes założonego przez siebie stowarzyszenia Za Pruszków!, w styczniu 2022 roku założył na Facebooku profil opisując się jako „kandydat polityczny”. „Nie przebiera w słowach – z czego jest znany, nie przejmuje się tym, że bardzo zasadniczym podejściem do oponentów seryjnie produkuje sobie przeciwników. Dyplomacja nie jest jego mocną stroną, ale jednego odmówić mu nie można: zajadle broni Pruszkowa przed zalewem nieprzemyślanych inwestycji, wskazuje błędy planistyczne, pokazuje że wiele przedsięwzięć można by zrobić taniej, walczy o przyrodę i najbardziej leżący mu na sercu park Potulickich” – pisaliśmy wtedy o nim.

Gębicz konsekwentnie unikał złożenia jasnej deklaracji, czy wystartuje na prezydenta, zrobił to dopiero w poniedziałek 26 lutego. Wcześniej poinformował, że zarejestrował komitet wyborczy Pruszków – Dobro Wspólne.

 

Sławomir Bukowski: Jako szósta osoba – być może ostatnia – zakomunikował pan wprost, że powalczy o urząd prezydenta Pruszkowa. Skąd to opóźnienie?

Arkadiusz Gębicz: Ostatni będą pierwszymi (śmiech). A mówiąc serio, wszystko zostało przemyślane i jest realizowane wedle ustalonego scenariusza. Na projektem politycznym pracujemy od czerwca ubiegłego roku. Wtedy zaczęliśmy spotykać się w dużej grupie ludzi, rozmawiać o naszych pomysłach, ustalać priorytety dla Pruszkowa w różnych obszarach. W gronie liczącym kilkadziesiąt osób uznaliśmy, że nie człowiek jest najważniejszy w tej układance, tylko program, bo to ludzie będą realizować program, których przedstawimy. Ja wszedłem na scenę polityczną po zaprezentowaniu 10 obszarów strategicznych, które definiujemy jako kierunki, w które chcemy pójść, by budować Pruszków. Teraz zaczynamy promocję osób, które mają nasz program wprowadzać w życie, a na pierwszy ogień poszedł organ, który ma największy bieżący wpływ na funkcjonowanie miasta, czyli prezydent Pruszkowa.

 

W poniedziałek zaprezentował pan dwoje potencjalnych zastępców prezydenta. To nie jest standard ani w Pruszkowie, ani w Polsce samorządowej, że kandydat już przed pierwszą turą wyborów mówi o personaliach. A co, jeśli ci ludzie się wykruszą?

Arkadiusz Gębicz: To nie był mój pomysł, tylko efekt wielogodzinnych dyskusji w gronie kilkudziesięciu osób i wspólnie zaakceptowany. Wiem, że to niestandardowe działanie w polskich realiach, bardziej charakterystyczne dla amerykańskiej polityki, ale podjęliśmy je z dwóch powodów. Po pierwsze, pamiętamy historię najnowszą i zapowiedzi Pawła Makucha z 2018 roku, że w razie wygranej nie wprowadzi tylnymi drzwiami partii wodzowskiej do władzy w Pruszkowie – on tę obietnicę złamał już w pierwszym miesiącu funkcjonowania na stanowisku prezydenta, nie dotrzymał przyrzeczenia wyborczego. Tymczasem to przyrzeczenie było powodem, dla którego wielu mieszkańców na niego wtedy zagłosowało, także ja. Oddając głos na Pawła Makucha brałem pod uwagę jego zapewnienia, że nie wpuści partii politycznej do organu wykonawczego miasta w postaci swojego zastępcy. My chcemy uniknąć wszelkich rozczarowań. W pruszkowskim internecie przykleja mi się mnóstwo łatek, przypisywano mi członkostwo chyba w każdej partii, włącznie z PiS, i zwyczajnie obawiałem się narracji, że będę taki jak Paweł Makuch. Dlatego prezentując konkretne postaci ucinamy spekulacje.

Drugi powód to dążenie do jawności działań władzy samorządowej, o co walczę w tym mieście od samego początku. Postanowiłem tę jawność udowodnić już na starcie. Ludzie mają mieć pewność, na kogo głosują i co wybierają. 

 

Joanna Zammel i Jakub Dorosz-Kruczyński, jako potencjalni wiceprezydenci, nie mają doświadczenia menedżerskiego. Dlaczego mieszkańcy Pruszkowa mieliby oddać głos na osoby bez odpowiedniego przygotowania?

Arkadiusz Gębicz: Z całym szacunkiem, ale to nieprawda. Wbrew opiniom ludzi w internecie ja mam bardzo długie doświadczenie menedżerskie. 30 lat temu zacząłem pracę w biurze reklamy, przez 15 lat piąłem się w hierarchii różnych działów i wydawnictw, doszedłem do stanowiska dyrektora biura reklamy dużego wydawnictwa, które wydawało magazyn z programem TV dla prasy regionalnej w nakładzie prawie 2 milionów egzemplarzy.

 

Pytałem o pańskich zastępców.

Arkadiusz Gębicz: Powoli, dojdziemy do nich. Moje doświadczenie menedżerskie przełożyło się na prowadzenie i rozwijanie własnej firmy, łącznie z tym, że zbudowałem zakład produkcyjny. Potrafię zarządzać ludźmi, potrafię zarządzać procesem produkcyjnym, prowadzić biznes, a przecież miasto trzeba postrzegać tak samo – jako skomplikowany mechanizm różnych zależności.

Teraz moi zastępcy. Asia Zammel wiele lat przepracowała w bankowości, z wielkimi klientami, sama również pracowała w korporacjach i ma przygotowanie menedżerskie. Jest finansistką, skończyła też zarządzanie. Nie funkcjonowała w Pruszkowie w sensie wizerunkowym, ale to człowiek z ogromnym doświadczeniem.

Kuba Dorosz jest akademikiem, ma ogromną wiedzę samorządową z racji swojego wykształcenia i kierunku rozwoju kariery zawodowej. Od dwóch lat jest prezesem lokalnej grupy działania, to komórka samorządowa realizująca rozmaite projekty i on to wszystko ogarnia. Zdobywa doświadczenie menedżerskie. Działa w różnych strukturach samorządowych, do których nie zaprasza się kogoś, kto doświadczeniem i potencjałem nie dysponuje.

Oboje potrafią zarządzać, gdy wejdą na stanowiska w urzędzie miasta problemy nie powinny ich zaskakiwać.

 

Żadna osoba z waszej trójki nie jest specjalistą od oświaty. Komu podlegałby Wydział Edukacji?

Arkadiusz Gębicz: Joannie Zammel.

 

Przecież to bankowiec.

Arkadiusz Gębicz: To specjalistka od zarządzania. Zanim zaproponowałem Asi stanowisko, rozmawiałem z inną osobą, której nazwiska nie mogę teraz wymienić – odmówiła wzięcia udziału w wyścigu wyborczym, bo jest nauczycielką i bała się że, cytując dosłownie, „Makuch ją dojedzie”. Tak wygląda współpraca prezydenta Makucha ze środowiskiem oświatowym w Pruszkowie, że nauczyciel z potężnym doświadczeniem, który bezapelacyjnie sprawdziłby się na stanowisku wiceprezydenta, boi się wystartować z lęku o swoją robotę. Dlatego zdecydowaliśmy się na Joasię Zammel mającą doświadczenie w zarządzaniu.

Natomiast z tą panią, o której wspomniałem, jestem umówiony, że jeśli nasz projekt się powiedzie, to znajdzie swoje miejsce w strukturach urzędu miasta, bo ja potrzebuję jej doświadczenia.

 

Ma pan pięciu kontrkandydatów na urząd prezydenta. To Piotr Bąk, Maksym Gołoś, Michał Landowski, Paweł Makuch i Przemysław Sieciński. Jeśli nie Gębicz, to który z nich ma największe predyspozycje, żeby objąć najważniejszy urząd w mieście w kolejnej kadencji?

Arkadiusz Gębicz: Jest mi dokładnie wszystko jedno, kto zostanie prezydentem, jeśli nie będę nim ja.

 

Mógłby to być nawet Paweł Makuch?

Arkadiusz Gębicz: Nawet on, bo wszyscy ci ludzie gwarantują zachowanie status quo w Pruszkowie, tutaj nic się nie zmieni jeśli którykolwiek z nich wygra wybory. Zadbają, żeby było tak jak było, może tylko zajdą jakieś kosmetyczne zmiany w spółkach na zasadzie TKM („Teraz, k…, my” – stosowane przez niektórych polityków i dziennikarzy obrazowe określenie stosunków panujących w polskiej polityce; zwrot nawiązuje do podejścia lidera, gdy zwycięzca obsadza stanowiska, kierując się podziałem na „my” i „oni” – przyp. red.).

 

Dlaczego nie wziął pan udziału w akcji STOP HEJT zainicjowanej przez Maksyma Gołosia?

Arkadiusz Gębicz: Bo w tym czasie opędzałem się od internetowych hejterów (śmiech). Ja postrzegam tę akcję na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to pretekst dla kandydatów, którzy mają za sobą bogate życie polityczno-biznesowe, a które ciągnie się za nimi i nie jest wygodne – wykorzystali happening Maksyma Gołosia, aby zakomunikować, że każdego, kto będzie im tę przeszłość wypominać, odetną i zamkną mu usta. To nie ma nic wspólnego z walką z hejtem, tu chodzi o pozbycie się świadków przeszłości.

Natomiast druga płaszczyzna jest słuszna, bo hejt istnieje i to co zrobił Konstanty Chodkowski (red. naczelny zpruszkowa.pl – przyp. red.) – tutaj chylę przed nim czoła – zasługuje na uznanie. Mam na myśli rozmowę z byłym radnym młodzieżowego sejmiku Mazowsza Józefem Pietralą, którą umieścił w końcowej części filmu. To, co w Pruszkowie dorośli ludzie zrobili z tym 16-latkiem publikując rozbudowane komentarze na jego temat na hejterskich forach, było obrzydliwe. Ja znam Pietralę od roku, to bystry młody człowiek, kiedyś będzie politykiem, może nawet mężem stanu. Ma ogromny potencjał, tymczasem próbowano go zaszczuć. Dlatego akcji STOP HEJT nie definiuję przez pryzmat wezwania wygłoszonego przez Gołosia, bardziej przez inicjatywę Chodkowskiego, który fajnie to połączył i wykorzystał happening do dobrych celów.

Ja widzę mnóstwo hejtu dookoła siebie, wiele razy padałem jego ofiarą. Po czterech latach nauczyłem się radzić sobie z nim, na mnie on nie ma destrukcyjnego wpływu, sam pan widzi, w jaki sposób odpowiadam na zaczepki w internecie. Jestem i będę politykiem i będę zachowywał się jak polityk. Ale boli mnie, że ten hejt skierowany na mnie wylewa się też na osoby w moim otoczeniu, skupione w projekcie Pruszków – Dobro Wspólne. I tego hejtu nie jestem w stanie wybaczyć.

Artykuły, które również mogą Cię zainteresować: